Rozdział 56

169 14 1
                                    

W chwili kiedy zakładałam na siebie wygodny strój doszłam do wniosku, że mam tendencję do składania pochopnych obietnic. Powiedziałam, że przyjdę do naszego wspólnego saloniku, choć nie miałam na to najmniejszej ochoty.

Drew jest zajęty, więc pewnie będą tam tylko Tommy z Jessicą i może Norim. W innych okolicznościach pewnie chętnie pogadałabym z przyjaciółmi, teraz jednak, kiedy był tam Al, nie czułam się tak pewnie.

Z westchnieniem wyjęłam znaleziony sztylet i zaczęłam się nim bawić.

Wszystko to, co wydarzyło się w ciągu ostatnich dni, było niewiarygodnie dziwne. Jeszcze Amy powiedziała dziś, że mój ojciec również widywał duchy. Czułam jak to mnie przerastało. Zmusiłam się do chłodnej analizy wszystkich nierozwiązanych spraw. Prawie wszystkich.

Co jakiś czas dowiaduję się coraz to nowszych faktów o mojej rodzinie. Ile jest jeszcze informacji, które oni zabrali do grobu, a które mnie mogą uratować życie? Poczułam ogarniający mnie gniew na rodziców. To co się działo było skutkiem ich egoizmu, gdyby nie to, wiedziałabym kim jestem i mogłabym ochronić Grovera i ojca. Poza tym, jak mam walczyć, nie wiedząc, co tak dokładnie jest moim zadaniem?

Kolejne pytanie. Czy będę walczyć? Na szczęście, tą decyzję podjęłam już w mieście, ale nie wymyśliłam jeszcze jak miałby wyglądać mój wkład. Dafinierzy oczekiwali, że obejmę przywództwo nad nimi. Nigdy jednak nie byłam ani zbyt rozmowna ani przyjacielska ani cierpliwa. Czyli zdecydowanie brakowało mi cech przywódczych. Poza tym, nie miałam pomysłu, jak mielibyśmy przeprowadzić tę wojnę.

-Nie martw się. Rozwiązanie jest prostsze niż się wydaje - Na dźwięk tego głosu obróciłam się szybko i ujrzałam siedzącą obok mnie na łóżku Lenę.

-Pokonanie mojego ojca nie jest aż, ta trudne. Wystarczy pamiętać o wszystkich jego słabościach - Wpatrywała się gdzieś w przestrzeń.

Właściwie cieszyłam się z jej obecności, ona jedyna znała odpowiedzi na wszystkie pytania a ja czułam się przy niej swobodnie.

-Jakie słabości? - Zapytałam pomijając zbędne formułki grzecznościowe i pytania, o czym mówi.

-Wszystkie - Odparła - Ty wiesz - Spojrzała na mnie - Znasz je, i znasz jego.

Po tych słowach zniknęła. Jasne. Duchy to straszne tchórze.

Z konsternacją zastanawiałam się nad jej słowami. Lena sugerowała, że wiem jak obalić króla. Powiedziała też, że znam jego słabości. Nie byłam tego jednak taka pewna.

Po chwili przypomniałam sobie, że Al, zna władcę zdecydowanie lepiej niż ja.

Wstałam gwałtownie w nagłym przypływie energii.

Jeśli Dafinierzy chcą mieć przywódcę, to będą go mieli!

...

Czując lekkie podenerwowanie pchnęłam drzwi saloniku. Tak jak myślałam w środku siedzieli tylko Tommy z Jessicą i Alem.

Przywitawszy się usadowiłam się w wolnym fotelu, akurat obok tego ostatniego.

-Al właśnie opowiadał nam jak to wszystko wyglądało z jego punktu widzenia - Oznajmił Tom a ja zerknęłam przelotnie na chłopaka, który miał jednak nieodgadnioną minę - Muszę przyznać Samaro, że twoja opowieść wygrywa. Jest ciekawsza.

Prychnęłam.

-Po prostu mam o niebo lepszy dar wysławiania się - Odparłam nie patrząc na Ala

-Może - Tom uśmiechnął się i założył ręce za głowę - Masz coś jeszcze do powiedzenia? Chętnie posłucham.

-Może i mam - Uśmiechnęłam się tajemniczo. Poczekałam, aż wszystkie spojrzenia skupią się na mnie, bo nie miałam zamiaru się powtarzać - Postanowiłam przejąć dowództwo nad Dafinierami.

Po drugiej stronieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz