Rozdział 47

166 12 2
                                    

Po chwili, drzei uchyliły się lekko i zajrzała przez nie Amy. Przyjrzałam się jej uważnie. Była dość wysoka, szczupła ale też całkiem dobrze umięśniona. Miała złote włosy, które upięła w luźny kok na czupku głowy i oczy wkolorze chmur burzowych, do tego miała na sobie długą ale skromną, błękitną sukienkę. W zasadzie różniła się ode mnie wszystkim, poza umiejętnościami walki. Całe jej ciało o tym mówiło, do tego dochodził jeszcze pewny chód.
Musiałam się dowiedzieć jaką funkcję pełniła.

-Mam nadzieję, że wypoczełaś już nieco - Uśmiechnęła się promiennie

Skinęłam głową w odpowiedzi i wyszłam razem z nią na zewnątrz.

-Jak długo tu jestem? - Spytałam kiedy skierowałyśmy się schodami w dół.

-Od wczorajszego popołudnia - Spojrzała na mnie - Uprzedzając pytanie, teraz jest rano.

Czyli wystarczająco długo czasu zmarnowałam wylegując się w łóżku.

Idąc korytarzami starałam się zapamiętać jak najwięcej szczegółów, a nie było ich zbyt wiele. W zasadzie wszystko tam wyglądało tak samo. Większość pomieszczeń było pokryta mrokiem, jedynym źródłem światła były pochodnie porozmieszczane na ścianach w równych odległościach.

-Mogę cię o coś zapytać? - Głos Amy wyrwał mnie z zamyślenia.

-Jasne - Spojrzałam na nią przelotnie nie wiedząc czego się spodziewać.

-Z tego co wiem, nie od początku wiedziałaś kim jesteś. Jak to jest, kiedy nagle twoje życie obraca się o sto osiemdziesiąt stopni?

Namyśliłam się chwilę.

-Szczerze to do bani - Uśmiechnęłam się krzywo - Pewnie już wiesz, że w moim przypadku zdobycie tej wiedzy było dość brutalne - Skinęła głową na potwierdzenie - Ale nie było łatwo, nagle musiałam nauczyć się walczyć i w każdej minucie martwić o swoje życie. Właściwie dlaczego pytasz? - Zainteresowałam się nagle

Amy wzruszyła ramionami

-Po prostu, ja od dziecka żyję takim stylem i jestem ciekawa jak wygląda życie poza bazą.

Nie odpowiedziałam. Po części dlatego, że nie wiedziałam co, a po części dlatego, że nie mogłam się doczekać kiedy spotkam kogoś znajomego.

Nagle dziewczyna skręciła i delikatnie pchnęła pierwsze drzwi.

W pokoju panował półmrok, weszłam za Amy ledwo panując nad ekscytacją i niepokojem jednocześnie.

Po środku znajdowało się wielkie drewniane łoże, w którym siedział mój brat.

-Grover! - Szepnęłam i podbiegłam do niego. Ten jednak nie zareagował, nawet nie podniósł wzroku.

Poczułam jak po moim policzku spływają ciepłe łzy.

-Grover - Powtórzyłam ciszej i dotknęłam jego ramienia.

Chłopak uniósł gwałtownie głowę i spojrzał na mnie pustym wzrokiem.

-Samara - Szepnął po czym niespodziewanie uścisnął moją dłoń.

I to by było na tyle. Nie odezwał się więcej ani nie poruszył. Zalała mnie fala smutku i złości. Nie wiedziałam czy on jeszcze kiedykolwiek wróci do siebie.

Poczułam dotyk na ramieniu

-Chodźmy - Powiedziała cicho Amy - Dajmy mu odpocząć

Podążyłam za nią bez słowa. Dopiero kiedy drzwi za nami się zamknęły pozwoliłam sobie na kilka łez. Dziewczyna wpatrywała się we mnie bezradnie. Nie winiłam jej za to, co innego miała niby zrobić.

-Już w porządku - przetarłam rękoma oczy - Przepraszam

-Nie masz za co przepraszać - Podeszła bliżej i spojrzała mi w oczy - To nie twoja wina, tylko króla. A ty masz prawo płakać. Ważne żebyś pamiętała kto ma za to zapłacić.

Skinęłam po chwili głową.

Kimkolwiek była ta dziewczyna zdecydowanie była szczera i nie zaliczyłabym jej do wrogów, ale nie spodziewałam się też takich poufnych słów.

-Gdzie idziemy teraz? - Zainteresowałam się kiedy prowadziła mnie krętym i wilgotnym korytarzem.

-Poszukać Drew - Odparła

Nie tego się spodziewałam.

-A Al?

-Nie wolno nam tam jeszcze wchodzić - Zmieszała się - Nadal jest nieprzytomny.

Poczułam ukłucie w sercu. Powinnam być przy nim, jako przyjaciel i ktoś jeszcze...

-Na pewno nie możemy tam zajrzeć?

-Nie - Spojrzała na mnie twardo - Medycy stanowczo zabronili, nie wolno mu przeszkadzać.

Zagryzłam wargę. Zobaczymy, czy tak zabronione.

-Ale - Amy uśmiechnęła się - Miałam ci wyjaśnić jak działamy.

Skinęłam głową, uznając, że ta wiedza jest warta wysłuchania.

-Otóż, pewnie wiesz, że jesteśmy buntownikami. Mieszkamy sobie w tej oto ponurej bazie - Kontynuowała kiedy skinęłam głową - A naszym zastępczym przywódcą jest niejaki Alan. Przystojny, ale raczej nieprzyjemny gość - Skrzywiła się lekko - Jak można się domyślić, nie spodobało mu się, że potomek Lancastra powrócił. Tym bardziej, że jest dziewczyną - Spojrzała na mnie znacząco

-Czy to źle?

-Właściwie nie - Wzruszyła ramionami - Ale jeszcze nigdy w historii, przywództwa nie obejmowała kobieta. Tak jak część z nas jest zaintrygowana tym faktem, tak druga część kategorycznie sprzeciwia się uwzględnianiem cię jako osoby dowodzącej.

Wszyscy natomiast wiedzą, że zbliża się ostateczna walka - Ton jej głosu uległ zmianie - I, że nie poradzimy sobie bez prawdziwego przywódcy.

-Nie uśmiecha mi się to - Mruknęłam

Popatrzyła na mnie ze współczuciem.

-Domyślam się. Ale - Dodała już weselej - Pewnie chciałabyś wiedzieć co robimy kiedy nie bijemy się z królem. Rano zawsze jest śniadanie - Powiedziała kiedy nie odpowiedziałam - Później, zależy kto ma jakie zajęcia. Stratedzy i inne władze obradują całymi dniami, kowale wykuwają broń, kucharze gotują, trenerzy trenują nowych członków. Nic ciekawego - Rozłożyła ręce.

-A ja? Co będę robić.

-Nie wiem, pewnie na początku pewnie będą chcieli się upewnić, ze nie potrzebujesz treningu - Zmierzyła mnie wzrokiem - Ale jest to zbędna obawa jak sądzę. Później - Zawahała się - poczekamy co się stanie.

-A co ty robisz?

-Ja? - Zamyśliła się - Jestem prawie nikim. Czasem tylko doradzam w podejmowaniu różnych decyzji.

Spojrzałam na nią z ukosa. Nie naciskałam dalej, nie chciałam robić sobie kłopotów.

Kiedy myślałam już, że te korytarze nigdy się nie koczą, Amy skierowała się kamiennymi schodami w dół, skąd dochodziły głosy.

Kiedy zeszłam o mało znów się nie popłakałam.

W niewielkim saloniku fotele okupowali moi przyjaciele. Cali i zdrowi.



Po drugiej stronieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz