Rozdział 5

305 22 0
                                    

Jedyną wskazówką, gdzie mogli pójść bandyci był worek który znalazłam po drodze do Jess. Nie miałyśmy pojęcia czy to na pewno do nich należało, ale lepszego plany nie miałyśmy.

Wioskę opuściłyśmy po dwudziestu minutach szybkiego marszu. Krajobraz zbytnio się nie zmienił, stare drzewa obrastały każdy wolny skrawek ziemi a plączące się pod nogami pnącza tworzyły bezpieczną kołdrę wokół roślin. Lubiłam las, to jedyne miejsce, gzie mogłam być sobą, robić co chcę bez niczyich uwag. Kiedyś się go bałam, rodzice opowiadali nam wieczorami bajki o dzieciach porwanych przez złe skrzaty leśne, ale teraz wiem, że to nie prawda. Minęły lata, a ja z roku na rok zmieniam się i poznaję świat z każdej dostępnej strony. Pamiętam jak raz, po śmierci mamy, byłam tak głodna, że poszłam do burmistrza z nadzieją, że nakarmi swoich obywateli. Byłam naiwna. Jedyne co dostałam to porządny klaps.

-O nie! - Jęknęła nagle Jess odrywając mnie od wspomnień. - Przesiedli się na konie - Wskazała ręką ślady. Wprawdzie mogłyśmy się tylko domyślać czyje są to ślady, ale wskazywały na to, że ludzi było trzech, teraz dołączyło do nich dwóch kolejnych z końmi.

-Nie mamy szans - Warknęłam zdenerwowana

-Chyba, że znajdziemy konie .

-A gdzie tu znajdziesz konie?!

-Wieczorem powinnyśmy dojść do miasteczka, na pewno będzie tam wiele kupców.

-Przecież nie mamy pieniędzy.

-A kto powiedział, że mamy kupować - Uśmiechnęła się do mnie - Jesteśmy ciche niczym cień - Powiedziała tajemniczo.

Mówiła z sensem, dwa konie możemy ukraść, oczywiście od dwóch różnych handlarzy, żeby nie sprawić komuś aż takich strat, a później ujechać jak najdalej i przespać się gdzieś w lesie. Już miałam ją pochwalić, gdy nagle kątem oka zauważyłam lekkie poruszenie w gęstwinie. Tak samo jak przed domem.

Zatrzymałam się gwałtownie a zdziwiona Jess zrobiła to samo i spojrzała na mnie z pytającą miną.  Gestem nakazałam jej milczenie. W napięciu lustrowałam pobocze, jednak nie zauważyłam nic więcej.

-Musiało mi się przewidzieć - Mruknęłam, a Jess rzuciła mi zatroskane spojrzenie. Ruszyłyśmy dalej.

Droga mijała nam szybko, przynajmniej mnie, Jess co jakiś czas nerwowo obracała się do tyłu i prosiła mnie o to samo. Koło południa zatrzymałyśmy się na krótki posiłek i chwilę odpoczynku. Przynajmniej w teorii. Nie podejrzewałam, że mamy coś do jedzenia. Z westchnieniem oparłam się o pień drzewa i przymknęłam oczy. Po chwili jednak znów je otworzyłam zaciekawiona, gdyż moja przyjaciółka szukała czegoś w swoich torbach.

-Czemu nie odpoczywasz?

-Głodna jestem - Odparła nie podnosząc wzroku.

-Mamy coś do jedzenia?! - Zdziwiłam się

-Oczywiście - Obruszyła się - Za kogo ty mnie masz? - To powiedziawszy podała mi suchą bułkę. Może i nie był to sycący posiłek i tak przyjęłam go z wdzięcznością i postanowieniem, że jutro na kolację upoluję jakieś mięso.

Połknęłam prędko bułkę i pogrzebałam we własnych bagażach z których po chwili wyciągnęłam bukłak w wodą. Wypiłam parę łyków i podałam Jessice. Nie było sensu pić z dwóch źródeł osobno.

-Myślisz, że idziemy właściwą drogą? - Wyraziłam swoje obawy.

-Nie wiem, Riki - Westchnęła - Ale innego tropu nie znalazłyśmy, a zawsze to coś.

-Jak sobie pomyślę, że idziemy w złym kierunku a, że Grover jest tam gdzieś i czeka na mnie  a ja.. - Pokręciłam głową.

-Znajdziemy go  - Zapewniła mnie.

Po drugiej stronieOnde histórias criam vida. Descubra agora