Bonus

906 154 71
                                    

Nie ważne, w którym momencie nie zacząłbym opowiadać wam tej historii, ona i tak będzie mówiła o cierpieniu młodego człowieka, który choć tak bardzo chciał kochać i być kochanym... Nie mógł tego robić. Choć starał się ze wszystkich sił ... To było coś czego świat za każdym razem mu odmawiał.

-Wonho!- Usłyszał głos Minhyuka.- Jeżeli cię tutaj znajdę, to obiecuje ci, że skopie twój płaski tyłek.

Shin przez własny strach i nieuwagę wypuścił z dłoni zakrwawioną żyletkę, która z charakterystycznym dla niej dźwiękiem zderzyła się z podłogą łazienki, w której się znajdował. W jakimś przypływie dziecinnej naiwności zamknął oczy, mając nadzieje, że w ten sposób Lee jakimś cudem go nie znajdzie... Niestety chwilę później poczuł na sobie jego groźne spojrzenie.

-Jesteś głupi- westchnął, chwilę później, kiedy z wyrobioną już wprawą opatrywał nadgarstek przyjaciela.

-Wiem...- mruknął, nie mając odwagi spojrzeć mu w oczy.

-Jesteś głupi- powtórzył.

-Wiem...

-J-jesteś naprawdę głupi- załamał mu się głos.

-Płaczesz?- Zapytał lekko się uśmiechając.

-Oczy mi się pocą kretynie- wziął głębszy oddech, by się uspokoić.- Przepraszam...

-Za co?

-Powinienem być tu z tobą, ale...

-Masz własne życie, Minhyuk- powiedział uspokajająco.- Naprawdę nie winię cię, że zostawiasz mnie samego.

Minhyuk nic nie odpowiedział, a jedynie rzucił delikatne spojrzenie na wszystkie powstałe ślady, które nie tylko znajdowały się na nadgarstku chłopaka, ale również szły nieco wyżej, zahaczając o przedramię. Z jakąś dziwną delikatnością przejechał po tych, po których zostały jedynie białe blizny. Każde nacięcie miało swoją własną historię, każde w wyobrażeniach Minhyuka było niemym krzykiem chłopaka, który już dawno zmęczył się wołaniem o pomoc. Niebezpiecznie zapiekły go oczy, ale mimo to opuszkami palców dotarł do jednego ze świeżych cięć. Nie było ono tak głębokie, by pozostawić po sobie bliznę, ale sama świadomość, że powstało sprawiała, że Lee miał ochotę ucałować każde z nich, zabrać i uczynić je swoimi. Chciał dzielić z przyjacielem to cierpienie.

Powoli przesunął dłoń w kierunku podbrzusza chłopaka, by tylko na chwilę unieść jego koszulkę i tym samym przekonać się o swojej własnej niemocy. Jednak drżąca ręka Wonho i jego spanikowane spojrzenie skutecznie mu w tym przeszkodziły. Naprawdę nie trzeba było już więcej mówić.

Choć Hoseok w rzeczywistości nie winił go za nieobecności, to Minhyuk podświadomie czuł, że powinien być gdzieś w pobliżu swojego przyjaciela. Może było to nieodpowiednie chcieć go stale kontrolować, ale Minhyuk naprawdę widział w nim zranionego, puchatego króliczka, któremu nikt na tym świecie nie chciał pomóc. Jak mógł przejść obok niego obojętnie? Jak mógł żyć ze świadomością, że taka wspaniała i ciepła osoba co rusz popychana jest ku ciemności? Nie mógł...

Przytulił go mocno, bo tylko to mógł w tej chwili zrobić, ale i tak wiedział, że gest ten ani trochę nie skruszy muru, który Shin sam wokół siebie wybudował. Chociaż dzisiaj wbrew pozorom i tak było bardzo dobrze. Bywały chwile, kiedy Wonho zamykał się we własnym pokoju na kilka dni, unikając jakiegokolwiek kontaktu z ludźmi i porozumiewając się jedynie poprzez karteczki. Właśnie w takich momentach serce Minhyuka krwawiło najbardziej. Był bezsilny, siedząc oparty plecami o powierzchnie drzwi, wsłuchując się w każdy szloch przyjaciela.

-Pamiętaj, że mamy tylko siebie- wyszeptał mu do ucha.

-Pamiętam...- Odpowiedział mu tym samym.

Roommate #HyungwonhoWhere stories live. Discover now