Rozdział 45

175 17 2
                                    

Serce mówiło żeby uciekać, ale rozsądek podpowiadał, że nie przebiegniemy nawet kilometra nim padniemy z wyczerpania.

Kiedy nacieszyłam się już moim bratem kazałam mu położyć się i przespać. Wciąż był przerażony i wycieńczony. Patrzyłam chwilę jak oddycha równo.

-Jesteś ranna - Usłyszałam zmęczony głos

Odwróciłam się w stronę Ala

-To nic takiego - Zbagatelizowałam. W tamtym momencie nie miałam głowy do zajmowania się sobą.

-Daj, zobaczę - Podszedł do mnie

-Naprawdę nie trzeba - Wyrwałam się

-Sam - Westchnął - Nie wiem jak długo będziemy tu bezpieczni, w każdej chwili możemy być zmuszeni do dalszej ucieczki. Lepiej odpocznijmy teraz, póki jeszcze jest czas.

Z wahaniem zsunęłam koszulkę w dół ukazując paskudną, ropiejącą ranę.

Wyraz twarzy mojego przyjaciela momentalnie spoważniał.

-Odwróć głowę - Nakazał. Wypełniłam posłusznie jego polecenie. Zacisnęłam powieki szykując się na ból, który nastąpił, gdy tylko Al przytknął mokry materiał do rany.

Chłopak złapał mnie mocno za rękę, nie pozwalając się wyrwać.

-Jeszcze chwila - Mruknął

Delikatnie oczyścił moją ranę do końca i związał czystym płótnem.

-Rana na szczęście nie jest szeroka, ale dość głęboka - Spojrzał mi w oczy - Nie jestem w stanie określić jak bardzo masz uszkodzone mięśnie.

Skinęłam głową.

-A jak ty się czujesz?

Uśmiechnął się słabo

-Szczerze? Silniejszy od bólu jest wstręt do samego siebie - Skrzywił się - To upokarzające, że musiałem uciekać pozwalając by dziewczyna za mnie walczyła.

Mimo całej sytuacji parsknęłam cicho śmiechem.

-Miałam na myśli twoją głowę. Po takim laniu, nie wiem jak długo wytrzymałabym na trzeźwo.

-Nie było tak źle - Odparł - Mogę wziąć pierwszą wartę, ty się wyśpij.

-Nie ma mowy - Stwierdziłam z mocą - Twoja głowa szybciej dojdzie do siebie jeśli będzie spać.

-Z moją głową jest wszystko w porządku - Mruknął do siebie, ale i tak go usłyszałam. Uśmiechnęłam się pod nosem i usadowiłam wygodnie pod drzewem.

Najpierw mój wzrok zatrzymał się na Alu, a w zasadzie na jego ustach. Znów przypomniałam sobie o pocałunku. Zarumieniłam się i wściekła na siebie za te myśli uniosłam wzrok.


Po chwili skupiłam się na Groverze, i mój dobry humor ulotnił się bez śladu.


Chłopak wyglądał teraz niczym trup. Blady, wychudzony, z cieniami pod oczyma i nieustannymi, nerwowymi ruchami.


Nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiałam, ale teraz zaczynałam dostrzegać podobieństwo jego do mnie i do ojca. Przez ten czas, który spędził w więzieniu, rysy twarzy wyostrzyły mu się, a ciemne, proste włosy, teraz potargane i brudne okalały jego głowę. Nagle dotarło do mnie, że nie wiem jaki kolor oczu ma mój brat.


Zamyśliłam się na chwilę. Ja odziedziczyłam po ojcu bursztynowy odcień, ale z kolei moja matka miała błękitne, przypominające letnie niebo oczy. Z drugiej strony on odziedziczył urodę po matce. Miał delikatną cerę i zawsze pogodny wyraz twarzy. Ja z kolei byłam wysoka i smukła bez zbędnych gramów tłuszczu jedynie mięśnie potrzebne mi w strzelaniu, a od pewnego czasu również w walce. Moja skóra była ciemniejsza niż jego i zdecydowanie nie tak delikatna. Łączyły nas tylko rysy twarzy i włosy. Z tą różnicą, że odkąd pamiętam, mój wyraz nigdy nie był pogodny.

Po drugiej stronieWhere stories live. Discover now