Rozdział 4

354 25 1
                                    

Całą drogę starałam się zapanować nad emocjami i skupić na zadaniu. Momentami zdawało mi się, że już koniec, a po chwili znów powracały obrazy ojca i strach o brata. 

Dzięki temu, droga minęła szybko i po chwili stałam już przed własnym domem, wyglądającym teraz obco i groźnie.

-Poczekasz tutaj? - Jess odwróciła się do mnie.

W odpowiedzi tylko kiwnęłam głową, i usiadłam na starym pniu. Przymknęłam oczy i próbowałam się rozluźnić. Po chwili doszło do mnie, że nic z tego, lepiej jeśli się czymś zajmę. Tak więc podniosłam się i zaczęłam przechadzać, jak niegdyś ojciec. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, że już go nie ma. Że kiedy się obudzę, nie zobaczę go maszerującego wśród upraw. Odrzuciłam od siebie myśl, że nie ujrzę już Grovera. Nie wolno mi było tak myśleć. Czułam się pusta. Moje życie tutaj straciło sens. Dla kogo mam teraz polować? Wiele razy myślałam, że gdyby nie Grover, opuściłabym ten dom i do niego nie wracała. Dopiero teraz wiem, że nie było by mnie na to stać. Zanim matka zginęła, ojciec był inny. Lepszy. Kochający. A później zmienił się w to coś czym był aż do teraz.

Westchnęłam głośno i powstrzymałam łzy cisnące mi się do oczu. Nie mam o co płakać. Powtarzałam sobie w myślach. Ojca nie ma co żałować, a Grover się znajdzie. Bezskutecznie próbowałam siebie przekonać. Aż nagle moją uwagę przykuł ledwo widoczny ruch na przeciw ulicy. Zamarłam i wpatrywałam się w krzaki. Nikogo tam nie było. W tym momencie z domu wyszła Jess, więc niechętnie, ale odwróciłam się do niej.

-I co? Znalazłaś coś.

Nie odpowiedziała od razu.

-Cała ta sprawa wygląda dziwnie - Odezwała się a ja prychnęłam, jakbym sama tego nie wiedziała - Rzeczywiście rany są zadane długim nożem, ale zwróciłaś uwagę na jego postawę?

Zmarszczyłam brwi

-Jego kończyny. Były powyginane. Część z nich to złamania otwarte - Uzupełniła z kamienną twarzą.

-Nie przyglądałam się - Przyznałam

-Wyglądał jakby czegoś bronił. Ręce miał rozłożone, a nogi szeroko rozstawione. Do tego jak mówiłaś, bałagan też nie jest naturalny.

Zamyśliłam się na chwilę i skrzyżowałam ręce. Na razie nie potrafiłam myśleć, że ojciec mógł coś ukrywać. Wbiłam paznokcie głęboko w skórę, aż pojawiła się krew.

-Myślę, ze powinnyśmy go pochować - Odezwała się nieśmiało Jess.

Popatrzyłam na nią niewidzącym wzrokiem. Miała rację, trupa trzeba pochować. Dopiero teraz to sobie uświadomiłam. Ciężko było mi się pogodzić z tą myślą, ale skinęłam głową i poszłam za dom w celu wykopania odpowiedniej dziury.

Kopałam bez przerwy. Całą moją złość, smutek i frustrację przelewałam na łopatę. Jess pomagał mi w milczeniu. Później poszłyśmy na górę by zabrać ciało. Rzeczywiście, ojciec wyglądał jakby chciał zasłonić coś własnym ciałem. Nie był to jednak czas na zastanawianie się nad takimi rzeczami. Nie przejmując się przebraniem i umyciem ciała, wyniosłyśmy go na zewnątrz i ułożyły w ziemi. Chwilę patrzyłam na ciało, świadoma, że widzę po raz ostatni własnego ojca, po czym na pożegnanie wrzuciłam najbujniejsze zioło jakie mięliśmy i zasypałam dziurę. Z pustym wzrokiem odwróciłam się i wróciłam przed dom. Tak żałośnie wyglądał pogrzeb mojego ojca.

-Co teraz? - Odezwała się Jess łagodnym głosem.

-Teraz - Oznajmiłam z mocą - Jadę szukać Grovera

-Oszalałaś?! Nawet nie wiesz gdzie zacząć! - Zaprotestowała

-To co mam według ciebie zrobić? -   Warknęłam jej prosto w twarz

Po drugiej stronieWhere stories live. Discover now