XLIX

681 127 40
                                    




Trudno było powiedzieć, dlaczego ostatecznie zdecydował się wyjść z domu. Przez cały czas miał naprawdę złe przeczucia co do dzisiejszego dnia i z naprawdę wielką chęcią zostałby po prostu obok Hyungwona. Zwłaszcza, że dzisiaj obeszłoby się bez tych całych bezsensownych podchodów. Minhyuk wyszedł z domu wcześnie rano, a Kihyun najpewniej znowu był w pracy. Mieli cały dom dla siebie, mogliby zrobić tyle przeróżnych rzeczy, ale gdy tylko Wonho znalazł się pod drzwiami przyjaciela, to ten w pierwszych słowach kazał mu iść na zajęcia. Problem w tym, że Hoseok wcale nie uważał tego za konieczne. Już dawno pogodził się z myślą, że jeżeli nie weźmie się teraz mocno za siebie, to z pewnością obleje ten semestr.

-Przepraszam- usłyszał za sobą nieco nieśmiały głos, kiedy nieco zmęczony wracał z uczelni do domu. Na samą myśl, że niedługo będzie mógł porozmawiać z Hyungwonem, na jego usta wkradał się uśmiech.

Hoseok momentalnie zmarszczył brwi i powoli odwrócił się w stronę swojego rozmówcy, którym okazał się być chłopak, samym swoim uśmiechem będący w stanie przegnać wszystkie burzowe chmury z życia człowieka, a jego ciemne, ciepłe spojrzenie natychmiast kazało mu zaufać. Patrząc na niego nie dostrzegało się jego niepełnosprawności... Tak, chłopak siedział na wózku. Za jego plecami stał zaś drugi, wyglądający niemalże, jak jego ochroniarz.

-Tak?- Zapytał uprzejmie. - Mogę w czymś pomóc?

-Znasz może... Lee Minhyuka?- Uśmiechnął się niewinnie.

Wonho momentalnie spiął wszystkie mięśnie. Wiedział, że to musiało być zbyt piękne, by w rzeczywistości nie nieść ze sobą jakichś poważnych problemów. Na samym początku pojawił się mężczyzna, który wypytywał ludzi o Hyungwona, a teraz zjawia się drugi, który na swój cel obiera drugiego z przyjaciół. Być może bezpodstawnie, ale Wonho widział w tym chłopaku masę kłopotów i choć wyglądał, jak skrzywdzony anioł, to równie dobrze mógł dzierżyć miecz.

-Och, nie musisz się martwić- odezwał się, gdy tylko zaobserwował nagłą zmianę mimiki swojego rozmówcy. - Jestem przyjacielem.

Na potwierdzenie swoich słów, wyciągnął z kieszeni bluzy zdjęcie, które następnie podał Shinowi. Ten wahając się dosłownie przez chwile, ostatecznie zdecydował się je przyjąć.

Choć ktoś je podarł, a następnie skleił, to wszystko co warte było zobaczenia, było zachowane. Fotografia przedstawiała czterech szeroko uśmiechających się chłopaków. Wszyscy stali blisko, obejmując się przyjacielsko. Wonho momentalnie rozpoznał wśród nich Minhyuka, Hyungwona i swojego obecnego rozmówcę. Tylko ten ostatni, który jako jedyny nie patrzył w obiektyw, a z jakąś dziwną czułością w twarz swojego przyjaciela, pozostawał dla niego zagadką.

-Widzisz?- Uśmiechnął się. - Przyjaciele.

Szczerze? Wonho niezbyt interesowało to, co jest na tym zdjęciu, ponieważ swój wzrok utkwił jedynie Hyungwonie, ale nie tym, którego znał teraz. Pierwszy raz miał okazję zetknąć się z tym chłopakiem, którym był w przeszłości. Tamten Chae uśmiecha się do niego promiennie, a w jego oczach zostały uchwycone jakieś dziwne iskierki ekscytacji i zadowolenia. Ten chłopak jeszcze nie wiedział, że w przyszłości będzie zmuszony wylać wiele łez.

To w jaki sposób Wonho patrzył na fotografię wcale nie uszło uwadze jego rozmówcy, który ułożył usta w triumfalnym uśmiechu. Cokolwiek chciał osiągnąć, prawdopodobnie mu się to udało lub... Jeżeli coś dostrzegł, to zdecydowanie musiało go to zadowolić.

-Jesteś taki oczywisty- zaśmiał się krótko, czym momentalnie zwrócił na siebie uwagę Wonho.

-Co masz na myśli?- Zapytał zmieszany.

Roommate #HyungwonhoWhere stories live. Discover now