Rozdział 59

183 14 2
                                    

-Dlaczego właśnie ty dowodzisz tym odziałem? - zapytałam cicho kiedy razem z trzystuosobową załogą przemierzaliśmy las.

-Ty i ja najlepiej znamy zamek - odparł Al - ja muszę z każdego możliwego miejsca doprowadzić ich do pałacu, a ty musisz dopilnować, żeby dotarli do króla.

Zamilkłam na chwilę. Nie podobało mi się, że chłopak wystawiał się na takie ryzyko, ale doszłam do wniosku, że ja również nie będę najbezpieczniejsza w ciągu najbliższych dni. Dotknęłam niebieskiej perełki na rzemyku, wiszącej teraz na moim nadgarstku. Al oddał mi ją przed wyjściem. Nie mam pojęcia jak udało mu się to tak długo ukrywać.

-Gdzie dokładnie będą powozy?

-Za jakiś kilometr - odparł - przy złączeniu wszystkich ścieżek. Wszystkie więźniarki będą tam na siebie czekać, tak, żeby do królestwa mógł wjechać cały orszak.

Skinęłam głową. Znałam dokładny plan. Przed wyjściem omówiliśmy jeszcze wszystko z Alanem, Amy i resztą dowództwa. Teraz jednak czułam jak nieprzyjemny ucisk w moim żołądku zacieśnia się.

Po chwili dołączył do nas jeszcze Drew i spojrzał na nas jakby chciał coś powiedzieć, ale rozmyślił się i odwrócił wzrok.

Nagle poczułam dojmujący chłód. Od razu zdałam sobie sprawę, że nie jest to zwyczajne zimno. Rozejrzałam się w poszukiwaniu Leny. Zobaczyłam ją jak kroczy dostojnie obok Ala.

-Postępujecie słusznie - usłyszałam w mojej głowie.

-Cieszę się - odparł podejrzliwie. Duchy nigdy nie były tak proste w zrozumieniu.

-Nareszcie nadchodzi kres - ciągnęła nieobecnym głosem. - Mój ojciec nie będzie już dłużej przynosił wstydu rodzinie i poddanym.

Nie wiedząc co odpowiedzieć skinęłam delikatnie głową, pamiętając o moim realnym towarzystwie.

-Pamiętaj - teraz spojrzała prosto na mnie tak intensywnie, że aż zadrżałam - zawsze możesz poprosić nas o pomoc.

Zanim zdążyłam sformułować pytanie, księżniczka zniknęła.

Kopnęłam sfrustrowana kamień, który śmiał wejść mi w drogę.

Poczułam na sobie pytające spojrzenia obu chłopaków.

-To nic - burknęłam pod nosem.

-Duch? - zapytał Drew

-Lena - skinęłam głową - tyle, że zanim zdążę ją o cokolwiek zapytać, zawsze znika. To się staje nie do zniesienia.

W głowie huczały mi jednak słowa o tym, że zawsze mogę liczyć na ich pomoc. Po pierwsze, co to za oni, a po drugie jak mogłabym ich wykorzystać? Dobrze, Lena nieraz pomogła mi wyjść z kłopotów, ale nie wyobrażam jej sobie jak ratuje komukolwiek życie wymachując mieczem. A tak właśnie będzie wyglądała wojna.

Zmusiłam się jednak by odsunąć tą zagadkę na drugi plan. Teraz miałam ważniejsze sprawy na głowie, właśnie dotarliśmy na miejsce złączenia ścieżek.  

Odział Ala ustawił się na wyznaczonych miejscach.

W zajeździe było już sześć powozów, czekali więc jeszcze na trzy.

Ukryliśmy się z Drew podczas gdy Al obchodził swoich ludzi i sprawdzał czy wszystko w porządku.

-Nie martw się, nic mu nie będzie - usłyszałam przy uchu szept chłopaka i uświadomiłam sobie, że drżę. - Nie spotkałem jeszcze nikogo, kto zdołałby go pokonać.

Skinęłam głową. Byłam wdzięczna za jego słowa, nawet jeśli nie pomogły.

-I tak martwię się o niego - urwałam, przypominając sobie, że Drew nie wie co jest między nami - O każdego z was bym się martwiła - dodałam szybko.

