Rozdział 3

351 28 0
                                    

Obudziłam się z dziwnym uczuciem, że coś jest nie tak. Nauczona kierować się instynktem, rozejrzałam się po moim szarym pokoju, ale nie znalazłam nic podejrzanego.

Przebrałam się szybko w wygodny strój do polowania i zbiegłam na dół. W kuchni nie było nikogo. Dziwne. O tej porze Grover powinien być już na śniadaniu.

Pomyślałam, że zaspał i spokojnie zabrałam się za standardowy zestaw śniadaniowy. Gdy w końcu zniesmaczona wstałam od stołu moje spojrzenie natrafiło na okno, i coś mnie tknęło.

Nigdy wcześniej Groverowi nie zdarzało się zasypać. Ale nigdy też nie zdarzyło się, by ojciec nie przechadzał się rankiem po ogródku. Siląc się na spokój ruszyłam ostrożnie do pokoju brata.

Nie wiem dlaczego, ale stąpałam cicho, jak w lesie, starając się by żadna deska nie zaskrzypiała pod moim ciężarem. Ostrożnie uchyliłam drzwi i stanęłam jak wryta.

Pokój był niewielki, ale Grover zawsze utrzymywał go w czystości. Teraz było inaczej. Rozkopane łóżko stało pod oknem z rozdartą pościelą, mała, drewniana komódka miała wywrócone szuflady, a po całym pomieszczeniu walały się różne przedmioty. Starałam się zapanować nad strachem i pomyśleć racjonalnie. Grover mógł gdzieś pójść, czasem wcześnie rano wychodzi na targ by ukraść świeże owoce. Ale to nie tłumaczyło bałaganu. Poza tym bałagan nie był zwyczajny, wyglądało to tak jakby ktoś szukał czegoś w pośpiechu. Nawet jeśli mój brat wyszedł i rzeczywiście coś zgubił, nie pasuje do niego tak agresywne postępowanie, jak rozrywanie poduszki. Odetchnęłam głośno i postanowiłam jeszcze zajrzeć do sypialni ojca. Rzadko tam bywam. Raczej nie tykam się togo co jest z nim związane, ale teraz nie miałam wyjścia.

Pierwsze co mnie zaskoczyło to to, że drzwi były uchylone. Z rosnącym niepokojem wkroczyłam do pokoju i z sykiem wciągnęłam powietrze. Pomieszczenie było równie zdemolowane jak u Grovera, ale nie było puste.

Na łóżku leżał mój ojciec z szeroko otwartymi oczami i nienaturalnie powyginanymi kończynami. Miał rozszarpane gardło. Krew była wszędzie. Wokół utworzyła się już niewielka kałuża a ze świeżej rany wciąż kapało.

Stałam przez chwilę oddychając ciężko nie mogąc oderwać oczu od postaci rozciągającej się przede mną.

Dopiero po chwili dotarło do mnie to co widzę, upadłam na kolana  i wrzasnęłam.

Nie to, że go kochałam. Był jednak moim ojcem, towarzyszył mi przez całe, życie bez względu na to jak je traktował, był ze mną i z Groverem. Grover! Wsunęłam dłonie we włosy i zaczęłam je szarpać.

Ojca ktoś zabił. Grover musiał coś usłyszeć, albo nie daj Boże widział całe zdarzenie. Może udało mu się uciec. Nie znalazłam ciała, więc musiało.

Ale jakim cudem ja nic nie słyszałam?! Spałam tylko piętro wyżej. I dlaczego po mnie też nie przyszli?

Roztrzęsiona wstałam z podłogi i zorientowałam się, że cała drżę. Wiele razy widziałam śmierć zwierząt, ale nigdy nie człowieka.

Nagle przyszła do mnie myśl, że ktokolwiek to zrobił, ni mógł uciec daleko. Zmusiłam się żeby podejść do ojca i upewnić, się. Rana rzeczywiście była świeża, co więcej była zadana długim nożem. Nauczyłam się tego rozróżniać, tak zabijali bogaci kłusownicy. Tylko dla zabawy. Te rany zazwyczaj były głębsze i cieńsze, ostrze przecinało skórę na tyle gładko, że nie pozostawały żadne inne ślady. Rany od mieczy były szersze, a przy jej końcach lekkie nacięcia, zadawane w skutek kształtu klingi. Z obrzydzeniem cofnęłam się dwa kroki i przytrzymałam szafy. W tej chwili nie ufałam swoim nogom.

