XXXVII

920 163 41
                                    




Jak tak właściwie znaleźli się w tym miejscu? Jeszcze kilka dni temu zachowywali się jakby nigdy mieli nie zobaczyć się twarzą twarz, a teraz? Wydają się być dla siebie najbliższymi osobami na całym świecie. Zupełnie jak powiernicy swoich sekretów milczeli, kiedy trzeba było milczeć i mówili, kiedy trzeba było mówić. Chociaż tym razem ta pierwsza opcja zdecydowanie przeważała, to Hoseok gdzieś wewnątrz miał nadzieje na szybką zmianę tego stanu rzeczy. Bo przecież w końcu byli obok siebie, prawda?

Znowu nie przespał praktycznie całej nocy, ale nikogo za to nie winił. Hyungwon już dawno usnął na jego ramieniu, zmęczony długim płaczem. Tak więc Wonho bez problemu mógł czujnie badać każdy fragment jego twarzy, obserwować jak klatka piersiowa spokojnie unosi się i opada. Ten widok sprawiał mu jakąś dziwną przyjemność, uspokajał go. Widząc to wszystko czuł, że jest po prostu dobrze. Naprawdę nie pragnął niczego innego. Tylko podziwiać ten obraz jak najczęściej.

To wszystko przyszło naprawdę naturalnie i trudno zrozumieć skąd wzięła się ta dziwna pewność siebie u ludzi, którzy przecież zostali tak bardzo skrzywdzeni. Sam Wonho nie potrafił wytłumaczyć, dlaczego z taką łatwością i bez krępacji mógł objąć Hyungwona. Miał wrażenie jakby jego ramiona były stworzone, by trzymać w nich tego chudego, zapłakanego chłopaka.

Wszystko niestety kiedyś musi dobiec końca i kiedy zegarek wskazał szóstą rano, Hoseok brutalnie zdał sobie sprawę z tego, że czas jego i Hyungwona niestety dobiegł już końca. Choć tak bardzo pragnął nadal pozostać w jego cieple, to był zbyt świadomy konsekwencji jakie mogą ich za to spotkać... W końcu Hyungwon musi pozostać za tymi drzwiami. Nieważne jak bardzo absurdalne to jest, to... Hoseok w żaden sposób nie będzie zdolny w razie czego pokonać Minhyuka. Bał się, że ten w razie zagrożenia może wywieźć gdzieś Hyungwona dla „jego dobra" Lee był do tego zdolny.

Delikatnie ułożył głowę chłopaka na łóżku, przykrył go kocem i jeszcze rzez ostatnią chwilę wpatrywał się w niego pełnym nadziei wzrokiem. Nadziei, że to, co się stało nie stanie się bezwartościowe. Hyungwon w rzeczywistości okazał się inny niż każdy mógł go sobie wyobrażać, ale wystarczyła drobnostka, by drzwi za którymi chował się tyle czasu ponownie się zatrzęsły.

Przeczesał jego włosy i delikatnie ucałował czubek głowy. Nie wiedział w zasadzie, dlaczego to zrobił, ale miał wrażenie, że zwariuje, jeżeli odejdzie bez tego. To będzie jego mała tajemnica, którą nie podzieli się z nikim innym.

Wyszedł z pokoju, cicho zamykając za sobą drzwi.

-Jak poszło? –Zapytał chwilę później Kihyun.

-Ymm... Myślę, że naprawdę dobrze- odpowiedział zmęczony.- Nie musiałeś czekać...

-Ale chciałem- uśmiechnął się lekko.- Zresztą i tak nie mógłbym zasnąć, wiedząc co się stało.

-Nie wiem jak ci za to dziękować- szepnął, wręczając chłopakowi kluczyk.- Nawet nie zdajesz sobie sprawy ile dzisiaj dla nas zrobiłeś.

-Zrobiłem to, co trzeba było zrobić- zapewnił.- Idę szybko to odnieść, a ty spróbuj się jeszcze przespać, co? To była dla ciebie naprawdę długa noc.

-Tak... Tak chyba będę musiał zrobić- westchnął.- Jeszcze raz dziękuje, nie wiem co bym bez ciebie dzisiaj zrobił.

-Nie przesadzaj- uśmiechnął się.- Na pewno byś coś wymyślił.