Poczułam jego jego klatka piersiowa zadrżała z tłumionego chichotu.

-Nie prawda - odparł - ale nie tłumacz się. Rozumiem cię i wiem, że darzysz Ala większym uczuciem niż nas.

Na te słowa nie znalazłam odpowiedzi. Skąd on to mógł wiedzieć? Czy to było aż tak widoczne?

Przerwałam te rozmyślania, gdy ujrzałam nowego przywódcę, idącego w naszym kierunku.

-Nasi zwiadowcy powiedzieli, że trzy pozostałe powozy pojawią się w ciągu najbliższych piętnastu minut - oznajmił patrząc na nas - powinniście się już zbierać.

-Chyba sobie żartujesz - wyręczył mnie Drew - musimy się przekonać, że bezpiecznie siedzisz na siodełku woźnicy zanim odejdziemy.

Chłopak skrzywił się.

-Tu naprawdę zrobi się nieprzyjemnie.

-Skończ gadać - syknęłam tak, że Al spojrzał na mnie ze zdziwieniem.

Po chwili uniósł ręce na znak, że się poddaje i bezszelestnie usadowił się obok nas.

Z tego miejsca mięliśmy idealny widok na parking więźniarek. Woźnicy stali w kółku i dyskutowali nad czymś żywo, a wygłodzeni przestępcy pokładali się w swoich więzieniach. Jeszcze chwila, powiedziałam sobie, i ci ludzie będą wolni. Albo martwi.

Usłyszałam cichy szelest obok nas. Odwróciła szybko głowę i ujrzałam jednego ze zwiadowców Ala.

-Są.

To jedno krótkie słowo spowodowało, że Al zerwała się na równe nogi i zaczął wysyłać sygnały swojemu oddziałowi.

Poczułam, że ktoś łapie mnie za ramiona i odciąga w tył. Drew. Nie protestowałam, patrzyłam jednak ze zgrozą, jak przed nami rozpoczyna się bitwa.

Dafinierzy atakowali powozy, a oskarżeni, albo wylatywali martwi, albo byli zbyt wycieńczeni by się podnieść i uciekać.

Po chwili dojechał jeszcze ostatni wóz. Nie minęło więcej niż dziesięć minut, a żołnierze Ala, słuchając jego rozkazów, przejęli więźniarkę.

-Widzisz? - szepnął Drew - Al był już w znacznie większy tarapatach, żeby nie poradzić, sobie z bandą złodziei.

-Nie oto się martwiłam - warknęłam, choć w ulgą przyglądałam się jak odział posłusznie słucha wykrzyknień swojego przywódcy - co jeśli ktoś w zamku przejrzy nasz plan? Wtedy ich zabiją.

Chłopak nie odpowiedział.

Wstałam więc i nie czekając na niego zbiegłam w dół pagórka i rozejrzałam się. Kilku bandytów przeżyło, była to jednak zdecydowana mniejszość. Ci silniejsi zaczęli się podnosić i słuchając jednego z wojowników podtrzymując za ramiona słabszym, zaczęli umykać w las. Nie znalazłam natomiast ani jednego martwego Dafiniera. To oznaczało, że przejęcie powozów nie była tak straszne jak przewidywali.

Al wsunął na siebie strój woźnicy, podobnie jak kilku kolejnych mężczyzn, reszta dzieląc się na trzydziestoosobowe grupy wtłoczyła się do więźniarek.

Chłopak, zatrzymał się gwałtownie, kiedy zobaczył mnie stojącą pośrodku tego bałaganu. Podszedł do mnie i bez słowa przytulił mocno. Z całej siły starałam się powstrzymać łzy cisnące mi się na oczy. Jestem twarda, powtarzałam sobie w głowie.

-Niedługo się zobaczymy - wyszeptał mi na ucho - wygłoś wspaniała mowę.

Po tych słowach, Al wypuścił mnie z objęć i wspiął się na najbliższy powóz. Pomachał w stronę, gdzie stał Drew i spiął wodze.

Więźniarka ruszyła, a za nim w różnym ciągu, ruszyła reszta powozów.

Udało mi się jeszcze uchwycić spojrzenie szmaragdowych oczu. Śledziłam spojrzeniem pierwszego woźnicę, aż ponury orszak nie zniknął mi z oczu.

Po drugiej stronieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz