Rozdział 31

178 21 1
                                    

W nocy padało. Na szczęście, tylko trochę, jak mówili w naszej wiosce " z wielkiej chmury mały deszcz". Drew z samego rana zagonił nas do wyprawy. Z żalem pożegnałam się z suchą i w miarę ciepłą chatką.

Ciężko nam było się przyzwyczaić do marszu w śniegu. Koniom też nie było łatwo, wszyscy męczyliśmy się bardzo szybko, musieliśmy zrobić aż dwie przerwy przed obiadem. Drew nie był zadowolony, ale nie powiedział oni słowa.

Jechałam za przywódcą, gdy przede mną pojawił się jeszcze jeden jeździec. Westchnęłam cicho.

Zjawa nie obróciła się ani razu, więc nie miałam pojęcia czy to Lena czy ktoś inny. Kiedy przyjrzałam się jej bliżej, zauważyłam, że postać siedzi dostojnie, wyprostowana i dumna. Jej albo jego koń był równie wysoki i pewny siebie i kasztanowato umaszczony. Wątpię, żeby była to Lena, nigdy wcześniej nie pojawiała się w takim wydaniu.

Przyglądałam się chwilę ciekawie po czym zawołałam w myślach:

-Hej! Kim jesteś?

Postać odwróciła się a ja o mało nie spadłam z konia. Wydałam z siebie dziwny dźwięk, ale mój wzrok nadal był utkwiony w zjawie.

Przede mną jechał mój ojciec. Ale nie zakrwawiony ani stary ojciec. Ojciec, którego pamiętałam z dzieciństwa. Szczupły, umięśniony i z gęstymi włosami.

-Sam, wszystko w porządku? - Jak przez ścianę usłyszałam głos Drew. Kiwnęłam tylko głową nadal wpatrzona w ducha, który zdawał się mnie nie rozpoznawać.

-Tato? - Zaczęłam niezbyt przyjaznym tonem. Mrugnął oczyma jakbym w ten sposób sprowadziła go do rzeczywistości.

-Samara - Stwierdził ze zdziwieniem - Co ty tu robisz?

 -Jadę po Grovera - Odparłam niepewnie - Chciałeś ze mną porozmawiać?

-Chyba tak - Zamyślił się - Przed śmiercią, nie zdążyłem powiedzieć ci bardzo ważnej rzeczy.

-Jakiej? Tato! - Wzrok zjawy zamglił się.

Straciłam już wszelkie nadziej na nawiązani z nim jakiegokolwiek kontaktu, kiedy głowa ducha uniosła się gwałtownie i zaczął mówić.

-Ta wiedza jest niebezpieczna, ale i niezbędna. Dotyczy to naszej przeszłości, a raczej mojej i matki. Niestety teraz wy musicie ponosić tego konsekwencje - Zasmucił się - To co się teraz stało, nie jest przypadkowe. Widzisz, ja i Anna, twoja mama, kiedyś prowadziliśmy dość nietypowe życie. Pochodzimy ze starych rodów wywodzących się z bliskich poddanych władcy. Ale to dawne dzieje. Królowi wydawało się, że jesteśmy jego zaufanymi doradcami, ale nie miał pojęcia o wielu rzeczach, twoi przyjaciele wyjaśnili ci już dużo. Ale nie wiedzieli o tym, że to my wykradliśmy tę bransoletkę, którą masz na dłoni.

Spojrzałam na swoją rękę i spojrzałam znów na ojca chcąc coś powiedzieć, ale jego już nie było. Pufnęłam poirytowana.

Z duchami tak właśnie było, zmywały się najmniej odpowiednim momencie.

Moje myśli jednak zaprzątnęło coś innego. A mianowicie, słowa mojego ojca. Co miało znaczyć, że to oni wykradli perłę. Jak? Odką pamiętam, mówili, że o pokoleń mieszkamy na wsi. A jeśli rzeczywiście udało im się to zrobić, oznaczałoby to, że należeli do grupy buntowników, o których mówili chłopcy.

Nie, to wszystko wydawało się zbyt nieprawdopodobne, ale z drugiej strony wiele by tłumaczyło. Choć ciężko było mi się pogodzić, z myślą, że moi rodzice byli kimś zupełnie innym. Czułam się oszukana, mimo, że jeszcze do końca nie dotarło do mnie to co właśnie usłyszałam.  I jeszcze ten dziwny wygląd ducha. Tata naprawdę wyglądał jak jakiś zamożny szlachcic, ta dumna postawa, mięśnie, które świadczyły o nie banalnych umiejętnościach władania bronią.

Po drugiej stronieWhere stories live. Discover now