Rozdział 57

152 12 4
                                    

-Nie bardzo rozumiem - Odezwał się po chwili wysoki i barczysty mężczyzna w średnim wieku.

-Każde królestwo co jakiś czas przykładnie karze swoich skazańców - Wyjaśniłam

-Nadal nie wiem, co to ma do rzeczy. Ilu wojowników damy radę w ten sposób przemycić do królestwa?

-Do tego potrzebny nam jest Al. - Przyznałam - On najlepiej zna każdy kawałek zamku i wszystkie jego zwyczaje. - Spojrzałam na Drew, który trzymał się z boku.

-Mógłbyś po niego pójść? - Zapytałam

Chłopak po chwili namysłu skinął głową. Zanim wyszedł, stanął blisko mnie i szepnął, tak bym tylko ja go słyszała:

-Jesteś pewna, że chcesz to zrobić? Nie chodzi mi o to, że sobie nie poradzisz - Dodał szybko - Ale z doświadczenia wiem ile trudności może przysporzyć ta funkcja, zwłaszcza psychicznych.

Popatrzyłam w jego oczy. Zobaczyłam tam tylko szczerość i niepokój. Doceniałam to. Tyle, że w tamtym momencie, nic nie było w stanie mnie przekonać. Nie wiem jak, może to za sprawą Leny poczułam, że właśnie to powinnam robić.

-Myślę, że wiem co robię - Odparłam łagodnie

Drew po chwili wahania uśmiechnął się półgębkiem i odszedł.

Wzięłam głęboki oddech. Do czasu, zanim pojawi się Al, musiałam blefować.

Czułam na sobie miażdżące spojrzenie Alana, ale zignorowałam je.

-Wprawdzie nie byłam w zamku zbyt długo - Odezwałam się - Ale zdążyłam poznać trochę na czym stoi. Przede wszystkim wszystkie wejścia, oprócz zsypu są obstawione strażnikami...

-Myślisz, że tego nie wiemy? - Warknął wódz - Dniami i nocami obserwujemy to miejsce.

-To tylko dobrze o was świadczy - Odpaliłam - Wiecie zatem jak wygląda od środka?

Po chwili milczenia odezwał się mężczyzna w średnim wieku.

-Nie. Nikt z nas nie wrócił z zamku.

-Jak masz na imię? - Spojrzałam na niego

-Dave - Odparł lekko zakłopotany. Skinęłam mu głową

-Ja wiem - Powiedziałam wyniośle - I myślę, że to potężny atut.

W tej chwili otworzyły się drzwi, a ja odetchnęłam z ulgą. Do środka wszedł Al, a za nim Drew. Ten pierwszy podszedł zdecydowanym krokiem do stołu. Najwyraźniej został już poinformowany o obecnej sytuacji. Spojrzał na mnie wyczekująco. Nie wiedząc jak zacząć, jeszcze raz opowiedziałam mój pomysł z dostaniem się do zamku jako skazańcy.

-Przez główną bramę, w każdy czwarty dzień miesiąca zjeżdżają więźniowie z całego kraju skazania na stracenie - Powiedział spokojnym głosem - O ile pamiętam, zwykle przybywało jakieś pięć, sześć wozów.

-Skąd tyle wiesz? - Spytał Alan patrząc na nas podejrzliwie

-Nie dla każdego świat ogranicza się do zimnych murów w środku lasu - Odparł chłopak wzruszając ramionami.

Z trudem powstrzymałam się od uśmiechu. Najwyraźniej Drew przedstawił mu też obraz obecnego wodza.

-Ile maksymalnie może wejść ludzi do jednego wozu? - Zapytał Dave.

-Nie więcej niż trzydziestu - Odparł Al po chwili namysłu - Plus woźnicy.

-W takim razie musielibyśmy przejąć  te pojazdy zanim jeszcze wjadę na terytorium miasta - Powiedział jeden z pozostałych mężczyzn - A to może sprawić lekki kłopot.

-Zgadzam się z Lucasem. - Dołączył się Dave - To spore ryzyko, więźniarki na pewno są uzbrojone, a nawet gdyby nam się udało, do królestwa wjedzie nie więcej niż stu osiemdziesięciu sześciu wojowników. To nieopłacalne.

-Jak najbardziej opłacalne - Zaoponował Drew - Ci, którzy będą w środku, zaczną walczyć odciągając uwagę, od reszty, która będzie szturmować zamek.

