Rozdział 52

162 13 3
                                    

Przyjrzałam się sobie w lustrze mojego pokoju. Włożyłam mój miecz do kieszeni w sukni, ale mimo to czułam się niepełna. Po namyśle wsunęłam jeszcze po sztylecie do butów i dorzuciłam metalowe gwiazdki za pas.
Nadal nie mogłam przyzwyczaić się do widoku mnie samej w sukience.
Po chwili drzwi otworzyły sie i do pokoju weszła Amy, rzucając mi jakiś pakunek.

-Ubiraj się szybko i idziemy.

Okazało się, że w paczce był ciemny płaszcz z aksamitu z kapturem. Zarzuciłam go na siebie i z zadowoleniem stwierdziłam, że sięga mi do kostek zakrywając jednocześnie sukienkę.

-A Jess? - Zapytałam gdy Amy ciągnęła mnie po zakrętach.

-Będzie na nas czekać przy wyjściu.

Na końcu języka miałam pytanie czy tu w ogóle są jakieś drzwi, ale powstrzymałam się i mruknęłam tylko coś pod nosem.

Rzeczywiście, po pewnym czasie ujrzałam niewielkie, okrągłe drzwi pod którymi stała Jess w identycznym płaszczu. Uśmiechnęła się szeroko na nasz widok, jednak Amy nie pozwoliła nam na żadne błahe rozmowy.

-Musicie wiedzieć, że to miasto jest zupełnie inne od waszego - Zaczęła lekko napięty głosem - Tu zawsze jest pełno ludzi więc uważajcie żeby się nie zgubić. I nie mówcie zbyt wiele, najlepiej w ogóle.

-Dlaczego? - Zapytała Jessica, ale umilkła gdy dziewczyna zgromiła ją wzrokiem.

-Idziemy tam głównie po to, by Samara - Skinęła głową w moją stronę - Zorientowała się jak wygląda świat tutaj. Ale mamy też do kupienia parę rzeczy, którymi zajmę się ja, wy dostaniecie kolka monet, bedziecie mogły sobie kupić co chcecie. Ale nie wolno wam się od siebie oddalać! Jasne? - Spojrzała mi w oczy a kiedy potaknęłam na znak, że rozumiem uchyliła drzwi i do środka wpadł oślepiający blask przedpoludniowego słońca.

Spojrzałyśmy po sobie z Jess niepewnie, ale ruszyliśmy za nią. Prowadziła nas między gęstą roślinnością, a ja zaciekawiona obserwowałam krajobraz. Ostatnim razem kiedy tu szłam byłam nieprzytomna, więc niewiele pamiętam.
Ogółem widok różnił sie nieco od tego, do którego przywykłam. Podłoże było tututaj bardzien strome, a rośliny jakieś takie większe i bujniejsze. Może była to kwestia klimatu?

-Jak daleko jest z bazy do miasta? - Spytała w pewnym momencie moja przyjaciółka

-Parę kilometrów.

-To niedużo - Zauważyłam

-Owszem - Amy potaknęła - Ale jesteśmy bardzo dobrze ukryci, ponad połowa budynku znajduje się pod ziemią, a ta część która wystaje, jest obrośnięta. Nie widać jej nawet z odległości dziesięciu metrów.

-To i tak dziwne, że kłusownicy na nią nigdy nie trafili.

Dziewczyna wzruszyła ramionami

-Mało kto zapuszcza się w nasze tereny. Wybraliśmy to miejsce dlatego, że według legend tamten las jest przeklęty. Niektórzy twierdzą, że jest tam pełno duchów.

Zadrżałam odruchowo.

-A jest?

-A skąd mam wiedzieć? - Amy zaśmiał się - Nie wierzę w duchy, ale ponoć istnieją ludzie, którzy je widzą.

Wymieniłam z Jess spojrzenie.

-Znasz kogoś, kto tak twierdzi? - Zapytałam jej

-Nie - Odparł - Chociaż podobno twój ojciec je widywał.

-Mój ojciec?! - Zdziwiłam się

-Tak. Wierzysz w to? - Spojrzała na mnie uważnie.

Przez chwilę zastanawiałam się co powiedzieć. W końcu popatrzyłam jej prosto w oczy i z największą szczerością, na jaką mnie było stać odparłam:

-Tak.

W tym momencie wyszłyśmy z lasu na ścieżkę prowadzącą w dół pagórka. Roztaczał się stamtąd piękny widok na miasto. Od razu zauważyłam kilka różnic. Przede wszystkie, budynki tutaj wydawały się bardziej zadbane i nie tak stare. No i na rynku był o wiele większy gwar.

Amy bez słowa wcisnęła nam kilka monet w dłonie i gestem nakazała nam zejście w dół zbocza.

-Początkowo będziemy chodzić razem, ale być może pozwolę wam pozwiedzać samym. - Popatrzyła na nas i po chwili ruszyła w wir rozgadanych ludzi.

Czując coraz większy dyskomfort i niepokój starałam się podążać za plecami dziewczyny pilnując jednocześnie by Jess trzymała się obok mnie.

Kiedy Amy zatrzymała się przy jakimś straganie miałam okazję by lepiej przyjrzeć się miejscowym. Nie byli tak wychudzenie jak u nas w wiosce. Niektórzy nawet się śmiali i plotkowali. Tutaj wszystkie stragany były otwarte, i wszystkie wypełnione towarem. Luksusowym towarem.

Nie wierzyłam własnym oczom. Jak król mógł tak podzielić ludność, że jedni głodowali i umierali jako żebracy na ulicach a gdzie indziej pławili się w bogactwie. Wszystko to wywołało u mnie jeszcze większą nienawiść do władcy.

Jessica złapała mnie za rękę i uścisnęła, wiedziałam, że czuje to samo. Mieszankę wściekłości, nienawiści i goryczy.

Kiedy Amy ruszyła dalej spostrzegłam też kilku strażników maszerujących przez rynek. Naciągnęłam mocniej kaptur i oparłam dłoń na biodrze, w okolicach którego spoczywał mój miecz.

Nagle przede mną, jak spod ziemi wyrósł jakiś mężczyzna. Bezceremonialnie zrzucił ze mnie płaszcz i uniósł moją głowę.   


Po drugiej stronieحيث تعيش القصص. اكتشف الآن