Rozdział 58

170 12 2
                                    

Obudziło mnie lekkie pukanie do drzwi. Wyskoczyłam z łóżka i naciągnęłam wełniany sweter wołając przy tym "proszę"

Po chwili ukazała mi się rozczochrana głowa Ala. Musiało być naprawdę wcześnie.

-Coś się stało? - Zapytałam jeszcze sennym głosem

-Mam ci do przekazania, że akcja zaplanowana jest na jutro.

-Co?! - Otworzyłam szerzej oczy - nie jesteśmy jeszcze gotowi.

-Nie mamy większego wyboru - odparł chłopak spoglądając na mnie - w tym miesiącu przyjeżdża więcej powozów niż zwykle. Kolejna taka okazja może się nie powtórzyć.

Poczułam jak moje serce przyspiesza na myśl o tak szybkim podejściu do walki.

-Dobrze - nakazałam sobie spokój - co w takim razie mam zrobić?

Na wargach Ala zatańczył figlarny uśmieszek

-To ty jesteś przywódcą - zauważył - ja tylko przyszedłem po twoje rozkazy.

W tym momencie miałam ochotę rzucić w niego największą poduszką jaka znajdowała się na moim łóżku.

-Najpierw - oznajmiłam - to ty musisz mi wyjaśnić nad czym tak wczoraj debatowaliście z Drew.


Chłopak westchnął teatralnie i wyłożył się na moim łóżku. Po chwili dołączyłam do niego.

-Ustaliliśmy, że najlepiej będzie, jeśli zaatakujemy ze wszystkim stron naraz - Oznajmił.

-To w ogóle możliwe? - zmarszczyłam brwi.

-Tak, chociaż trudne do wykonania. Pamiętasz tą część, przez którą uciekaliśmy? Tam właśnie mamy największe szanse - dodał gdy potwierdziłam skinieniem głowy.

-Tam jest tylko niewielki otwór i maksymalnie kilka okienek - przywołałam w pamięci obraz zamku.

-Właśnie - Al. uśmiechnął się. Wystarczy, że wejdzie tamtędy dwadzieścia ludzi. Nie będą się spodziewali ataku z tamtej strony, a efekt zaskoczenia będzie kluczowy.

Nie była do tego przekonana. Jeśli coś się nie uda? Nie chciałam, żeby moi żołnierze ginęli bezsensownie.

-No dobrze - przytaknęłam niechętnie, spoglądając na chłopaka. - Mówiłeś coś jeszcze o pozostałych stronach.

-Tak - skinął głową. - Tam będzie najciekawiej. Jeśli obejdziemy ich w kółku, nie będą wiedzieli co mają robić. Ich własne mury obronne staną się ich wrogiem.

Zastanowiłam się chwilę, próbując wyobrazić sobie tę sytuację. Jeśli dosłownie z każdej strony, król będzie miał wojowników, może mieć problem z wysłaniem swoich na czas. A wtedy, my moglibyśmy ostrzelać, tych, co będą próbowali bronić się na murach.

-I o tym właśnie gadaliście cały wczorajszy wieczór? - zapytałam przysuwając się niepewnie do chłopaka.

-Musieliśmy omówić wszystkie argumenty - odparł cicho.

Czułam bijące od niego ciepło. Wyglądał tak, jak na początku, kiedy go poznałam. Bujne, lekko rozczochrane włosy i zdrowy odcień skóry.

-Sam? - usłyszałam jego głos i poczułam jak obejmuje mnie ramieniem. Nie protestowałam. Mało tego, przysunęłam się jeszcze bliżej i oparłam głowę między jego szyją a obojczykiem, chcąc dać do zrozumienia jaką podjęłam decyzję. Pachniał lasem, mydłem i czymś jeszcze, czego nie potrafiłam rozróżnić. Przymknęłam oczy rozkoszując się tą chwilą. Al głaskał mnie delikatnie po plecach. Czułam jak cały drży. Czyżby się czegoś bał?


Uniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej przycisnęłam swoje usta do jego warg. Przez moment wydawał się zaskoczony, ale po chwili odwzajemnił pocałunek. Włożył rękę w mojej włosy i przycisnął mocniej do siebie. Wydałam zduszony okrzyk i przywarłam do niego całym ciałem.

Po pewnym czasie oderwał się ode mnie niechętnie i oparł głowę o moje czoło.

-Muszę iść - szepnął.

-Dokąd? - zapytałam przesuwając dłonią po jego silnych ramionach.

-Za chwilę odjeżdża odział mający przejąć więźniarki. Dowodzę nimi.

Zamarłam.

-Co? - tylko tyle udało mi się wykrztusić.

-Muszę, Sam - westchnął ciężko. - Przyszedłem po to, żeby ci przekazać informacje. Ale chciałam się też pożegnać i dowiedzieć jaką podjęłaś decyzję - poczułam jak się uśmiecha - ale o to już nie muszę pytać.

Ja jednak go już nie słuchałam. W głowie dźwięczały mi słowa "przyszedłem się pożegnać". Ale nie mógł tam pójść! Przecież to właśnie był najniebezpieczniejszy front.

-Nie możesz, Al, proszę - jęknęłam błagalnie.

-Przestań - chłopak złapał mnie za ręce i spojrzał mi w oczy. Wtedy do mnie dotarło, że to nie moja decyzja. Nie mam na to żadnego wpływu.

-Kiedy dokładnie? - zapytałam łamiącym się głosem

-Za godzinę.

Skinęłam głową i wyplątując się z jego objąć, wstałam z łóżka. Podeszłam do szafy i wyjęłam z niej czarne obcisłe spodnie i bluzkę w tym samy kolorze.

-Co ty robisz? - usłyszałam za sobą głos Ala.

Nie odpowiedziałam mu jednak tylko zniknęłam za drzwiami łazienki. Kiedy byłam już ubrana w strój bojowy, wciągnęłam na nogi, wysokie i miękkie buty do polowania. Szybko przypięłam pas z bronią i spojrzałam na zaniepokojonego chłopaka.

-Jestem gotowa. Idę z tobą - dodałam, gdy pokręcił głową, na znak, że nie rozumie.

-Nie możesz - odparł spokojnie - musisz wygłosić mowę.

-To wygłoszę, ją jak wrócę - Wzruszyłam ramionami. - Nie przekonasz mnie, Al - powiedziałam twardo.

Chłopak przez chwilę wpatrywał się we mnie w milczeniu, po czym westchnął ciężko.

-Ale gdy tylko pojawią się pierwsze wieści o powozach, wracasz do bazy, jasne?

-Jak słońce - odparłam.

Chłopak westchnął ponownie.

-Chodźmy jeszcze coś zjeść.

Posłusznie poszłam za nim do stołówki. Wsunęłam palce w jego dłoń. Uścisnął mnie lekko. Nadal drżał. To było dziwne, nie posądzałam go o to, że boi się swojego zadania. Al nie bał się takich wyzwań. Coś innego musiało go przerażać.

-O, tu jesteście! - usłyszałam za sobą głos Drew i szybko puściłam dłoń chłopaka.

-Wyjaśniłeś jej wszystko? - zapytał patrząc podejrzliwie na przyjaciela.

-Tak - Al potaknął - A ty?  Gdzie się wybierasz?

-Z tobą - odparł jakby to było oczywiste.

Spojrzałam triumfalnie na chłopaka. Wyglądał jakby nie miał siły kłócić się z Drew, więc zrobił tylko niezadowoloną minę.

-W takim razie chodźmy - powiedziałam i ruszyłam dalej.

Szliśmy w milczeniu. Zdawaliśmy sobie sprawę, że to może być ostatni spacer w takim gronie.




Po drugiej stronieWhere stories live. Discover now