Rozdział 18

194 17 1
                                    

Usiadłam gwałtownie zlana potem.

Z ulgą stwierdziłam, że znów jestem przy obozowisku. Oddychałam ciężko. Właśnie przeżyłam śmierć.

Złapałam się ręką za czoło i skuliłam kołysząc w przód i w tył. Gdy podniosłam głowę, ujrzałam, że Al, ze swego miejsca przypatruje mi się uważnie. Powinien spać. Gdy zorientował się, że go zauważyłam, wstał cicho i podszedł do mnie.

-Śnił ci się duch? - Zapytał wprost.

-Skąd wiesz? - Zdumiałam się, że wiedział.

-Mój mistrz mówił mi kiedyś, że duchy czasem nawiedzają ludzi w snach. Byłaś w jej ciele w czasie śmierci? - Skinęłam głową i opowiedziałam mu wszystko co widziałam. Z sekundy na sekundę coraz bardziej marszczył brwi.

-Więc Lena to córka króla? - Nie mógł uwierzyć

-Ta to wygląda. Do tego zabił ją własny ojciec.

Pokręcił głową

-Skrócił jej cierpienia, być może nieświadomie, ale jej pomógł. Martwi mnie co innego. Co mógł mieć na myśli z tymi sztucznymi powstaniami?

-Nie wiem - Wzruszyłam ramionami.

Al potarł brodę w zamyśleniu.

-A jak ty się czujesz? -  Zainteresował się nagle

-Nieźle - Odparłam zaskoczona

-Miałaś dziś ciężki dzień. Powinnaś się jeszcze przespać.

Nie trzeba było mi dwa razy powtarzać. Czułam się jakbym w ogóle nie spała, więc ułożyłam się wygodnie, nie interesując się już tym co mi się przyśni. Współczułam tylko Alowi, wiedziałam, że zanim zaśnie będzie jeszcze głowił się nad tym co mu powiedziałam.

...

Rankiem spałam dłużej niż zwykle, reszta zdążyła już pozbierać swoje rzeczy a teraz jedli w milczeniu śniadanie.

-O, witaj - uśmiechnął się Tommy i podał mi suszone mięso. Odruchowo wyciągnęłam po nie dłoń, dopiero gdy ujrzałam ją w pełnym świetle uświadomiłam sobie, że to był błąd.

Tom zakrztusił się śniadaniem.

-Coś ty robiła dziewczyno?! - Wykrzyknął. Wszyscy wpatrywali się we mnie.

-Trenowałam na tym na czym nie powinnam - Odparłam po prostu.

-Mam nadzieję, że był godnym przeciwnikiem - Mruknął Tommy i szybko wyjął z torby białe płótno. - Trzeba ci to opatrzyć, bo inaczej możesz pożegnać się z palcami.

-Nic mi się nie stanie jak chwilę poczekam, możesz dokończyć jeść - Zaprotestowałam, ale nic to nie dało bo kucharz bezceremonialnie polał wodą woje dłonie. Wprawdzie robiłam to już w nocy, ale i tak poczułam się jakbym dostała w brzuch. Wciągnęłam głośno powietrze i zacisnęłam zęby.

-Już po wszystkim - Oznajmił Tom i zaczął owijać moje dłonie bandażem. Gdy skończył spojrzałam na jego dzieło krytycznie.

-Teraz niczego nie będę mogła złapać - Marudziłam - Moje ręce są pięć razy grubsze, jak mam walczyć?

-Nie będziesz walczyć - Odparł i wcisnął mi do buzi kawał mięsa po czym bez pytania zaczął składać moje posłanie. Dokładnie tak samo jak Jess. Czułam się nieswojo, chciałam protestować, ale byłam zatkana posiłkiem, nie mogłam też pomóc sobie dłońmi, bo nic nie czułam w tych cholernych bandażach.

Drew pomógł mi wejść na Dracona i zaproponował, że poprowadzi konia. Zaprotestowałam gwałtownie i agresywnie. Bez przesady, nie byłam kaleką.

Po drugiej stronieWhere stories live. Discover now