Rozdział 11

1.3K 22 31
                                    

Podobno życie w ciągłym stresie i zamartwianiu się niszczyli organizm człowieka. Tak podobno było i chyba moja matka zaczynała się o mnie faktycznie martwić, bo tego poranka nie chciała wypuścić mnie z domu bez porządnego śniadania. Tylko że ja nie potrafiłam wziąć nic do ust kiedy Aaron nie odezwał się do mnie od jego ostatniej wiadomości poprzedniego wieczora. Wmawiałam sobie, że to przez zmęczenie, które dopadło go po pracy i zasnął od razu po powrocie do mieszkania. Lecz gdy nawet następnego dnia mi nie odpowiadał, zdecydowałam się iść do niego. Na szybko wepchnęłam w siebie połówkę bułki i kilkanaście minut później byłam już pod drzwiami bruneta.

Już któryś raz w tygodniu Dobijałam się do jego drzwi, ciągle zastając tylko ciszę i brak jakiegokolwiek odzewu.

Tego dnia chłopak był umówiony do lekarza, a ja miałam iść tam z nim. Obiecałam mu, że kolejny raz go już nie zostawię. Ale jak mogłam dotrzymać słowa jeśli on nie dawał mi znaku, gdzie mieliśmy się spotkać. Nie mogłam przecież koczować pod jego drzwiami. Choć właśnie miałam wrażenie, że powoli tak myśleli o mnie jego sąsiedzi. Musieli mieć mnie już za wariatkę.

Czułam jak mój żołądek ściska się w supeł kiedy wychodziłam z kamienicy bruneta. Przez myśl, że coś złego się stało, ale ja nie potrafiłam w żaden sposób się z nim skontaktować, dodawałam do głowy. Panika powoli przejmowałam zdrowy rozsądek. Rozglądałam się na boki w nadziei, że gdzieś spotkam go na mieście.

Zaczęłam zwracać większą uwagę na mijanych mnie ludzi i tylko pewnie dlatego zauważyłam tych samych typków, których kiedyś spotkałam razem z Aaronem. Teraz również z nim szli. To znaczy myślałam, że to on. Chłopak, który z nimi był, miał dokładnie taką samą czapkę jak Aaron, a i kurtka była podobnego kolory.

Nie myślałam wtedy racjonalnie. Zależało mi tylko by znaleźć bruneta. Ruszyłam za nimi. Nie zwracała uwagi, że ponownie kierowali się w podejrzanie wyglądającą alejkę. Jak głupia poszłam za nimi.

— Aaron? — zawołałam w nadziei, że to naprawdę był on. Jak się okazało, myliłam się.

Trzy pary oczu spoczęły na mnie, a ja zdałam sobie sprawę, że żadne z nich nie należały do chłopaka, którego kochałam. Poczułam, jakby zostało wylane na mnie wiadro zimnej wody. Pojęłam również, że stałam sama przed trójką facetów, wcale nie wyglądających na miłych dżentelmenów, którzy zostawiliby mnie nawet po tym jak widziałam co jeden z nich wręczał młodemu chłopakowi.

— Aaron chyba jednak cię tak dobrze nie pilnuje — zaśmiał się jeden z nich. — A był taki waleczny, by cię przed nami obronić.

— Kasę nam oddał, ale skoro sama do nas przyszłaś, to nie wypada odmówić — dodał drugi. — Podejdź, znajdzie się też coś dla ciebie, jeśli wiesz, co mam na myśli — uśmiechnął się podstępnie.

Zaczęłam się wycofywać, a jeden z osiłków widząc to, chciał udaremnić mi mój plan.

— Nowi dostają trochę za darmo — zachęcił mnie, ale ja wcale nie chciałam go słuchać.

Miałam ochotę strzelić się sama w twarz za to jak głupia byłam. Wepchałam się w sam środek transakcji między dilerem a klientem i myślałam, że uda mi się wyjść z tego cało. Nie od dziś wiadomo było, że nie lubili zostawiać świadków.

— To może ja również skorzystam.

Usłyszałam za sobą głos, od którego wszystkie włoski na ciele zjeżyły mi się, a mięśnie napięły, wyczuwając w nim zagrożenie. Niski ton mężczyzny, który się odezwał, nosił w sobie groźbę, której wcale nie starał się ukryć i był w pełni świadomy o jej obecności. Nie zdziwiłabym się gdyby go to nawet cieszyło.

Zanim Cię PoznałamWhere stories live. Discover now