-Poza tym, na pierwszy ogień pójdą najlepsi żołnierze - Dodał Al - Kiedy, ci którzy będą w środku pozbędą się ich, nie powinniśmy mieć większego problemu.

-Skąd możemy mieć pewność, że tak właśnie będzie? - Zapytał Alan z powątpiewaniem - I jaką mamy pewność, że sto osiemdziesiąt rozprawi się z tamtejszą elitą?

-Król nigdy nie stawiał na wykształcenie wojowników, tylko na ich liczebność - Wyjaśnił Al - Gwarantuję, że jego strategia się nie zmieniła.

-Dlaczego mamy ci wierzyć? - Zapytał Dave nieprzyjaznym tonem

-Ponieważ sam kiedyś dowodziłem tymi wojskami. - Spojrzeliśmy na niego z Drew zszokowani. Reszta również nie spodziewała się takiej odpowiedzi.

-Jak w takim razie masz czelność stać teraz przed nami - Lucas z trudem cedził słowa czerwony na twarzy.

-O ile orientuję się w sytuacji, moja wiedza jest wam potrzebna - Stwierdził chłopak zimno - Nie mówiłbym wam tego wszystkiego gdybym nadal stał po stronie króla.

-A...

-Dość! - Ku mojemu zaskoczeniu, był to głos Alana, który teraz przyglądał się uważnie Alowi - Wiesz coś jeszcze?

-To zależy co chcesz wiedzieć - Odparował Al

-Będzie nam potrzebna wiedza jak często zmieniają się strażnicy, ilu ich jest w jakich miejscach i gdzie jest najsłabszy punkt obronny - Wtrąciłam szybko, nie chcąc dopuścić do kłótni.

-Żołnierze zmieniają się w zależności od miejsca. - Powiedział mój przyjaciel nadal mierząc wzrokiem byłego już przywódcę - Przy wrotach i na murach mają zmianę co cztery godziny, a jeśli chodzi o najsłabszy punkt, to jest chyba strona od urwiska. Mają taką pewność, że nikt ich tamtędy nie napadnie, że nie ma tam żadnych straży. Choć prawdę powiedziawszy, rzeczywiście, zamek od tamtej strony jest niemal nie do zdobycia.

-Niemal?

-Zawsze istnieje jakiś sposób - Odparł spokojnie odwracając na mnie swoje błyszczące, szmaragdowe oczy.

-Wiesz jaki? - Zapytał Drew stając obok mnie.

-Jeszcze nie - Przyznał chłopak po chwili wahania

Po tych słowach zapadła cisza. Alan i reszta jego świty wpatrzona była w podłogę albo w ścianę, a Al z Drew wpatrywali się w siebie jakby prowadzili jakąś rozmowę.

-Cóż, ogólny plan już mamy - Odezwał się w końcu Drew - Proponuję, żeby każdy teraz to przemyślał i spotkamy się jutro rano.

Czterech mężczyzn wyszło w milczeniu, po chwili zrobiliśmy w trójkę to samo zostawiając Alana samego w swoim gabinecie.

Gdy oddaliliśmy się kilka korków, odwróciłam się do moich towarzyszy

-Wy już wiecie jak się tam dostać, prawda? - Było to raczej stwierdzenie niż pytanie

-Można tak powiedzieć - Odparł niechętnie Drew - Ale to wymaga jeszcze głębokiego przemyślenia.

Zaczerwieniłam się ze złości, bo doskonale zdawałam sobie sprawę, że w ten sposób przekazuje mi, że nic więcej się nie dowiem.

-Musicie mi powiedzieć. Teraz jestem przywódcą, mam prawdo wiedzieć - Oburzyłam się

-Skoro już o tym mowa - Wtrącił się Al. - To uważam, że całkiem nieźle sobie poradziłaś. I trzeba przyznać, jesteś pomysłowa.

-Dzięki - Speszyłam się. Nie przywykłam do pochwał z ust chłopaka. - Ale nie zmieniaj tematu. Chcę wiedzieć, jaki macie plan.

-Dowiesz się później - Powiedział Drew - Zobaczymy się wieczorem - To powiedziawszy skręcił w wąski korytarz. Al uśmiechnął się do mnie i ruszył za nim zostawiając mnie przed stołówką.

Stałam oniemiała i patrzyłam w ślad za przyjaciółmi. Byłam oburzona, że nie podzielili się ze mną swoim pomysłem, nawet jeśli nie był jeszcze dopracowany.

Po raz pierwszy od kilku miesięcy zostałam sama.


Po drugiej stronieWhere stories live. Discover now