VII

1.2K 177 34
                                    


-Powinieneś dzisiaj zostać w domu...-Mruknął do telefonu- Przez całą noc łaziłeś za nim po mieście, musisz trochę odpocząć

-Marudzisz-Westchnął Kihyun- Wszystko ze mną dobrze, wyspałem się i w ogóle-Zapewniał- Poza tym studiuje prawo i nie mogę sobie pozwolić na nieobecności

-To może chociaż weź wolne w pracy?- Zaproponował

-Dzisiaj idę na magazyn- Mruknął niepocieszony, po chwili zastanowienia- A wiesz, że oni płacą mi tam chyba najwięcej

-Ale twoje zdrowie...

-Wonho, za zdrowie nie opłacę swojej części rachunków- Wytłumaczył spokojnie- W przeciwieństwie do ciebie i Minhyuka. Ja nie dostaje kasy od rodziców

-Przecież wiesz, że...

-Spokojnie przyjacielu- Wonho oczami wyobraźni widział jak chłopak się uśmiecha- To przecież nie pierwszy raz, poradzę sobie-Zapewnił- Do zobaczenia rano

-Pa...

Słowa przyjaciela były okrutną prawdą, z która na co dzień musiał się mierzyć. Wiele razy był świadkiem skrajnego wyczerpania przyjaciela i za każdym razem bił się w pierś, gdy ta sytuacja się powtarzała. To nie tak, że on i Minhyuk nie próbowali ratować Kihyuna, ponieważ na samym początku takich prób było niezliczenie wiele... On po prostu nie chciał ich pomocy. Wściekał się za każdym razem, kiedy się nad nim „litowali" Nie chciał słyszeć o jakiejkolwiek pomocy, chociaż sam pomagał im najwięcej. Postawił sobie za cel dbać o nich wszystkich, poświęcając przy tym samego siebie.

Wonho stał tak chwile, wlepiając pusty wzrok w kolejne opakowanie ramenu trzymanego w dłoni. Zawsze po rozmowach z Kihyunem czuł przerażające wyrzuty sumienia i nijak nie szło im zaradzić. Nawet jeśli był sposób, by ochronić go przed samym sobą, to odpowiedź była daleko poza polem ich widzenia. Westchnął ciężko, dorzucając opakowanie do dwóch innych znajdujących się już w koszyku, a potem wziął jeszcze jedno. Kihyun pewnie wróci głodny i to późno w nocy. Już myślał jak wielki powinien być napis „TO DLA CIEBIE" by przypadkiem Yoo go nie przeoczył.

Rozproszone myśli i patrzenie na półki pełne kolorowych zupek błyskawicznych przywiodły mu na myśl wydarzenia z poprzedniego dnia. Znowu przed oczami stanął mu ten dziwny patykowaty chłopak, o tak pięknych i niezwykłych oczach. Na twarzy Wonho mimowolnie pojawił się uśmiech, kiedy wspominał to jak na siebie w padli. Paradoksalnie chciał jeszcze raz spotkać tę osobę. Chociażby po to, by ponownie utonąć w brązie jego oczu. Chciał, by jego serce znowu zabiło tak jak nigdy przedtem w życiu. To była jakaś iście niezwykła magia, którą Hoseok nie do końca potrafił zdefiniować. Wiedział natomiast jedno. Chciał, by jego świat znowu stanął w miejscu.

Hoseok nigdy nie lubił powrotów, ponieważ zawsze gdy wracał. Wszystko wydawało mu się kompletnie odmienione, inne. Zupełnie tak jakby ktoś na złość wszystko mu komplikował. Tym razem wcale nie było inaczej, bo oto został ponownie wrzucony w swoją szarą samotną rzeczywistość, ale tym razem ciche łkanie zza ściany, niczym sztylet przecięło zasłonę beznadziejności. Stawiając tym samym Hoseokowi cel przed samym nosem. Hyungwon to była ta zawsze pojawiająca się zmienna, ale tym razem Wonho wcale nie zamierzał od niej uciekać.

Jadąc autobusem i obserwując mijane budynki mimowolnie zaczął zastanawiać się nad losem Minhyuka. Może nie było tego po nim widać, ale naprawdę martwił się o chłopaka. Nadal miał przed oczami jego plecy znikające za drzwiami ich wspólnego mieszkania. Owszem, kłócili się już wiele razy, ale czy tym razem, aby na pewno nie przesadzili? Minhyuk nawet nie odpisywał mu na wiadomości. Chyba obydwoje czuli się sobą zawiedzeni. Zastanawiał się jak może nadal nazywać się przyjacielem chłopka, skoro nawet nie stanął w jego obronie, kiedy Kihyun rzucał oskarżeniami. Czy naprawdę podświadomie chciał dać Minhyukowi nauczkę? Potrafił być takim człowiekiem? Ta myśl naprawdę go przerażała.

Roommate #HyungwonhoTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon