Rozdział 37

890 17 6
                                    

Nie byłam pewna, czym były te leki, które podał mi Damon. Moje zachowanie było całkowicie bezmyślne i pozbawione rozumu kiedy przyjęłam tabletki od chłopaka nawet nie wiedząc czym były, ale jakoś wątpiłam, bym miała jakiś wybór. Sam sposób, w jaki wręczył mi pigułki, jasno mówił, że miałam je wziąć bez sprzeciwu. W innym razie mógł siłą mi je podać. Po tym co widziałam, byłam pewna, że byłby w stanie to zrobić. Jak bardzo chciałam zobaczyć w nim chłopaka, w którym zakochała się Debby, to nie potrafiłam, mając przed sobą kogoś takiego.

Każdego wieczora Damon przychodziło do mnie i dawał jedne i te same tabletki, a ja po drugiej dawce przestałam nawet myśleć nad ich skutkiem czy sposobem, by oszukać chłopaka. On jednak nie zrezygnował z tego, by sprawdzać, czy aby na pewno go nie oszukałam. Brałam pod uwagę to, że mogli podać mi jakieś podejrzane substancje, ale będąc zamknięta w jednym pokoju bez możliwości wyjścia, powoli traciłam chęć walki. Tym bardziej że po tych lekach czułam ogólną niechęć do jakichkolwiek czynności. Na pewno miały coś w sobie z leków uspokajających, ale czym była reszta, to wciąż pozostawało dla mnie tajemnicą.

Minął niecały tydzień odkąd siedziałam zamknięta w tym pokoju, a prawie dwa od momentu, w którym zostałam porwana. Nie mogłam narzekać na swoich porywaczy, bo przecież nie byłam głodzona, katowana, czy sprzedana. Dostawałam normalne posiłki, ale brakowało mi powietrza. Wariowałam jeszcze bardziej. Chyba chcieli złamać mnie psychicznie, pozostawiając samą z własnymi myślami. Powoli im się to udawało.

Tego popołudnia tak jak zwykle Damon przyniósł mi obiad. Zawsze to on przychodził, choć z początku myślałam, że to Chris będzie tym, który najbardziej decydował co się ze mną stanie.

Obserwowałam bruneta, jak kładzie talerz na stoliku obok łóżka. Śledziłam go pustym wzrokiem. Tak bardzo chciałam już wyjść. By to wszystko się skończyło. Cieszyłam się, że wciąż żyłam, bo inni na moim miejscu mogli nie mieć tyle szczęścia, ale były momenty, w których myślałam, że lepiej byłoby gdyby Chris strzelił do mnie w tamtym magazynie. Nie musiałbym przez to wszystko przechodzić.

Damon zerknął na mnie przelotnie. Nie zareagowałam w żaden sposób. Już przestało robić to na mnie wrażenia. Czy to już syndrom sztokholmsk jeśli zauważyłam cień zainteresowania w jego oczach? Tak czy inaczej, zachęciło mnie to do odezwania się do niego pierwszy raz od kilku dni.

- Mógłbyś zawołał Debby - wypowiedziałam z trudem te kilka słów. Mój głos był tak słaby i cichy, że zaczęłam zastanawiać się, czy nie powiedziałam tego tylko w głowie. Tylko skinienie ze strony chłopaka utwierdziłam mnie w przekonaniu, że dotarły do niego moje słowa.

Potrzebowałam kogoś, kto by mnie po prostu wysłuchał. Nawet jeśli miała być to fałszywa chęć pomocy. Chciałam zwyczajnie się komuś wyżalić. Czułam się tragicznie. Nie wiedziałam, po co mnie tu trzymali? Jak długo chcieli to robić? Co chcieli tym osiągnąć? Ta niewiadoma siedziała w mojej głowie, nie dając zmrużyć oka.

Ocknęłam się dopiero gdy przez drzwi weszła blondynka. Niepewnie stawiała kolejne kroki, jakbym miała ją za chwilę wyrzucić, a przecież sama chciałam, by przyszła. Zatrzymała się przy jednej z szafek i nieśmiało spojrzała w moim kierunku. Nie odzywała się, czekając, aż ja coś powiem. Nie miałam nawet takiego zamiaru, nawet gdybym chciała, to bym nie potrafiła, moje gardło zacisnęło się samoistnie, a ciałem wstrząsnął szloch na widok jej zatroskanego spojrzenia.

Rozryczałam się jak małe dziecko. Debby była wyraźnie zaskoczona moją reakcją, ale potrafiła prędko zareagować i chwilę później siedziała już obok mnie, a jej drobne ręce obejmowały moje ciało. Czułam perfumy, którymi zawsze się psikała i ciepło jakie od niej biło. Tego właśnie potrzebowałam. Poczuć, że komuś na mnie zależało. Skoro nawet moja rodzina nie zainteresowała się moim zniknięciem, a może zrobili to, ale Chris ukrywał to przede mną.

Zanim Cię PoznałamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz