Rozdział 14

205 22 0
                                    

Spałam może dwie godziny, gdy obudził mnie poranny blask słońca. Przez jedną chwilę nie wiedziałam gdzie jestem, aż nagle przyszło brutalne olśnienie, fala ostatnich zdarzeń i świadomość bycia innym. Bo nie byłam zwyczajna. Przez sen uświadomiłam sobie, że to co mówił Al jest prawdą. Nie chciałam w to wierzyć, ale wiedziałam o tym gdzieś w głębi serca. Nie czekając na chłopaków, sama zebrałam posłanie i przypięłam je do Dracona. Jess właśnie się obudziła i przeciągnęła ziewając. Uśmiechnęła się promiennie, ale nie na mój widok, tylko na Toma, który podszedł do niej i poskładał jej posłanie. Poczułam ukłucie zazdrości ale zdusiłam je natychmiast. Byłam na tyle twarda, że nie potrzebowałam lokaja.

Chłopcy zwijali się błyskawicznie i gasili ognisko. Chciałam jakoś pomóc, ale nie miałam pojęcia co mogłabym zrobić, oni wyglądali jakby dokładnie wiedzieli co mają robić, każdy z nich miał wyznaczone zadanie. Nie czekałam na nich zbyt długo, już po paru minutach wszyscy siedzieli na koniach i jechali na południe. Od początku czułam niepokój. Nerwowo przeczesywałam wzrokiem zarośla w poszukiwaniu kolejnej zjawy, ale nic nie znalazłam. Słyszałam urywki rozmów reszty, ale nie skupiałam się nad tym co mówią, ignorowałam ich śmiech i żartobliwe zaczepki.

Czułam, że jeśli nie przestanę, popadnę w paranoję. Musiałam zająć się czymś innym, ale nie potrafiłam. W końcu przeniosłam moją uwagę na Dracona, zaczęłam go głaskać i mówić do niego łagodnie.

Al zwolnił i zrównał konia ze mną. Poczekał, aż reszta odjedzie kawałek dalej i odezwał się szeptem.

-Myślałem wczoraj o tym co mi powiedziałaś, i przypomniałem sobie parę szczegółów z tego co mówił jeden z moich mistrzów. - Mówił cicho - Twierdził, że duchy przychodzą wtedy gdy coś chcą. Ale zdarzają się sytuacje, że jakaś zjawa może się pojawić w najmniej oczekiwanym momencie na przykład podczas walki. Zależy od jej charakteru, może ci pomóc, a może przeszkadzać. Z czasem jednak powinnaś nauczyć się je ignorować, lub nawet sprawić, że znikną.

Milczałam przez chwilę czując się otępiała.

-Czy mogę z nimi rozmawiać?

-Nie wiem - Odparł bezradnie.

- One mogą mi coś zrobić?

-Nie sądzę, ale pamiętaj, że widzisz i czujesz go tylko ty - Powiedział znacząco.

Odgarnęłam gałąź która stanęła mi na drodze.

-Czy od wczoraj widziałaś kogoś jeszcze?

-Nie - Ucięłam krótko - Może mi się przewidziało, może tam wcale nic nie było.

-Może - Zgodził się bez przekonania - Ale szczerze wątpię w to.

-O czym tak zawzięcie gadacie?! - Krzyknął z przodu Tommy

-O twoim wielkim zadzie! - Odkrzyknął Al

-Rzeczywiście romantyczne - Skomentował Nori

-Jeśli chciałabyś pogadać, wiesz gdzie mnie szukać - Al zwrócił się ponownie do mnie, po czym oddalił się. Uśmiechnięty Tom potargał mu włosy i powiedział coś cicho, ale nie dosłyszałam co. Al odpowiedział coś poirytowany i zmienił towarzystwo na cichsze. Razem z Drew wyglądali bardzo podobnie, w takich samych płaszczach szczupłych i umięśnionych sylwetkach obaj dostojni i uważnie przypominali trochę wojowników z opowieści.

...

Dzień minął szybko, nie zdarzyło się nic nadzwyczajnego. Raz zdawało mi się, że ta sam kobieta co dzień wcześniej mignęła przede mną, jednak nie pojawiła się więcej razy.

Gdy szukaliśmy odpowiedniego miejsca na obozowisko, Al spiął się nagle i w napięciu podjechał do Drew. Dyskutowali chwilę nerwowo po czym ten niższy pogalopował z powrotem.

-Co się dzieje? - Rzeczowo zapytał Tommy

-Nie wiem - Warknął przywódca - Al pojechał się upewnić czy wszystko w porządku.

Czekaliśmy w napięciu aż nasz zwiadowca wróci, i już po chwili ujrzeliśmy ciemną sylwetkę na horyzoncie. Nie wyglądał na wyluzowanego, wręcz przeciwnie gnał przed siebie na złamanie karku. Drew wystąpił mu na przeciw.

-Niecały kilometr od nas, teraz już mniej, ale jedziemy galopem, albo już kopiemy sobie dziury - Zwrócił się do niego Al spokojnym głosem.

Przywódca siedział kilka sekund w milczeniu po czym dał znać ręką, że mamy ruszać na przód.

-Jedziemy przed siebie, za parę kilometrów zatrzymujemy się i ukrywamy konie. Jasne?!

W odpowiedzi wszyscy ruszyliśmy każdy ruszył w innym kierunku. Spanikowana pognałam w przeciwnym kierunku, i gdyby nie ostrzegawczy okrzyk Drew, wjechałabym na sam środek pościgu. Zawróciłam prędko Dracona i ruszyłam galopem za Jess.

Po paru sekundach zorientowałam się, że to nie najlepszy pomysł, jadę wolniej jeśli nas dogonią, zauważą pierwszą mnie. W ten sposób sprowadzę na moją przyjaciółkę kłopoty. Skręciłam więc nieco bardziej na wschód, aż po chwili towarzysze zniknęli mi z oczu.

Słyszałam za sobą tęten kopyt. Niebezpiecznie blisko.

Wykonałam nagły zwrot i stanęłam równolegle do pościgu. Ukryłam Dracona w krzakach i nakazałam mu ciszę, a ja sama wyszłam na przód by przyjrzeć się tym ludziom.

Minęli mnie nawet nie zwracając uwagi na ślady. Pewnie myślą, że już mnie mają, tylko kwestia czasu, aż mnie dogonią.

Prychnęłam w myślach. Jak można być tak zadufanym w sobie?

Wyszłam ostrożnie z ukrycia i z satysfakcją stwierdziłam, że nie słyszę już ich koni. Szybko dosiadłam Dracona i ruszyłam w kierunku, w którym mogli się udać moi towarzysze.

Zdążyłam się przyjrzeć kilku najbliższym osobom, które mnie mijały. Wyglądali tak samo jak ci ostatnio, a ja wciąż miałam wrażenie, że skądś ich znam. Ten charakterystyczny wygląd.

Nagle na drodze pojawiła się ledwo widoczna mgiełka, pomyślałam, że pewnie są tu gdzieś bagna, ale z białego puchu zaczęła materializować się postać.

Cholera! Przeklnęłam w myślach. Dlaczego akurat teraz musiał pojawić się duch?





Po drugiej stronieWhere stories live. Discover now