LXXXVIII

497 84 76
                                    

-Nadal nie wierzę, że się na coś takiego zgodziłem...- mruknął.

-Dobra, mam tego dość - warknął, gwałtownie się zatrzymując. - Mieliśmy się świetnie bawić, ale odkąd wysiedliśmy z pociągu, jedynie narzekasz - spojrzał na niego ostro.

Skąd nagle wezbrała w nim taka dziwna agresja...? Może to wszystko dlatego, że naprawdę liczył na niezwykle miły spędzony czas z Hyungwonem. Co oczywiście było niemożliwe, zważając na różne komentarze chłopaka... A nawet nie różne, ponieważ jakby się tak dłużej zastanowić, to faktycznie, Hyungwon nie wypowiedział, ani jednego miłego słowa od czasu opuszczenia dworca, ba! Od tamtej pory, starał się wykorzystywać każdą chwilę, by zawrócić i przekonać do tego Wonho. Był jak dziecko prowadzone do dentysty, gotowy zrobić absolutnie wszystko.

Oczywiście, że to bolało, ale Wonho nie mógł się teraz poddać, ponieważ jeżeli przez cały czas będzie ustępował, to ostatecznie nigdzie nie zajdą, a poza tym... To miała być ich pierwsza randka... Pierwsza i zapewne ostatnia.

Hoseok nawet się nie łudził, że Chae będzie chciał coś takiego powtórzyć, skoro już w tym momencie odstawiał takie cyrki. Obserwując go, zastanawiał się jakie demony siedzą w tym niepozornym, skrzywdzonym chłopaku. Oddałby nawet własny czas z życia, by choć na chwilę móc poznać te wszystkie myśli, kłębiące się w głowie wyższego od siebie chłopaka.

To naprawdę by pomogło, bo jeżeli mieli gdzieś zajść razem, to przede wszystkim musieli rozmawiać i to nie tylko o tych dobrych rzeczach, ale i o tych gorszych... A nawet przede wszystkim o tych gorszych. Hyungwon jednak sprawnie zdawał się to ignorować.

-Proszę... - Wyszeptał, nieśmiało łapiąc rękaw kurtki Wonho. - Możemy zrobić to innym razem, ale... Ale nie teraz - szeptał, spuszczając głowę.

-Obiecałeś... - Powiedział, nawet nie ukrywając swojego bólu, który odczuwał w tamtej chwili.

-Wiem - szepnął cicho, nerwowo się rozglądając.

W pewnym momencie Wonho miał wrażenie, jakby Hyungwon dosłownie się za nim chował i... Zupełnie nagle, niczym grom z jasnego nieba, tylko jedna myśl,wyjaśniała takie zachowanie.

-Ty... Boisz się ludzi, prawda?- Zapytał cicho, najpierw rozglądając się po mijającym ich tłumie, a następnie przenosząc spojrzenie na Hyngwona, który z każdą chwilą stawał się coraz bledszy.

-Czy moż...

-Nie - stwierdził stanowczo. - Pójdziemy na tą randkę.

-Ale... Ja nie dam rady.

-Zaufaj mi dobrze? - Uśmiechnął się lekko, głęboko patrząc w oczy Hyungwona, w których o dziwo dojrzał... cień aprobaty. - Nie pozwolę, by ktokolwiek cię skrzywdził - wyszeptał.

Chae z własnej woli, splótł ich palce.

***

-Słyszałam, że wiesz, gdzie jest mój syn - stwierdziła w pewnej chwili.

Changkyun, uniósł swoje zimne spojrzenie znad filiżanki, upijając łyk, białej herbaty.

-Sporo pani wie - rzucił wymijająco.

-Racja - uśmiechnęła się lekko. - A teraz powiesz mi, gdzie on jest?

Chłopak bezszelestnie odstawił naczynie na spodek, nie wydając przy tym żadnego niepożądanego dźwięku. Skrzyżował ręce na piersi i porzucając swoją sztuczną uprzejmość, natychmiastowo spoważniał.

- Chciałbym zauważyć, że na chwilę obecną łączą was tylko więzy krwi, bo po tym co mu zrobiłaś, na pewno nie uważa cię za swoją matkę.

Roommate #HyungwonhoWhere stories live. Discover now