Odzyskałam racjonalne myślenie. Wybiegłam na zewnątrz by sprawdzić ślady. Panicznie szukałam czegokolwiek co mogłoby wskazywać na to w jakim kierunku poszli zbrodniarze, lub zbrodniarz. Biegałam wokół naszego domku ale nic nie znalazłam. Czując się bezradna skierowałam się ku chatce Jess i modliłam się by jeszcze była w domu. Nagle moje nogi zaplątały się o coś a ja runęłam jak kłoda na ziemię. Z roztargnieniem wyswobodziłam nogi i już miałam biec dalej gdy uświadomiłam się w co wpadłam. Wolno obróciłam głowę na przedmiot i ostrożnie nie wierząc w to co widzę sięgnęłam ręką przed siebie.

Był to obszerny, lniany  worek z wyszytym nań wielkim krukiem. Drżącymi rękami sprawdziłam czy nie ma czegoś w środku, ale nie. To musiało należeć do mordercy, pewnie uciekając zgubił to. Na jego nieszczęście. Kruk wyglądał jak jakiś herb, miałam nadzieję, że w istocie tak jest. W każdym razie, szłam w dobrym kierunku. Schowałam worek do kieszeni i pobiegłam dalej.

Gdy znalazłam się za ogrodzeniem domu Jess, ujrzałam na ogródku Aghatę, młodszą siostrę mojej przyjaciółki. Miałam do niej krzyknąć czy jest w domu, ale nie zdążyłam, bo przez drzwi jak proca wypadła Jess. Podbiegła do mnie z troską malującą się na twarzy.

-Co jest? - Spytała z napięciem

Przez chwilę nie mogłam wykrztusić słowa. Nie chciały mi przejść przez gardło te informacje.

-Nie wiem - Pokręciłam głową - Ktoś był u mnie w domu w nocy. Grover zniknął, a ojciec nie żyje. Pokoje są całe rozkopane jakby ktoś czegoś szukał. - Uświadomiłam sobie, że płaczę.

Jess patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami z niedowierzania.

-Jak zginął?  - Spytała w końcu rzeczowo

-Miał rozszarpane gardło, długim nożem - Nie musiała dodawać nic więcej, wiedziałam, że tak jak ja zna się na ranach i sposobach jej zadawania.

-Chodź - Pociągnęła mnie za rękę w stronę jej chatki.

Dom Jess nie był wielki, ale stary. Były w nim cztery pokoju które zajmowały dzieci, tylko mojej przyjaciółce przypadł ten zaszczyt posiadania osobnego azylu. Resztę budynku stanowiła kuchnia z jadalnią.

Jess posadziła mnie przy stole i wsadziła w dłoń szklankę wody. Nie chciał mi się pić, ale posłusznie przytknęłam płyn do ust. Jak za sprawą magicznego płynu mój mózg doznał oczyszczenia. Zauważyłam, że przyjaciółka była ubrana do polowania, jak ja, w ciężkie buty, luźne spodnie i skurzaną, obcisłą kamizelkę. Rozejrzałam się dalej i zobaczyłam na kanapie leżącą matkę Jess. Wyglądała na umierającą, ale patrzyła na mnie ze współczuciem i niepokojem. Widocznie musiał wszystko słyszeć.

Jessika w pośpiechu biegała po domu, a ja dopiero po chwili zorientowałam się, że kompletuje broń. Z zaskoczeniem wstałam i podeszłam do niej. Nie patrząc na mnie podała mi krótki nóż, a ja bez słowa wcisnęłam go w cholewkę buta. Przeklnęłam się w myślach, że nie pomyślałam o broni w domu. Nie miałam ze sobą nic. Łuk i strzały stały oparte o ścianę w kuchni, a mój własny nóż wisiał w długim płaszczu podróżniczym.

-Gdzie idziemy? - Spytałam bez większego zainteresowania

-Muszę zobaczyć co się stało - Odparła cicho

-Przecież ci mówiłam.

-Lepiej sprawdzić dwa razy.

-Sugerujesz, że sama nie potrafię ocenić sytuacji? - Warknęłam

-Nie, po prostu, to musiał być dla ciebie wstrząs, więc lepiej jak zobaczy to jeszcze ktoś z poza rodziny. - Patrzyła mi prosto w oczy, a ja musiałam się z nią zgodzić. Byłam roztrzęsiona, nie mogłam temu zaprzeczyć, więc nie mogłam też zaprzeczyć, że czegoś nie przeoczyłam. Zrezygnowana poczłapałam za Jess. Nie chciałam widzieć ciała ojca po raz drugi.

Po drugiej stronieWhere stories live. Discover now