Rozdział 10

250 20 0
                                    

Przez chwilę panowała pełna napięcia cisza, którą w końcu przerwał Nori.

-Co macie nam jeszcze do powiedzenia?

-My? - Zirytowała się Jess - To wy nie mówicie wszystkiego.

-W takim razie...

-Stop! - Zażądał Drew - One mają rację, teraz nasza kolej na tłumaczenia.

Popatrzyłam po nim z zainteresowaniem. Równie dobrze mógł zacząć wciskać nam kit o tym, że powiedzieli nam już wszystko.

-Jak już wiecie - Zaczął - Pochodzimy ze swego rodzaju stowarzyszenia. Naszym głównym celem jest obalenie obecnych rządów i wprowadzenie nowych, sprawiedliwych. Obecnie jednak król jest nieśmiertelny.

Zmarszczyłam brwi na te słowa. Jak to możliwe?

-Przy życiu utrzymuje go przedmiot, który stworzył tysiąc lat temu pewien rzemieślnik jako zapłata za dług. I tak też się stało, tyle, że  człowiek, któremu rzemieślnik był winny, maczał palce w czarnych interesach. Jedni twierdzą, że parał się z wiedźmami, inni uważają, że sam próbował wzywać demony. W każdym razie, skutkiem tego wszystkiego było to, że zagwarantował sobie nadzwyczajną moc. Nikt nie potrafił pokonać go w walce, aż do czasu kiedy do miasta przybył człowiek podający się za czarnoksiężnika. Wyzwał na pojedynek cieszącego się już ogromną sławą niezniszczalnego, po czym bez problemu odebrał mu życie. Podobno, zwycięzca, zanim odszedł zabrał coś przeciwnikowi i powiedział, że dzięki jego magii, kto będzie godzien, nie zginie z ludzkiej ręki.

-Tego przedmiotu szukamy - Dodał Tommy - I podejrzewamy, że miał go w posiadaniu twój ojciec.

Przesuwałam wzrokiem od jednego do drugiego z niedowierzaniem. To co mówili było tak dziwne, że aż miało sens. Król, rządził niesprawiedliwie, posługując się tyranią. Każdej wiosce, która próbowała wznieść bunt, za karę odcinał dostęp do sprowadzania towaru i handlu zagranicznego. Świetnym przykładem byliśmy my. Zacofana miejscowość, żywiąca się jedynie tym co sama zdoła wytworzyć, nie mając informacji ze świata.

-Ale ja nic nie wiem o tym przedmiocie - Wykrztusiłam w końcu

-Blefujesz - Warknął Nori zbliżając się do mnie.

-A ty śmierdzisz - Odparłam tym samym tonem groźnie szczerząc zęby - Ale nikt ci tego nie wypomina. Poza tym, ja mówię prawdę.

-Prawda czy nie, wiele możliwości nie mamy - Przerwał nam Tommy.

Gwałtownie odwróciłam się z powrotem do ogniska i rzuciłam uważne spojrzenie dowódcy.

-Co zamierzasz zrobić?

-To zależy - Wzruszył ramionami - Niewykluczone, że tamci zdobyli już ten przedmiot, ale możliwe, że nie mają bladego pojęcia gdzie może być i ścigają ciebie, w nadziei, że ty wskażesz im miejsce, i to jest bardziej prawdopodobne. Tak czy siak, ty, prędzej czy później udasz się za nimi w poszukiwaniu brata. W naszym interesie też jest ich odnalezienie, i wyciągnięcie informacji. Tak więc mamy wspólny cel, a bez nas jesteście praktycznie bez szans.

Rozważałam chwilę jego słowa. Mówił z sensem, obraliśmy ten sam kierunek, a jeśli mam podróżować sama, w grę wchodzi tylko nocna wędrówka i krycie się po krzakach.

-Nadal będziemy waszymi więźniami? - Wtrąciła Jess

-Nie - Odparł Drew - Będziecie członkami grupy. Pod jednym warunkiem - Dodał - Musicie nauczyć się walczyć. W razie ataku, nie jesteśmy w stanie bronić was dwóch.

-Stoi - Powiedziałam mocno i popatrzyłam na dowódcę, lecz nie zauważyłam jego reakcji, bo jak zwykle nie rozstawał się ze swoim kapturem.

...

Przez resztę postoju oswajałam się z nową sytuacją, nikt mnie nie pilnował, nie musiałam prosić nikogo o pomoc z powodu związanych rąk.

Czułam się dobrze i spokojnie. Pomagałam w pracach obozowych i robiłam to z przyjemności a nie z rozkazu. Było to dla mnie nowe doświadczenie, ale czułam się z tym nie najgorzej.

Na obiad zjedliśmy przyprawioną wodę, która miała przynosić na myśl zupę.

-Jak ty to robisz Tommy, że gotujesz wodę, a smakuje jak zupa? - Spytał Nori gdy siedzieliśmy przy ognisku.

-Tajemnica kucharska - Odparł poważnie, ale widać było, że jego słowa sprawiły mu przyjemność.

-Potrafisz robić też coś innego? - Tym razem pytanie zadała Jess

-Oczywiście - Nasz kucharz wyglądał na oburzonego - Jak upolujesz dzika, to specjalnie dla ciebie zrobię gulasz z dzika.

-Nie ma problemu.

-To zły krok - Wtrącił Drew który do posiłku zdjął kaptur - Zapomniałeś, że one są myśliwymi.

-Nie wierzysz, że potrafię przyrządzić dzika? - Tommy zastygł z łyżką w połowie drogi do ust.

-Jeszcze nas nie zaszczyciłeś tym daniem - Odparł dowódca a kucharz rozdziawił usta w udawanym niedowierzaniu.

Dziwiło mnie jak oni szybko pozbyli się zahamowani, jakie mieli gdy byłyśmy więźniami. Teraz zachowywali się swobodnie, i w zaskakująco pogodnej atmosferze. Droczyli się jak przyjaciele. Ale oni byli przyjaciółmi, upomniałam siebie. Na pewno znają się jak łyse konie i znają wszystkie swoje tajemnice.

Po obiedzie, Drew wstał i oznajmił

-Chcę, żebyście już dzisiaj zaczęły naukę - Odszukał wzrokiem Ala - Zajmiesz się tym?

Ten w odpowiedzi skinął głową i podszedł bliżej.

-Czy to rozsądne? - Wtrącił się Nori - One potrzebują nauczyciela przy którym będą musiały nauczyć się odpierać najsilniejsze ataki. A przepraszam bardzo, ale on nie wygląda na takiego.

Drew wręcz znudzony rzucił mu ostre spojrzenie

-Ja wydaję rozkazy, a ty się masz do nich dostosować. To samo się tyczy mojego wyboru.

Nori zacisnął usta i odwrócił się na pięcie. Domyślałam się dlaczego Al. Pamiętam jak Drew opowiadał mi o jego przeszłości, a to jak radził sobie podczas ostatniej walki tylko to potwierdzało.

-Wprawdzie nie mamy czasu na pełną naukę - Zaczął Al. beznamiętnym tonem - Ale Zrobię co w mojej mocy, byście potrafiły się obronić. Z tego co zauważyłem, sztukę lekkiego chodzenia i refleksu opanowałyście już do perfekcji, więc połowa drogi już za nami.

To powiedziawszy rzucił mi jeden z mieczy, podczas gdy sam wyciągnął drugi.

Dał znak głową, że mam zacząć. Z wahaniem zamachnęłam się z prawej strony, ale zostałam powstrzymana okrzykiem.

-Szeroko nogi! Ugnij kolana! I pamiętaj, że miecz to przedłużenie ręki, nie traktuj go jak patyka.

Posłusznie wykonałam jego rozkazy i ponownie wykonałam ten sam ruch. Tym razem zrobiłam to pewniej i ostrze trafiło by w ramię przeciwnika. Trafiłoby, bo Al. bez trudu sparował moje cięcie i błyskawicznie wycelował własny miecz w moją szyję.

-Już nie żyjesz - Oznajmił ponuro

spięłam wszystkie mięśnie i zamachnęłam się ostrzem tak, by cięcie padło z góry, Al uskoczył z kocią gracją i zamachnął się na moje ramię, zdążyłam jednak odskoczyć do tyłu tylko po to, by przeciwnik trafił mnie płazem miecza między łopatki.

-Miecz jest długi, wystarczy drobny ruch a sparujesz takie cięcie - Mówił spokojnie, gdy ja masowałam obolałe plecy.

Walczyłam w tej sposób jeszcze przez godzinę, a z każda minutą byłam coraz bardziej zirytowana i obolała. W końcu jednak zwaliłam się ciężko na ziemię, a moje miejsce zajęła Jess.

Z satysfakcją obserwowałam, jak na jej ciele przybywa siniaków. Zorientowałam się też, że Nori i Tommy tworzą wdzięczną widownię z ukrycia. Siedzieli przy ognisku i udawali, że rozmawiają, ale ja widziałam, że obserwują nas uważnie komentując każdy ruch.

Za to nigdzie nie widziałam Drew.


Po drugiej stronieWhere stories live. Discover now