Rozdział 6

251 20 0
                                    

-Jeden ruch, a pożegnasz się z głową - Usłyszałam ostrzegawczy głos przy uchu.

Zastygłam  w bezruchu i poczułam, że ktoś sprawnie związuje mi ręce na plecach. Później ten ktoś szarpnął mnie za ramię i obrócił przodem do siebie. Ledwo panując nad wściekłością rzucałam głową na prawo i lewo. Zamiast jednego napastnika ujrzałam aż czterech, natychmiast ich rozpoznałam, byli ubrani w ciemne płaszcze z kapturami a przy pasie dwa noże. Przyglądali mi się z rozbawieniem.

-Nie było tak trudno jak mówiłeś, Drew - Odezwał się najniższy i najgrubszy z nich.

Ten który mnie związał wzruszył ramionami. Pod kapturem nie widziałam jego twarzy, ale mogłam stwierdzić, że jest wysoki i szczupły.

-Zabierzmy ją do tej jaskini i spadajmy stąd.

Dopiero gdy koś podniósł mnie w górę, zdałam sobie sprawę, że mówią o jaskini, tam, gdzie była Jess.

-Czego ode mnie chcecie!? - Wrzasnęłam zastanawiając się jednocześnie, jak ostrzec przyjaciółkę.

-Później - Odarł krótko wysoki i poprowadził mnie przed sobą.

Szli szybko i sprawnie, nie przeszkadzała im plątanina roślin. Zaczęłam się wyrywać próbując okręcić i uderzyć napastnika, ale przeliczyłam się, dostałam porządny cios w brzuch i zgięłam się w pół popychana do przodu.

-Daruj sobie - Usłyszałam, wręcz znudzony głos. Oddychałam ciężko z rosnącą furią.

Nie miałam czasu na takie zabawy! Musiałam szukać Grovera! Postanowiłam, że gdy tylko nadejdzie okazja odpłacę się tym którzy opóźniają moje poszukiwania, a gdy okaże się, że oni są winni temu wszystkiemu, śmierć będzie dla nich zbyt łaskawa.

Potknęłam się o wystający korzeń i upadłabym gdyby nie zbir, który podtrzymał mnie za ramiona. Warknęłam coś i wyszarpałam się na co on chwycił mnie jeszcze mocniej i przyłożył nóż między moje łopatki. Zacisnęłam szczękę i szłam na przód ze zbierającymi się w oczach łzami bezradności.

Co jeśli oni chcieli mnie zabić tak jak ojca? Po co im to? Czego ode mnie chcą? I jeszcze przeze mnie zginie Jess. Nie mogłam na to pozwolić, byłam jej to winna, za pomóc jaką mi okazała. Musiałam załatwić to tu i teraz, żeby nie mieli po co iść do jaskini.

Przystanęłam gwałtownie i usłyszałam jak Wysoki klnie dobijając do mnie. Popchnął mnie do przodu, a gdy nie zareagowałam westchnął ciężko i wbił mocniej nóż. Poczułam ciepłą stróżkę krwi, moczącą moje ubranie.

-Co ty wyprawiasz? - Spytał ten Gruby.

W odpowiedzi rzuciłam się na ziemię i przekręciłam tak, że po chwili stałam za napastnikiem.

Musiałam zrobić tak, żeby zabił mnie w walce.

Skoczyłam do przodu, a on zaskoczony uskoczył, po czym natychmiast się opanował i przygniótł mnie do ziemi. Szamotałam się ze związanymi rękoma, ale nie mogłam się nawet ruszyć.

-Na co czekasz? - Warknęłam - Zabij mnie.

-Co? - Spytał autentycznie zaskoczony - Nikt cię tu nie będzie zabijał. Uspokój się.

Gdy to powiedział postawił mnie na nogi, po czym któryś z nich zarzucił mnie sobie na plecy, tak, żebym nie mogła próbować już żadnych sztuczek.

Zbeształam się w myślach. Ale co on powiedział? Że nikt nie zamierza mnie zabić. W takim razie czego ode mnie chcą?

Moje ciało obijało się boleśnie o tułów zbira, ale twardo nie wydawałam z siebie żadnych dźwięków.

W końcu, zrzucono mnie bez ostrzeżenia na ziemię, jęknęłam głucho.

-Może bardziej ostrożnie co? - Odezwał się gruby.

-Noszę ją po tych wszystkich dziurach a ty się czepiasz, Nori? - Warknął inny

-Uspokój się - Mogłam przysiąc, że Nori wyciągnął dłonie w obronnym geście.

-Dość tego - Zarządził wysoki Drew - Nori, Al, zostajecie z dziewczyną, my idziemy po drugą.

Zaczęłam kopać w proteście za co otrzymałam tylko kolejnego kopniaka w brzuch, co skutecznie pozbawiło mnie energii.

Dwóch napastników stanęła nade mną, niezbyt zadowolonych z przydzielonej im roli.

Nori, ten który niósł mnie większość drogi nie wahał się przed kopaniem mnie za każdy ruch czy dźwięk jaki wydałam, za to Al, przeciętnie wysoki i chudy sprawiał wrażenie jakby duchem był gdzieś indziej, nie odezwał się słowem. W końcu gdy po kolejny ciosie w plecy jęknęłam i wyczułam, że oprawca szykuje się już do kolejnego kopniaka usłyszałam cichy i stanowczy głos:

-Zostaw ją Nori. Ma być cała i zdrowa, pamiętasz?

-Nie mądruj mi tu - Warknął w odpowiedzi i swoją złość przeniósł na towarzysza.

Nie miałam siły by podnieść się, więc leżałam dalej i przyglądałam się wszystkiemu z otwartymi oczyma. Moje plecy i brzuch pulsowały bólem.

-Nie ty tu dowodzisz - Krzyczał Nori

-Ty też nie - Odparł spokojnie Al. - Ale dostaliśmy zadanie, nie musisz znęcać się za to na bezbronnej dziewczynie.

-Jest więźniem! Powinna być wdzięczna że jeszcze żyje!

-Już ją o tym przekonałeś. Nie widzisz, że krwawi?

-Nie obchodzi mnie to - Warknął Nori

-To lepiej niech zacznie. Za chwilę rozwalisz jej głowę, a za to obawiam się, że awansu nie dostaniesz.

Przyłożyłam drżącą dłoń do głowy i ze zdumieniem stwierdziłam, że rzeczywiście lepi się od krwi. Musiałam o coś uderzyć.

Nori z wściekłością odszedł mamrocząc coś, że idzie sprawdzić, czy nikt ich nie śledzi, a Al usiadł ciężko na ziemi.

-Dziękuję - Wymamrotałam cicho. Mimo, że nadal byłam wściekła i chciałam jak najszybciej stąd uciec, czułam lekką wdzięczność wobec tego mężczyzny, który wydawał się najbardziej ludzki z całej czwórki.

-Nie ma za co - Odparł równie cicho i odwrócił się do mnie bokiem.

Chwilę jeszcze wpatrywałam się w nieruchomą postać obmyślając, czy dam radę go obezwładnić i uciec, ale nie zdążyłam podjąć żadnej decyzji bo świat zawirował i pochłonęła go ciemność.

-

Po drugiej stronieWhere stories live. Discover now