Rozdział 57

618 20 22
                                    

Czułam podekscytowanie, ale i nutkę obawy, jak zareaguję Chris gdy powiem mu, że już kolejnego dnia miałam spotkać się z jego wrogiem. Obawiałam się, co będzie kazał mi zrobić, by wystawić Mullera dla niego. Jednocześnie wiedziałam, że moja zemsta posuwała się do przodu. Już tak niewiele brakowało.

Czy to oznaczało koniec?

Nabrałam powietrza, ale nie wiedziałam, od czego zacząć. Chris za to z cierpliwością godną podziwu w spokoju mnie obserwował. Nie pospieszał, dawał czas, bym poukładała w głowie to, co chce powiedzieć. Lecz tym razem wolałam, by zaczął zadawać pytania. Wtedy łatwiej byłoby mi zebrać myśli.

— Ich szef chce mnie jutro zobaczyć — Wyrzuciłam w końcu z siebie te kilka słów.

Oczekiwałam jakiejś reakcji mężczyzny na moje słowa, ale on tylko dalej stał niewzruszony. Swoim wzrokiem przyglądał mi się uważnie, a ja z każdą sekundą zaczęłam czuć się coraz bardziej nieswojo.

Dlaczego nic nie mówił?

— Sergio był zadowolony, że tak dobrze mi idzie sprzedawanie prochów. Mówił, że szef też się mną zainteresował — dodałam, ale Harris wciąż milczał. — Wiem, że to nie dużo czasu, ale uda ci się coś załatwić, by go dopaść, prawda?

— To nie problem — oznajmił krótko, dosyć szorstkim tonem.

Uchyliłam usta, by w przypływie delikatnej inrytacji spytać, co go ugryzło, lecz w ostatnim chwili ugryzłam się w język.

Od samego początku nasza relacja była oparta na kłamstwie. Znosiliśmy swoje towarzystwo, bo tego wymagała od nas sytuacja, ale teraz gdy jego cel był w zasięgu ręki, nie musieliśmy już dbać o dobre relacje. Gdy akcja się uda, za kilka dni a może już kolejnego, staniemy się dla siebie całkiem obcy. Lub Harris uzna, że zostawiając mnie na wolności, byłoby dla niego zbyt dużym ryzykiem.

Naiwna byłam, myśląc, że po tym wszystkim będę mogła wrócić do starego życia. Jeśli nie Chris, to ludzie Mullera będą chcieli się na mnie zemścić tak, jak ja teraz robiłam to na nich. Wpadłam do bagna po samą szyję.

— Chcą zablokować mój telefon, żebyś nie mógł mnie namierzyć — powiedziałam cicho, tracąc swój entuzjazm. Zbyt bardzo się napaliłam, zapominając, w jak dużym niebezpieczeństwie byłam i jak wiele ode mnie zależało.

Spojrzałam na jego kamienny wyraz twarzy, a w oczach ponownie ujrzałam ten sam lód, który towarzyszył mu przy naszym pierwszym spotkaniu. A może ja przestałam do tej pory zwracać na niego uwagę, bo nie raził mnie on ostatnio tak bardzo.

— Jeśli mam jutro coś zrobić, proszę, powiedz mi o tym wcześniej, nie lubię improwizacji. — Uśmiechnęłam się krzywo, ale widząc, że nie zamierza mi odpowiedzieć, a ja czułam się coraz bardziej niezręcznie, chciałam jak najszybciej stamtąd odejść.

Odwróciłam się w kierunku wyjścia, lecz przed postawieniem kolejnego kroku, powstrzymał mnie jego głos.

— Nie muszę ci nic mówić.

Zwróciłam głowę w jego stronę, będąc zaskoczona jego słowami.

— Co takiego? — wyszeptałam zdumiona.

Co prawda miał rację, nie musiał mi nic mówić. Byłam tylko jego kartą przetargową, ale i jemu zależało, by dopaść Mullera, więc powinien trochę odpuścić i mi pomóc jeśli mieliśmy oboje na tym skorzystać. Nawet jeśli mnie nie lubił, to mieliśmy wspólny interes. Jeszcze ten jeden dzień musiał się ze mną męczyć.

— Nigdzie jutro nie idziesz — oznajmił krótko.

— Idę, Sergio kazał mi przyjść. — Odruchowo zrobiłam krok w jego kierunku, co musiał odebrać jak rzucone przeze mnie wyzwanie, bo zrobił to samo.

Zanim Cię PoznałamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz