Rozdział 12

227 20 0
                                    

Trenowałam z Alem, aż do zmroku, kiedy Tommy oznajmił, że dzik jest gotowy.

Wszyscy byliśmy tak głodni, że nie czekaliśmy aż wystygnie, tylko wpakowaliśmy sobie pokaźne porcje do ust.

Smakowało dość dobrze, było nieco żylaste i suche, ale muszę przyznać, że nasz kucharz naprawdę potrafi gotować.

Gdy jadłam, niespodziewanie powróciły wspomnienia. Kiedyś, kiedy byłam mała, i kiedy matka jeszcze żyła, jedliśmy na wigilię dzika. Po raz pierwszy i ostatni, udało nam się uczciwie kupić taki kawał mięsa. Razem z Groverem zjedliśmy tyle, że nie mogliśmy spać przez całą noc, a rano strasznie bolały nas brzuchy. Na myśl o moim bracie zrobiło mi się smutno, odechciało mi się jeść, miałam ochotę rzucić wszystkim co wpadnie mi w ręce i jak najszybciej udać się na poszukiwania Grovera.

Zdusiłam w sobie to potrzebę i skupiłam się na jedzeniu. Nierozsądne by było teraz odchodzić, zwłaszcza, że nabierałam przekonania, że reszta towarzystwa może mi pomóc.

-To jest całkiem niezłe, Tommy - Kiwnęła z uznaniem Jess

-Niezgorsze - Przyznał Al.

-Niezgorsze?! - Wybuchnął kucharz - To jest niebo w gębie, cud kuchni, najlepsze co w życiu jadłeś i ty mi mówisz, że niezgorsze?!

-Niech ci będzie, nawet dobre.

Tommy prychnął niezadowolony, ale nie odezwał się.

Wbrew sobie uśmiechnęłam się na tą sytuację, była taka sielska i przyjacielska.

-Nie spodziewałem się, że rzeczywiście potrafisz przyrządzać dzika - Powiedział niechętnie Drew, na co kucharz uśmiechnął się dumnie.

-Ja potrafię przygotować wszystko.

-Nie wątpię - Wtrącił Nori z paskudnym uśmiechem - Spróbuj na jutro przyrządzić siebie.

Przyjazna atmosfera natychmiast znikła. On zawsze wie jak popsuć chwilę, pomyślałam.

Drew patrzył na niego uważnie, a Tommy chyba nie do końca zrozumiał co miał na myśli. Zdołałam już na tyle poznać Ala, że wiedziałam, iż pomimo tego, że nadal je posiłek, spiął wszystkie mięśnie gotowy do ataku.

Wygląda na to, że oni znają lepiej swojego towarzysza, bo zareagowali tak samo : podejrzliwością i gotowością do walki, co oznacza, że taka sytuacja nie zdarza się po raz pierwszy.

Ciężki nastrój wisiał w powietrzu.

-Co masz na myśli? - Spytał ostrożnie Tommy

-Ależ nic - Nori uśmiechnął się już opanowany - Żartowałem tylko, nie musicie się mnie obawiać - Aby to udowodnić uniósł ręce w górę, w geście bezbronności.

Zorientowałam się, że nieświadomie również wstrzymywałam oddech, więc powoli odetchnęłam obserwując resztę. Drew i Al zrobili to samo.

.

-Cóż, co dobre to się szybko kończy - Oświadczył Drew - Jess i Al, sprzątacie po kolacji a reszta spać, z samego rana wyruszamy.

Nie trzeba było mi dwa razy powtarzać, wyłożyłam obolałe mięśnie na posłaniu i zasnęłam przy dźwięku szorowanych naczyń.

...

Obudził mnie Tommy otrząsając łagodnie za ramię. Zorientowałam sie, że reszta już wstała i zwijała sprawnie obozowisko. Ktoś wcisnął mi do ręki zeschnięty chleb i popchnął w stronę koni. Gdy sie odwróciłam stwierdziłam, że mojego posłania już nie ma, prócz wypalonej trawy nie było tu  żadnego śladu bytności człowieka.

Na wpół śpiąca, wspięłam się na Dracona i skierowałam go za Jess, która w przeciwieństwie do mnie sprawiała wrażenie całkowicie rozbudzonej i skupionej na jadącym przed nią Drew.

Każdy krok konia sprawiał mi ból w całym ciele, czułam każdy mięsień z osobna. Miałam nadzieję, że nie będziemy długo jechać.

Cały ranek nikt nie odezwał się ani słowem, nie miałam pojęcia gdzie jedziemy i jaki mamy właściwie plan.

Musiałam porozmawiać z Drew. Delikatnie spięłam konia i wyprzedzając Jess ustawiłam się obok wodza.

-Gdzie właściwie jedziemy?

-Przed siebie - Mruknął spod kaptura

-Chcę wiedzieć - Powiedziałam stanowczo

-jedziemy do siedziby naszego stowarzyszenia

-Co? - Zdziwiłam się. Nie tak się umawialiśmy

-Zanim zaczniesz protestować wysłuchaj mnie - Przerwał mi jeszcze zanim zaczęłam - My zostaliśmy wysłani na misję, powiedzieliśmy wszystko co wiemy. Ale dowództwo może wiedzieć więcej.

-Skąd mam mieć pewność, że mnie nie zamkną? - Warknęłam

-Masz moje słowo. Jedziesz tam na własną korzyść.

-No nie wiem - Burknęłam - Ale pewnie nie mam nic do gadania

-Masz - Zaprzeczył - Teraz należycie do drużyny, i macie takie same prawa jak reszta, ale przemyśl to. Oni mogą nam pomóc.

Może i miał rację, ale nie podobało mi się to. Skoro byłam podejrzana, o spisek z jakimś bandytą kradnącym magiczne przedmioty, nie mogłam mieć pewności, że w samym gnieździe tych ludzi mi uwierzą.

-Co się właściwie stało później z tym magicznym przedmiotem? - Spytałam po chwili milczenia.

Drew wydawał się zaskoczony tą zmianą tematu ale przyjął to z ulgą.

-Podobno po śmierci czarnoksiężnika ktoś znalazł ten przedmiot i krążył on między ludźmi jako wartościowy skarb, aż do czasu gdy ktoś zorientował się co to tak naprawdę jest. Wtedy nabrał jeszcze większej wartości. Ludzie toczyli o niego walki, zabijali się nawzajem. Na szczęście w końcu pojawił się ktoś na tyle mądry by ukryć to coś i postarać się by większość ludzi o tym zapomniała.

-Ale co to może być za przedmiot? - Zastanowiłam się

-Nie wiem - Warknął ze złości Drew - Czy ja jestem chodzącą encyklopedią? Postaraj się sama ruszyć mózgownicą!

Byłam tak zaskoczona jego nagłą zmianą nastroju, że nie zdążyłam nic odpowiedzieć, zanim przywódca kłusem wysforował się na kilkumetrowe prowadzenie.

-Nie przejmuj się - Szepnął do mnie Tommy - On czasami ma wahania nastrojów

-Zauważyłam - Mruknęłam - Ale do was jest raczej przyjazny. Aż tak bardzo mnie nie lubi?

-Nie, nie sądzę - Odparł - Nie wiem dlaczego tak jest, ale nie masz się o co martwić, lubi cię tak samo jak nas wszystkich. Jest naszym dowódcą, a dowódca zna swoją drużynę i troszczy się o nią.


Po drugiej stronieWhere stories live. Discover now