Rozdział 64

251 16 5
                                    

Siedziałam na fotelu przy łóżku Grovera i wpatrywałam się w mój nadgarstek, na którym wciąż tkwiła niebieska perełka. Od wojny minęły trzy dni. Moje przedramię zostało zaszyte a ja dostałam zapewnienia, że za parę tygodni wróci do pełnych obrotów. Tak jakby to miało dla mnie jakieś znaczenie.  Została tylko garstka Dafinierów, reszta poświęciła życie walcząc u mego boku. Teraz krzątali się po bazie i zbierali swoje rzeczy by przenieść się do zamku, tam mięli podjąć służbę jako nowa armia nowego króla. 

Początkowo chcieli bym to ja zasiadła na tronie, ale sprzeciwiłam się kategorycznie, jeszcze tego mi brakowało. Kłóciłam się z wszystkimi ważniejszymi głowami przez kilka godzin, nim w końcu udało nam się dojść do porozumienia. 

Można powiedzieć, że stworzyliśmy zupełnie nowy rodzaj podziału władzy. Miejsce na tronie zajmie Alan i to był mój pomysł. Uznałam, że zabrałam już chłopakowi wystarczająco dużo, a widać, że idealnie nadaje się do tej roli. Jego obowiązkami będą wszystkie te zadania, którymi normalnie zajmuję się władca. Ja z kolei, będę sprawować funkcję królowej w terenie. Będę mogła sobie jeździć i podróżować gdzie tylko mnie poniesie, a jeśli najdzie taka potrzeba mam te same prawa co Alan. Ma to swój cel, jeśli chcemy tak radykalnie zmienić politykę, która była tu dotychczasowo prowadzona, musimy upewnić się, że wszystkie wioski jej przestrzegają. Dlatego, jeśli natknę się gdzieś na złamanie prawa, moim zadaniem będzie pouczyć, ewentualnie ukarać. 

Najważniejsze jednak dla mnie było to, że nadal byłam wolna. Nie musiałam tkwić w zamku, ale mogłam jednocześnie sprawować funkcję króla i robić co mi się żywnie podoba. Odpowiada mi taki stan rzeczy. Tyle, że nie byłam jeszcze pewna, co mam ze swoją wolnością robić.

Nagle zarejestrowałam delikatny ruch i podniosłam wzrok. Grover otwarł oczy i uniósł się na jednej ręce. Rozejrzał się by na końcu jego spojrzenie spoczęło na mnie. Poczułam jak zbierają mi się łzy. Mój brat wyglądał tak normalnie, jakby właśnie się obudził z popołudniowej drzemki.

-Samara - wychrypiał.

Uścisnęłam jego dłoń i uśmiechnęłam się.

-Czy coś się stało? - Zapytał niepewnie.

Jego normalny głos sprawił, że znów poczułam nadzieję, że wyzdrowiał. Wymusiłam jeszcze jeden lekki uśmiech i ostrożnie dobierając słowa, powiedziałam mu o wojnie.

-Czyli król już nie żyje - chłopak pokiwał głową w zamyśleniu - to dobrze - spojrzał mi prosto w oczy z taką siłą, że omal się nie zachłysnęłam. 

-Chyba tak - odparłam cicho.

-Co teraz z nami będzie, Sam? - Usiadł na materacu i odwrócił się w moim kierunku.

-Jeszcze nie jestem pewna - nie była to do końca prawda, w moim umyśle dosłownie przed chwilą zaczął kiełkować nowy plan. 

Czułam jak we mnie kotłuje się mnóstwo emocji na raz. W tamtej chwili jednak najsilniejsza była radość z jaką patrzyłam na młodszego brata i wyraźnie widziałam, że jego stan się poprawia. Wbrew temu co mówili lekarze. 

Otwarłam usta by coś powiedzieć, ale drzwi uchyliły się lekko i do pokoju wślizgnął się Al. Gdy zauważył, że Grover z przytomnym wzrokiem siedzi przede mną na łóżku uśmiechnął się szeroko i podszedł bliżej.

-Witaj, Groverze - przywitał się.

-Cześć - mój brat spojrzał na niego uważnie, a ja z radością zauważyłam, że jego policzki powoli przybierają zdrowy, rumiany odcień. 

-Widzę, że wracasz już do zdrowia, cieszę się -  chłopak przysiadł na skraju łóżka.

-Owszem, czuję się dobrze - odparł poważnie Grover, a mnie coś ścisnęło za serce, gdy uświadomiłam sobie, że to już się może nie zmienić. Niewykluczone, że mój brat jest w tym momencie bardziej poważny i dojrzały ode mnie. Jak przez mgłę słyszałam słowa Ala. Rozmawiał o czymś z Groverem, ale ja ich nie słuchałam.

Po drugiej stronieDonde viven las historias. Descúbrelo ahora