Rozdział 55

179 16 0
                                    

Pierwsze dwa ciosy sparowałam bez większego problemu, ale każdy kolejny stawał się coraz silniejszy. Zupełnie jakby Amy mnie sprawdzała.

Po chwili jej cięcia stały się niewiarygodnie szybkie i zdawałam sobie sprawę, że jeśli szybko czegoś z tym nie zrobię, zostanę poszatkowana na sali treningowej. Przestałam się tylko bronić, a zaczęłam atakować. Moja przeciwniczka nie wyglądała jakby miała problem ze sparowaniem mnie, ale w pewnym momencie odchyliłam się do tyłu i ciągnąc ją za rękę, w której miała nóż, przyłożyłam stopę do jej szyi celując tym samym w serce.

-Nieźle - Pochwaliła mnie Amy - Nigdy się jeszcze nie spotkałam, żeby ktoś w ten sposób zblokował przeciwnika.

-Al mnie nauczył - Odparłam czując dumę.

-W takim razie będę musiał z nim potrenować kiedy już wydobrzeje - Dziewczyna pokiwała z uznaniem głową.

Zamiast odpowiedzieć, rzuciłam się na nią z nożem, wymieniałyśmy cios za ciosem, nie dając sobie ani chwili na odpoczynek. Nie mam pojęcia jak długo walczyłyśmy, wiem tylko, że kiedy w końcu Amy przyłożyła mi ostrze do gardła obie byłyśmy zdyszane i zlane potem.

Uniosłam ręce do góry w geście poddania i zwaliłam się ciężko na podłogę.

-Dawno się tak nie zmachałam. - Amy poszła w moje ślady. Mruknęłam coś niewyraźnie, gdyż nie byłam w stanie wydusić z siebie ani słowa.

-Dobra, czas na coś fajniejszego - Dziewczyna w nagłym powrocie energii, mimo moich protestów pociągnęłam mnie w górę.

Z niepokojem podążyłam za nią. Nie byłam pewna czy mamy taką samą definicję czegoś fajnego.

-Wchodź pierwsza -Amy wskazała ręką na pnącą się niemal pod sam sufit drabinę.

-Żartujesz?! - Spojrzałam na nią jak na wariatkę - To cholernie wysoko.

-Przecież nie musisz wchodzić na samą górę - Dziewczyna wywróciła oczami - Wejdziesz na maksymalną wysokość, z jakiej poczujesz się na siła skoczyć.

-Skoczyć?! - Nie mogłam uwierzyć - To bez sensu

-Wcale nie. W ten sposób gdyby przyszło ci skakać podczas walki, nie zabijesz się sama.

-Po co miałabym skakać? - Nie rozumiałam

-Nie wiem - Mówiła wolno jak do dziecka - Może się zdarzyć, że coś ci strzeli do głowy i postanowisz skakać na przykład z zamku, bo uznasz, że to jedyne wyjście.

Zastanowiłam się chwilę

-Jest jakaś specjalna technika na taki skok? - Zapytałam

-Pewnie - Uśmiechnęła - Pokaże ci

Odepchnęłam mnie lekko na bok i wspięła się prawie pod sam sufit, po czym bez niczego, jakby robiła to codziennie, rzuciła się w dół. Rozłożyła szeroko ręce i nogi, przypominała nieco fruwającego radośnie ptaka. Kiedy znalazła się przy ziemi, spionizowała się i lądując z przewrotem stanęła miękko w pozycji bojowej.

-Dokładnie tak masz zrobić - Odwróciła się do mnie z uśmiechem.

-Jasne, ale nie wyżej niż z metra. Nie mam zamiaru zginąć na macie treningowej.

Amy wzruszyła ramionami i skinęła zachęcająco na drabinę.

Początkowo szło mi łatwo, ale kiedy przekroczyłam próg dwa metry, zaczęłam się trząść. Przywarłam więc do szczebelek trzymając się ich kurczowo. Spojrzałam w dół i wzrok mi się zamglił.

