Rozdział 43

196 17 6
                                    

Spojrzałam na króla z czystą nienawiścią. W tamtej chwili miałam ochotę rzucić się na niego i pozwolić działać instynktowi, jednak świadomość, że to może tylko pogorszyć sytuację Ala, powstrzymywała mnie od tego. 

-A więc zacznijmy - Uśmiechnął się zimno - Gdzie bransoleta?

-Nie wiem - Fuknęłam. I była to prawda, oddałam ją Alowi na przechowanie

Mężczyzna machnął ręką i w tym momencie jeden z żołnierzy zamachnął się pałką w głową mojego przyjaciela, który nawet nie pisnął. Za to ja wydałam z siebie zduszony okrzyk. Nie potrafiłam patrzeć na to bezmyślnie. Po kilku kolejnych ciosach zaczęło zbierać mi się na płacz, z bezsilności. Nawet gdybym była gotowa wyjawić gdzie jest perła, nie potrafiłabym, nie wymyślając niczego.

-Spotkałaś się już z Dafinierami? - Takiego pytania się nie spodziewałam. Zacięłam się na moment, i to był mój błąd..

-Nie - Odparłam głośno, jednak strażnik po raz kolejny zamachnął się na Ala

-Zła odpowiedź - Uśmiechnął się król.

Po kilku moich milczących odpowiedziach, zmienili technikę, przestali walić kijami w mojego przyjaciela, a zaczęli kreślić mu na plecach znaki nożem. Przerażał mnie fakt, że ten nie wydał żadnego dźwięku, znosił wszystko w milczeniu z zaciśniętymi szczękami. Przez to czułam się jeszcze gorzej, czułam wstręt do samej siebie, że nie mogę pomóc jedynej osobie, która przez ostatnie czasy była ze mną i pomagała mi. Moje odpowiedzi stawały się opryskliwe, przesycone wściekłością, na przemian z płaczem. Cała trzęsłam się na widok zakrwawionej twarzy Ala.

W pewnym momencie chłopak chyba stracił przytomność, a strażnicy próbując go ocucić okładali go pięściami po twarzy. Na ten widok wyprostowałam się i spojrzałam wprost w lodowate oczy króla. Nie widziałam w nich nic, prócz pogardy i złości.

Kiedy po raz kolejny zadał pytanie dotyczące perły zaniosłam się głośnym płaczem i padłam na ziemię.

-Zakopałam ją - Wyjąkałam płaczliwie

-Gdzie!? - Nie wiedziałam kiedy, król stanął nade mną i warknął kilka centymetrów od mojej twarzy.

-Nie wiem dokładnie - Brzmiałam tak żałośnie, że miałam ochotę zatkać sobie uszy - Gdzieś przed pagórkiem.

-Dokładniej!

-Obok tego miejsca rosła jakaś kosodrzewina - Zawahałam się - to było dziwne, bo w tych rejonach nie rosną tego typu rośliny. I były tam jeszcze połamane drzewa. Dużo połamanych drzew.

Kiedy skończyłam mówić zakryłam rękami głowę i zaczęłam się trząść pojękując.

Ukratkiem spostrzegłam, że władca waha się chwilę, po czym daje znak swoim ludziom.

-Jeśli kłamiesz - Szepnął mi do ucha - Wymyślę dla ciebie najboleśniejszą i najokrutniejszą śmierć, jaką ten świat jest w stanie sobie wyobrazić.

Nie musiał mi tego mówić. Doskonale zdawałam sobie z tego sprawę.

Dlatego do wieczora nie może tu już być ani mnie ani Ala.

...

Wrzucili nas z powrotem do celi i z głośnym hukiem zatrzasnęli kratę. Poczekałam aż kroki ucichną po czym doskoczyłam do Ala. Drżącymi ze strachu dłońmi odwróciłam go twarzą do mnie i sprawdziłam czy oddycha. Oddychał.

Starając się opanować dotknęłam lekko jego skroni.

-Nic mi nie jest - Usłyszałam cichy głos - Jeszcze żyję

Po drugiej stronieWhere stories live. Discover now