Rozdział 54

162 14 2
                                    

Nie wiem, jak długo szłam zupełnie nie patrząc na otoczenie. Sadziłam długie kroki wyładowując swoją frustrację i niepokój. Właściwie moje emocje były sprzeczne, z jednej strony chciałam już, w tej chwili biec walczyć z królem, a z drugiej najchętniej bym się ukryła razem z przyjaciółmi i bratem w jakiejś wiosce i żyć tak jak dawniej.

 Dopiero kiedy znalazłam się w zupełnie ciemnym korytarzu, zaczęłam się interesować, gdzie właściwie jestem. Zaczęłam się ostrożnie cofać i po chwili znów byłam w oświetlonej części budynku. Tyle, że to nadal nic mi nie mówiło.

W korytarzu, było kilka zamkniętych drzwi, wyglądały na starsze i cięższe, niż te, które znajdowały się w pobliżu mojej komnaty. Ostrożnie nacisnęłam na klamkę pierwszych z nich. Zamknięta. Dwie kolejne również, dopiero trzecia drzwi ustąpiła z cichym zgrzytem. W środku panowała ciemność. Nie przejęłam się tym jednak i bezszelestnie wkroczyłam do środka zostawiając otwarte drzwi, by choć trochę oświetlić komnatę.

Pomieszczenie wyglądało na opuszczone od dawna, zresztą tak jak cały korytarz. Wszystkie meble, podłoga i ściany były pokryte grubą warstwą kurzu. Podeszłam do mosiężnego łóżka. A raczej wielkiego łoża małżeńskiego. W dalszym ciągu posłane było złotymi poszewkami. Wszystkie meble pasowały do siebie, były w jasnym kolorze z brązowymi, eleganckimi wzorami.

Całe pomieszczenie wyglądało na drogo urządzone, na jednej ze ścian wisiało duże lustro, a przez uchylone drzwi widziałam pozłacaną łazienkę.

Czułam się dziwnie. Czułam czyjąś obecność, ale nie był to duch. Z duszą na ramieniu zrobiłam kilka kolejnych kroków, i jak najdelikatniej otwarłam wielką szafę. Po brzegi była wypełniona kosztownymi ubraniami i drewnianymi pudełkami. Zaintrygowana zajrzałam do jednego z nich. Znajdowała się w nim beżowa, jedwabna chustka i biżuteria. Jako, że nie znałam się na tego rodzaju błyskotkach, zajrzałam do następnego. Na jego dnie leżał jeden sztylet. Wyciągnęłam go z namaszczeniem mając na uwadze, że przedmiot może mieć setki lat.

Była to najpiękniejsza broń jaką kiedykolwiek widziałam. Ostrze był czyściutkie i lśniące, nie zmącone nawet plamkę rdzy. Kiedy wzięłam go do ręki, poczułam jakby był stworzony specjalnie dla mnie, pasował jak ulał. Na srebrnej rękojeści znajdował się niewielki szafir a pod nim ozdobna litera "L". Po chwili namysłu i z wyrzutami sumienia ukryłam sztylet w kieszeni. Wmówiłam sobie jednak, że nikt się nie zorientuje, że wzięłam stąd broń, bo nikt tu nie chodzi.

W kolejnych skrzyneczkach nie znalazłam nic poza jakimiś osobistymi przedmiotami. Rzuciłam więc jeszcze jedno spojrzenie na pokój i wyszłam by poszukać drogi do stołówki.

Błąkałam się korytarzami dość długo, aż w końcu znalazła mnie jakaś nowicjuszka sprzątająca korytarze. Zaprowadziła mnie wprost na obiad wspominając, że jestem bardzo spóźniona. Rzeczywiście, wszyscy moi przyjaciele już kończyli kiedy zjawiłam się obok nich, przy stole.

-Gdzieś ty była? - Syknęła na mój widok Amy

-Zwiedzałam - Burknęłam i unikając spojrzeń reszty, niechętnie zabrałam się za kotleta.

-Jak było w mieście? - Zagadnął wesoło Tommy. Za udzielanie odpowiedzi zabrała się Jess, ja byłam zbyt zajęta rozmyślaniami nad tajemniczym pokojem i zdrowiem brata.

-Naprawdę pobiłyście tego faceta? - Drew uniósł brwi

-Oczywiście - Amy spojrzała na niego wyzywająco - Chyba nie myślisz, że tylko ty potrafisz się bić.

-Absolutnie - Chłopak powiedział ugodnie - Tylko nie mogę sobie wyobrazić, ja skopujecie facetowi tyłek, z to, że złożył wam propozycję. Od teraz będę musiał dwa razy przemyśleć, za nim do was coś powiem.

-Och, nie przesadzaj - Amy uśmiechnęła się uroczo - Dla was mamy taryfę ulgową.

Po tych słowach zaczęłam sobie coś uświadamiać. Mianowicie, Amy i Drew ewidentnie mieli coś ze sobą wspólnego. To jak się na siebie patrzyli i to jak się kłócili, było dwuznaczne. Uśmiechnęłam się pod nosem. Najwyraźniej twardy przywódca, w końcu znalazł godną sobie przeciwniczkę.

-Hej, Sam - Zagadnęła Amy - Co powiesz na mały trening po obiedzie?

-Trening? - Podniosłam wzrok znad talerza

-No tak - Uśmiechnęła się wesoło - mam ochotę poćwiczyć a podejrzewam, że ty również nie pogardzisz.

Zastanowiłam się chwilę

-Czemu nie? Tylko muszę się przebrać, nie będę walczyć w sukience - Zaznaczyłam

-Jasne - Odparła - Przyjdę po ciebie, i pokarzę ci gdzie jest sala treningowa. Spodoba ci się - Rzuciła mi znaczące spojrzenie i odeszła od stołu.

-A wy? - Zwróciłam się do reszty przyjaciół - Jakie macie plany?

-Ja będę się wylegiwał na łóżku - Oświadczył Tom

Drew prychnął

-Jasne, a w ramach ćwiczeń udasz się do kuchni i niepostrzeżenie wykradniesz coś do jedzenia.

Tommy wycelował w niego palec

-Przejrzałeś mnie - Odchylił się na krześle - Jess, wybierasz się ze mną?

Moja przyjaciółka wyglądała na lekko zmieszaną, ale skinęła niepewnie głową, na co nasz kucharz uśmiechnął się triumfalnie.

-W takim razie na się zbieram - Powiedział Drew wstając - Pójdę zobaczyć co u Ala, a później pogadać z Alanem.

Na jego słowa drgnęłam lekko. Spojrzałam za nim gdy odchodził i wahałam się czy nie pójść za nim, ale doszłam do wniosku, że chyba wolę sama odwiedzać Ala. Zajrzę do niego po treningu, obiecałam sobie.

Po chwili byłam już w pokoju i z ulgą przebierałam się w wygodne spodnie i bluzkę. Jako, że nie wiedziałam jak będzie wyglądał mój trening, po chwili namysłu przypięłam do uda dwa sztylety, w tym jeden znaleziony w tajemniczej komnacie. Amy zapukała do mojego pokoju, akurat w momencie kiedy kończyłam spinać moje włosy w koński ogon.

Muszę przyznać, wyglądała groźnie. Miała na sobie brązowe, dopasowane spodnie i czarne buty sięgające za kostki. Do tego ciemna koszulka i pokaźny pas z bronią.

-Gotowa? - Spytała od progu

-Pewnie - Uśmiechnęłam się lekko i wyszłam za nią na zewnątrz.

Droga do sali nie była długa, ale mnie cały czas męczyło poczucie, że muszę powiedzieć Amy o tym dziwnym pokoju i sztylecie.

-Amy? - Zapytałam w końcu niepewnie - Czy w bazie wszystkie komnaty są zamieszkane?

Dziewczyna zawahała się chwilę

-Nie. Dolne piętra są opustoszałe. Dlaczego pytasz? - Spojrzała na mnie uważnie

-Chyba zabłądziłam dzisiaj rano - Odparłam lekceważąco - I zdawało mi się, że w korytarzu, w którym się znalazłam, już dawno nikt nie chodził.

-Słusznie - Amy potaknęła - Nawet ja tam nie chodzę.

Odetchnęłam w duchu. Nie dałam rady zapytać się jej wprost o komnatę, cały czas miałam poczucie, że jestem z tamtym miejscem jakoś związana, a to raczej nie mogło być nic dobrego.

Kiedy moja towarzyszka wprowadziła mnie do ogromnej sali, zaniemówiłam z wrażenia. Miała rację, mówiąc, że mi się spodoba. Pomieszczenie, było ogromne, z wysokim sufitem, pod którym wisiało wiele lin i równoważni. Pod ścianą, stały ogromne kosze wypełnione bronią. Najbardziej zachwyciły mnie jednak stanowiska ćwiczeń, znajdowało się tam wiele miejsc, przypominających prawdziwe miejsce walki, nierówna podłoga, drabina, po której można było wejść na różne poziomy i skakać z nich na linie, albo walczyć na pół metrowej desce.

-Zacznijmy od lekkiej rozgrzewki - Powiedziała Amy i wyjęła z pochwy błyszczący sztylet.

Po chwili wahania poszłam w jej ślady.


Po drugiej stronieWhere stories live. Discover now