Kładąc się w swoim łóżku, wcale nie zamierzał iść dalej spać. Przykładając dłoń do piersi, miał wrażenie jakby jego serce waliło tak samo mocno, jak w chwili, kiedy pierwszy raz ujrzał zapłakaną twarz Hyungwona. Trudno było to wytłumaczyć, ale miał ochotę otrzeć każdą z jego łez, własną piersią ochronić go przed całym światem, a nawet umrzeć za niego! Jednocześnie tak pragnął już na zawsze pozostać za jego plecami, by w momencie zawahania być tam w chwili, gdy Hyungwon będzie chciał się cofnąć. Chciał być tym, który popchnie go delikatnie do przodu. Niestety któraś z tych rzeczy na pewno nie była możliwa. Trudno mimo wszystko było zdecydować, którą z nich należy odrzucić, a którą wziąć za priorytet.

Czy naprawdę mógł powiedzieć z czystym sumieniem, że się zakochał? To było właśnie to uczucie? I czy aby ta nazwa idealnie je określała? W głowie miał pełno wątpliwości, ale wśród tylu pytań klarowała się tylko jedna odpowiedź. Nie ważne jak można nazwać ich relacje, to niezaprzeczalnie była ona wyjątkowa i miała szansę przerodzić się w coś naprawdę wyjątkowego. Wystarczyło tylko odpowiednio ją pielęgnować.

Chyba zaczynał rozumieć wzajemną wymianę Kihyuna i Minhyuka. On i Hyungwon także powoli w to popadali. Zagrożenie tym, że będą przy sobie jedynie wtedy, gdy któreś z nich będzie tego wymagało było naprawdę wielkie. Oczami wyobraźni stawiał siebie na miejscu Kihyuków i wiedział, że to naprawdę może się wydarzyć. Nie taką relację chciał budować z tym chłopakiem..

Zdecydowanie czekała ich jeszcze bardzo długa droga, podczas której wiele razy przyjdzie im się nawzajem zranić. Obydwoje mieli za sobą naprawdę ciężkie doświadczenia, które dzisiaj w postaci blizn, zostaną już na zawsze z nimi. Hyungwon jest tym samym, czym był Hoseok kiedyś, dlatego ta droga będzie niebywale ciężka, ponieważ w pewnym sensie będzie polegała na ponownym pokonaniu swoich wszystkich lęków, tych demonów, które samym swoim istnieniem zabrały jedyne światło z jego życia.

Tym razem to on miał być czyimś światłem. Miał przejąć rolę, którą pełnił niegdyś Minhyuk... Ten stary Minhyuk, który dzisiaj już na pewno niewiele ma ze sobą wspólnego. Chłopak już dawno upadł pod ciężarem własnego strachu i widma przyszłości, która na pewno nadejdzie. Mógł się na niego denerwować, a nawet go nienawidzić, a mimo krwawiącego serca słuchał wszystkich jego słów i... akceptował je takie jakimi były, ponieważ stanowiły krzyk. Wonho już dawno przejrzał taktykę Minhyuka, który wręcz błagał „Zostaw mnie! Co zrobisz, kiedy mnie zabraknie? Żyj, Hoseok! Musisz nauczyć się żyć beze mnie, zmień się..." Właśnie tak odbierał każdą jego wyartykułowaną intencję i choć paliły one jakimś dziwnym żarem, to przyjmował je wszystkie. Były dziwną oznaką troski.

Minhyuk jako najstarszy syn rodziny Lee i faworyt swojej despotycznej babki, kiedyś będzie musiał ich opuścić już na zawsze... To było coś, co już w przeszłości spędzało mu sen z powiek, a z biegiem czasu urosło do naprawdę potężnych rozmiarów. Sama obecność Kihyuna sprawia, że Minhyuk drży za każdym razem, gdy tylko ktoś wspomina o jego rodzinie.

Łatwiej jest zostawić osoby, z którymi nie jesteśmy w żaden sposób związani...

Wonho widział te wszystkie zależności, którymi kierował się Minhyuk i... najzwyczajniej bał się o przyjaciela. Nikt nie zasłużył na tak straszliwy los.

~~~

Woa~

Przecież ostatnio dawałem Wam rozdział bonusowy, a Wy wbijacie mi tutaj kolejny tysiąc prawie?

Jesteście naprawdę niemożliwi >.>

Jeżeli tak dalej pójdzie to to będzie nasz najszybszy tysiąc :D

A co do rozdziału~

Pogadałem sobie trochę dzisiaj, co?

Rzadko bywają rozdziały, gdzie przedstawiam Wam przemyślenia bohatera, nie?

W takim razie macie tutaj taki jeden ^ ^

Dziękuje za przeczytanie tego rozdziału, każdą gwiazdkę i komentarz!

Naprawdę doceniam to wszystko co robicie dla mnie każdego dnia ^///^

Oczywiście chętnych bardzo zapraszam do poświecenia jeszcze chwilki na rozmowę w komentarzach~

ROZDZIAŁ BETOWAŁA imysgg

Roommate #HyungwonhoWhere stories live. Discover now