Odetchnęłam głęboko i nakazałam sobie spokój. Byłam tylko jakieś trzy metry nad ziemię, nie miałam się czego bać. Poza tym na dole jest miękki materac.

Doszłam do wniosku, że im więcej będę myśleć, tym mniejsze prawdopodobieństwo, że skoczę. Bez dalszego namysłu rzuciłam się w dół. W momencie kiedy to zrobiłam poczułam, że to był zły pomysł. Panicznie machnęłam rękami, próbując zapanować jakoś nad swoim ciałem, udało mi się to dopiero na dole, zdążyłam jedynie wystawić przed siebie dłonie w taki sposób, że wylądowałam na nich i na rozszczepionych szeroko stopach.

Usłyszałam śmiech Amy.

-Wylądowałaś jak kot! - Wydusiła

-Przynajmniej się nie zabiłam - Odparłam podnosząc się. - Czy na dzisiaj koniec ze skokami.

-Na początku nie powinno się skakać więcej niż jeden raz. Ale jak chcesz możemy potrenować walkę na wysokościach - Zaproponowała z uśmiechem

-Jesteś nienormalna - Powiedziałam kręcąc głową

-Nie martw się. Za niedługo ty też - Wycelowała we mnie palec - Będziesz się tak zachowywać.

-Nie sądzę. Pochodzę z nieco innego regionu. Tam ludzie nie skaczą sobie dla zabawy z wysokości.

Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i oznajmiła, że na dzisiaj koniec z treningiem. Pożegnałam się z nią i wyszłam marząc o kąpieli.

Kiedy tak szłam zamyślona między korytarzami mignęła mi postać w ciemnym płaszczu. Stanęłam gwałtownie i już po chwili biegłam za nią.

Na szczęście ta osoba nie szła tak szybko więc po krótkiej chwili okazało się, że moje przypuszczenie się potwierdziły.

-Al! - Zawołałam

Kiedy się odwrócił podbiegłam do niego.

-Co ty tu robisz? Myślałam, że jesteś jeszcze w skrzydle lekarskim.

-Wyszedłem przed chwilą - Uśmiechnął się, a w jego szmaragdowych oczach zalśniły iskierki rozbawienia - Chyba stałem się dla nich uciążliwy.

-Nie będę dociekać - Oznajmiłam przyglądając mu się podejrzliwie - Ale wyglądasz lepiej.

Rzeczywiście, powróciły mu dawne kolory, a oczy nabrały dawnego blasku.

-Dziękuję - Uśmiechnął się szerzej. - A ty co tu robisz?

-Byłam na treningu z Amy. To jedna z dafinierek, bardzo miła osoba - Dodałam zdając sobie sprawę, że Al jej nie zna. - Wyobrażasz sobie, że oni w ramach treningu skaczą sobie z sufitu?

-Poważnie? - Zamyślił się - To musi być ciekawe.

Postanowiłam tego nie komentować. W zamian za to zapanowała między nami niezręczna cisza, chyba oboje przypomnieliśmy sobie nasze ostatnie spotkanie.

-Wiesz może gdzie reszta? - Zapytał w końcu Al.

-Idziesz w dobrym kierunku - Była wdzięczna, że zaczął rozmowę - Musisz zejść schodami w dół, tak jakbyś schodził do piwnicy. Dołączę do was tylko się przebiorę.

-Jasne - Chłopak uśmiechnął się, tym razem już nie z taką radością.

-No to do zobaczenia. - Pożegnałam się i odeszłam z myślą, że Al nawet nie dał po sobie poznać, że jestem dla niego kimś bliskim. W sumie sama byłam sobie odrzucając go. Tyle, że do tego czasu podjęłam inną decyzję.


Przepraszam, że nie pisałam tak długo, ale musiałam zając się egzaminami. Na szczęście już koniec :D


Po drugiej stronieWhere stories live. Discover now