Rozdział 51

161 13 1
                                    

Obudziło mnie ciche pukanie do drzwi. Podniosłam się sennnie, ale nim zdążyłam wstać z łóżka klamka szcękneła cicho i do mojego pokoju wślizgnęła Amy.

-Spałaś?

-Zasnęłam na chwilę - Mruknęłam choć tak naprawdę niemiałam pojęcia jak długo leżę w łóżku.

Dziewczyna przyjrzała mi się krytycznie.

-Jest już poranek, to twój wielki dzień.

Jęknęłam cicho. Jaki wielki? Ostatnie na co miałam ochotę to opuszczać moją samotnię.

-Najpierw musisz się przebrać.

Sens jej słów dotarł do mnie dopiero po chwili i był jak trzaśnięcie z bicza.

-Dlaczego? Przecież wyglądam dobrze.

-Być może, ale to będzie pierwszy raz kiedy pokarzesz się swoim ludziom, a nasze zasady są takie, że kobieta podczas posiłku musi mieć na sobie suknię. Poza tym później wychodzimy na miasto a tam w ogóle nie widzieli płci żeńskiej w spodniach więc nie marudź.

Zerwałam się gwałtownie z łóżka.

-Jakich moich ludzi?! W życiu nie miałam na sobie sukienki i nie zamirzam tego zmieniać! Poza tym u mnie w wiosce jakoś chodziłam w spodniach i nikogo to nie dziwiło.  - Cała ta sytuacja zaczynała mnie denerwować.

-Samaro, zrobisz jak zechcesz - Amy rozłożyła szeroko ręce. - Ale pamiętaj, że masz obowiązki.

-O które się nie prosiłam! - Krzyknęłam, ale pod jej spojrzeniem  opanowałam się natychmiast.

Spojrzałam na nią poirytowana, a po chwili fuknęłam zrezygnowana, na co ona uśmiechnęła się łobuzersko i podeszła do mojej szafy.

Przyglądałam się chwilę jak przegląda ubrania mrucząc coś pod nosem. Po chwili odwróciła sie do mnie z triumfującym uśmiechem i rzuciła mi jakiś materiał.
Pęłna najgorszych obaw rozłorzyłam sukienkę, która nie okazała się taka zła. Szmaragdowy materiał, w kolorze oczu Ala, był matowy, rękawy i dół zakończone były czarną koronką. Oprócz nich nie było na niej rzadnych ozdób więc podejrzewam, że Amy specjalnie dla mnie znalazła najskromniejszą sukienkę.


-Uwierz mi, sama nie przepadam za sukienkami, ale ten rodzaj jest niezły. Przekonasz się sama.

Zrezygnowana zrzuciłam z siebie luźny strój i wciągnęłam sukienkę. Po raz pierwszy od dziesięciu lat miałam na sobie coś innego iż spodnie, o dziwo było całkiem wygodnie.

Podniosłam ręce i okręciłam się. Miałam pełną swobodę ruchów, materiał nigdzie mnie nie uciskał. Spojrzałam na rozbawioną Amy.

-To jeszcze nie wszystko - Powiedziała i oderwała połowę dołu sukienki. Wciągnęłam cicho powietrze, ale okazało się, że od pasa w dół znajduje się jedna wielka kieszeń.

-Chyba nie sądziłaś, że pozostawilibyśmy nasze kobiety bez broni. - Uśmiechnęła się na widok mojej miny.

Nie odpowiedziałam. Przyjrzałam się sobie w lustrze. Sukienka była jakby szyta na miarę pasowała na mnie dosłownie w każdym miejscu. Kolor pasował do mojego ogólnego wyglądu, do tego podkreślał moje kształty, co sprawiło, że poczułam się dziwnie.

-Czy to konieczne? - Odwróciłam się z stronę dziewczyny

-Obawiam się, że tak, poza tym, jak mówiłam, od razu po śniadaniu idziemy na miasto

-Właśnie - Przypomniałam sobie - Po co mam tam iść? I czy to bezpieczne? Co jak co baza jest w pobliżu królestwa, mogę mnie rozpoznać.

-Żeby w pełni zdawać sobie sprawę z tego co się dzieje, musisz poznać różne spojrzenia - Odparł tajemniczo - A poza tym, nie ma obaw, jeśli ubierzesz płaszcz w tym stroju nikt cię nie rozpozna.

Po drugiej stronieWhere stories live. Discover now