Rozdział 8

273 23 0
                                    

W dalszą drogę ruszyliśmy dopiero następnego dnia, razem z Jess dostałyśmy takie samo śniadanie jak oprawcy. Postanowiłam na razie nie uciekać, z tego co mówili, mogę się od nich czegoś ciekawego dowiedzieć, na temat tych co porwali Grovera. Nie znaczy to, że zaczęłam im ufać, traktowałam ich z taką samą podejrzliwością i nienawiścią jak wcześniej.

Miłym zaskoczeniem było to, że nasze konie, Dracon, Kasztan i Jawis czekały na nas wraz z końmi bandytów. Od razu podeszłam do mojego, a ten zarżał na powitanie. Miałam ochotę poklepać go po nozdrzach, ale miałam związane ręce. Posłałam znaczące spojrzenie Tomowi który akurat był najbliżej. Wzruszył ramionami i niespodziewanie podniósł mnie i posadził na koniu

-Nie o to mi chodziło - Warknęłam

-Co za różnica - Odparł i odszedł do reszty.

Jessica już siedziała na Kasztanie i przemawiała do niego kojąco. Zaczęłam się zastanawiać jak mam prowadzić konia, gdy podjechał do mnie Drew i bez słowa zabrał wodze.

No to przynajmniej jeden problem z głowy. Dowódca narzucił szybkie tępo, ale nikt specjalnie się nie męczył, nawet konie, bo wszystkie dodatkowe bagaże niósł Jawis.

Zorientowałam się że podążamy na północ, czyli mniej więcej tam gdzie początkowo chciałam się udać.  Znudzona wodziłam wzrokiem po zaroślach od czasu do czasu zerkając na towarzyszy. Jess wyglądała na nieco spokojniejszą niż dzień wcześniej, a  oprawcy z kolei byli spięci.

-Jak masz na imię? - Dopiekło nagle spod kaptura. Byłam tak zaskoczona tym pytaniem, że przez chwilę gapiłam się tylko na ciemną postać. Nie znalazłam jednak nic złego, więc odparłam

-Samara - Tylko Jess mówiła na mnie Riki, ale to przezwisko, związane z pewnym epizodem z czasów kiedy dopiero uczyłyśmy się naszego fachu.

Drew nie odpowiedział, ale ja miałam jeszcze parę pytań.

-Co zamierzacie ze mną zrobić - Spytałam obojętnie

-To zależy - Wzruszył ramionami - Na razie cię trochę potrzymamy

-Macie świadomość, że mi się śpieszy - Warknęłam

-Mamy, ale możesz się nam jeszcze przydać - Mówił obojętnie - Zresztą nie możesz narzekać na złe traktowanie

-Rzeczywiście - Powiedziałam sarkastycznie - A te związane ręce i kopanie  na początku, to tylko objaw miłości.

-Nori już dostał za swoje, i nie wiem czy zauważyłaś, ale pilnuję go teraz na każdym kroku. A jesteś związana bo doskonale wiemy, że uciekniesz przy pierwszej lepszej okazji. Poza tym wydaje mi się, że to , że uciekłaś z wioski było najlepszą twoją decyzją.

-Dlaczego? - Spytałam zdziwiona

-Ci ludzie którzy zabili twojego ojca - Ściszył głos - dowiedzieli się, że było dwoje dzieci. Na pewno wrócili po ciebie. Gdybyś tam została, pewnie już byś nie żyła. Póki co z nami jesteś bezpieczniejsza.

-Czyżby?! - Nie obchodziło mnie, czy po mnie wrócili czy nie. Zabiłabym ich.

-Samaro - Westchnął - Myślę, że po paru dniach będziemy wiedzieć, jaki będzie twój dalszy los.

...

Było już ciemno, gdy nagle Al krzyknął ostrzegawczo na moment przed tym jak świszcząca strzała wbiła się w ramię Drew, który natychmiast zeskoczył na ziemię wykrzykując rozkazy.

Mężczyźni dobyli broni, lecz nie mogli wiele zrobić, kiedy atakujący chowa się w krzakach i wypuszcza tuziny strzał. Sprawnie zsunęłam się z Dracona i z nadal związanymi rękoma okryłam się z nim.

Nagle poczułam chłód stali na plecach. Odwróciłam się gwałtownie i odetchnęłam z ulgą.

-Skąd wzięłaś nóż - Szepnęłam do Jess która próbowała przeciąć moje więzy

-Tommy mi dał, żebym cię uwolniła.

Po paru sekundach byłam już wolna. Rozmasowałam nadgarstki przypatrując się jak czterech porywaczy próbuje wypatrzeć łuczników.

Miałam teraz doskonałą drogę ucieczki, nikt nie zwracał na nas uwagi, wystarczył moment, a już by nas tu nie było.

Nagle z zarośli wyskoczyło trzynastu wojowników uzbrojonych po zęby.  Rozpętało się piekło, wróg nie wahał się przed brutalnymi atakami , dążąc co śmierci. W mgnieniu oka podjęłam decyzję, skoczyłam na najbliższego wojownika uderzając go pięścią w głowę, cios okazał się jednak zbyt słaby i mężczyzna okręcił się i wycelował nożem w mój brzuch. Uskoczyłam prędko wykorzystując, że przeciwnik wykorzystując całą swoją siłę, poleciał do przodu, wzięłam kamień leżący obok uderzyłam go w skroń. Bez zastanowienia odebrałam mu broń i podniosłam się w poszukiwaniu kolejnych przeciwników.

Tom walczył ramię w ramię z Norim przeciwko trzem topornikom, Drew z krwawiącym ramieniem tarzał się po ziemi z innym, a Al walcząc jedynie sztyletem pokładał już trzeciego przeciwnika. Ruszyłam na pomoc Drew, rzuciłam się na wojownika z zamiarem wbicia mu ostrza w żebra, ten jednak okazał się nad wyraz szybki i bez trudu odepchnął mnie na bok przyglądając mi się uważnie. Warknął coś pod nosem i wyciągnął ku mnie wielkie łapska. Cofnęłam się, ale moja noga natrafiła na wystający korzeń i potknęłam się spadając na ziemię, wiedząc, że jestem już przegrana, w panice przyglądałam się mężczyźnie. Było w nim coś znajomego, wydatne kości policzkowe i skośne oczy, taka uroda nie była tu powszechna, ale mimo to byłam pewna, że już go widziałam. Patrząc na niego jak zahipnotyzowana nie zauważyłam błyszczącego sztyletu, który zbliżał się w stronę mojej klatki piersiowej.

Nagle Azjata wywrócił oczami i padł na plecy z wystającym zakrwawionym nożem. Nade mną pojawiła się głowa z czarnymi, długimi włosami, brązowymi oczami i lekkim zarostem. Zdałam sobie sprawę, że to Drew, któremu podczas walki zsunął się kaptur. Po chwili dotarło do mnie, że próbuje mi coś powiedzieć

-...Chcą ciebie. Uciekaj.

Dowódca nie zwracając na mnie większej uwagi, podniósł się i wrócił w wir walki.

Przerażona obecną sytuacją ale i podbudowana adrenaliną poszukałam wzrokiem Jess, która broniła się właśnie przed nadlatującym mieczem. Podbiegłam do niej ignorując słowa Drew i pomogłam pokonać przeciwnika.

-Jesteś ranna?! - Próbowałam przekrzyczeć gwar

-Nie - Odkrzyknęła Jess. Widziałam w jej oczach przerażenie, tak samo jak  siebie, ale nie mogłam uciec i tak po prostu zostawić chłopaków. Tamci mieli przewagę, i po mimo, że Al i reszta radzili sobie świetnie odnosili coraz więcej ran.

Nagle pociemniało mi przed oczami  i straciłam równowagę, poczułam przeszywający ból w okolicach szyi, z wysiłkiem obróciłam się do tyłu i zobaczyłam kolejnego wojownika kołującego w powietrzu ostrym mieczem, Jess próbowała powalić go na ziemię, ale ten tylko odpychał ją, nie sprawiając wrażenia, jakby cokolwiek to dla niego znaczyło.  Nie miałam sił by chociaż odskoczyć od nadlatującego ostrza, gdy przede mną pojawił się Al i przyjął na siebie zadany cios, który trafił go w udo.

-Uciekaj! - Wrzasnął nie obracając się do mnie.

Czując się okropnie, jak piąte koło u wozu podniosłam się i uwiesiłam się na Jess która prędko odbiegła dalej. Dopiero kilkadziesiąt metrów od miejsca walki padłam na ziemię oddychając ciężko.

Zawsze myślałam, że potrafię o siebie zadbać, a kazało się, że moi porywacze musieli ratować mi życie. Byłam beznadziejna.

Ale teraz musiałam się zastanowić co dalej. Uciekać i szukać Grovera czy czekać na chłopaków i posłuchać jakie mają wobec mnie oczekiwania.

I co to byli za ludzie? Dlaczego chcieli mnie? Czy znaleźli mnie mordercy ojca?


Po drugiej stronieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz