Rozdział 60

158 8 0
                                    

Kiedy wróciłam do bazy, od razu pobiegłam do sali treningowej i zaczęłam bezmyślnie okładać mieczem manekiny ćwiczebne. Liczyłam, że to pomoże mi zebrać myśli i skupić się na kolejnym zadaniu, ale myliłam się. 

Po godzinie, zlana potem i ze łzami w oczach ukryłam twarz w dłoniach. Po raz pierwszy martwiłam się o kogoś tak bardzo jak o Ala. Nie wiem jak długo siedziałam na materacu kołysząc się w przód i w tył, aż w końcu poczułam czyjąś dłoń na swoim ramieniu.

Drgnęłam zaskoczona. Obok mnie z westchnieniem usiadła Jessica.

-Wiedziałam, że cię tu znajdę - powiedziała patrząc na mnie. - Nie wiem tylko co bardziej powoduje twoje dziwne zachowanie. To, że zostałaś przywódcą i ciąży na tobie ogromna odpowiedzialność, czy to, że martwisz się o Alexandra de la Shellingtona. 

Spojrzałam na nią zdumiona i poczułam wstyd. Myślałam, że silna więź jaka nas łączy, rozwiała się już dawno, a to właśnie Jess rozumie mnie bardziej niż ja sama. 

Wybuchnęłam głośnym płaczem i wtuliłam się w jej ramie.

-Muszę to zapisać w pamiętniku - mruknęła gładząc mnie po plecach - Samara po raz pierwszy płacze. I się przytula.

Zignorowałam jej komentarz i starałam się uspokoić. Po chwili siedziałam już obok przyjaciółki, ocierając łzy.

-No, to teraz mów. O co chodzi - odezwała się Jess.

-Nie mam pojęcia jak się prowadzi wojnę - pokręciłam głową - muszę wygłosić przemowę, ale co mam powiedzieć? Muszę doprowadzić tysiąc ludzi do zamku, i wyprowadzić ich żywych z powrotem, ale jak to zrobić? Mój cholerny duch pojawia się i znika wygadując jakieś na pewno przydatne rzeczy, ale jak go zrozumieć? Jestem pierwszym przywódcą z linii Lanslotów, która jest kobietą! Może tak było nie bez przyczyny? Może po prostu jestem za słaba! - wyrzuciłam z siebie.

Kiedy moja przyjaciółka nie odzywała się przez dłuższą chwilę, spojrzałam na nią i stwierdziłam, że wpatruje się we mnie przygryzając wargę.

-Masz bardzo wiele pytań i wątpliwości - powiedziała w końcu ostrożnie - nie jestem w stanie odpowiedzieć ci na nie wszystkie. Ale mogę cię zapewnić, że nie znam lepszej osoby od ciebie do poprowadzenia tej wojny. 

-Ja znam - otarłam nos - chociażby Al.

-To prawda, Al jest najlepszym wojownikiem i przywódcą z nas wszystkich, ale to nie do końca jego wojna. Owszem, ma na pieńku z królem, ale to nie on powinien nas tam prowadzić. To tobie, nasz wspaniały władca odebrał wszystko co miałaś. Poza tym, nie zgadzam się z opinią, że kobiety są słabe.

Uśmiechnęłam się lekko. Cała Jess. Wszędzie znajdzie odrobinę humoru.

-Powiedz mi, Jess - odezwałam się cicho. - Jak to się stało, że tu jesteśmy? Przecież jeszcze parę miesięcy temu chodziłyśmy na polowania i naszym zmartwieniem było wyżywienie rodziny. Narzekałyśmy dużo, ale w gruncie rzeczy miałyśmy spokój i byłyśmy w miarę bezpieczne. A teraz?

-A teraz stałyśmy się kimś więcej niż łowczyniami z zacofanej wsi - odparł łagodnie. - Pomyśl ile przeszłyśmy w tym czasie? Ile się nauczyłyśmy? Pomyślałabyś kiedyś, że będziesz tak wspaniale machać mieczem jak teraz?  - zaśmiała się cicho - Ja na przykład nigdy nie pomyślałabym, że się zakocham.

Spojrzałam na nią uważnie i postarałam się przenieść moje zainteresowanie na przyjaciółkę, która najwyraźniej tego pragnęła.

-Czyli między tobą a Tommym to już coś poważnego?

Po drugiej stronieWhere stories live. Discover now