XCIII

467 87 45
                                    

Miał wrażenie, że z każdym kolejnym dniem, ich życie coraz bardziej stawało się sekwencją tych samych czynności. Budzili się, opuszczali miejsce, w którym się zatrzymali, udawali się na najbliższy dworzec, jechali, wysiadali, szukali lokum i zasypiali.

Bywali w wielu miastach, choć tak naprawdę żadnego nie zwiedzili... Bywali w wielu miejscach, ale żadnego nie znali... Byli obok siebie, ale jakby odgrodzeni wielkim murem. Naprawdę trudno było zrozumieć, o co tym razem chodziło Hyungwonowi, bo... Z dnia na dzień stawał się coraz bardziej wyizolowany, jakby trawiony przewlekłą chorobą.

Coraz mniej słów Hoseoka do niego docierało i on to widział, a ta świadomość sprawiała jeszcze większy ból.

To wszystko zaczęło się jakoś od... Zakończenia ich randki, a raczej niby randki. Jak widać to, co dla Hoseoka stało się najwspanialszym wspomnieniem, niekoniecznie było tym samym dla Hyungwona, który miejscami wydawał się składać jedynie z chwil wypełnionych bólem i smutkiem, który aż się z niego wylewał.
Sto był straszny widok... Dla osoby, która go kochała, wręcz rozdzierający od środka.

-Odbierz...- Szepnął błagalnym tonem. - Kihyun, proszę...- Kontynuował swoją wypowiedź w oczekiwaniu, aż przyjaciel zechce z nim porozmawiać.

Wtedy, kiedy ostatnim razem rozmawiali. Yoo zaręczał, że zadzwoni pierwszy... Nie zrobił tego, więc po pewnym czasie, ten pierwszy krok postanowił wykonać Shin. Oczywiście skutek był dość oczywisty. Z tych wszystkich połączeń jakie wykonał do przyjaciela, ani jedno nie zostało przez niego odebrane.
Kihyun znowu z jakiegoś powodu się izolował.

Miał jakieś dziwne wrażenie, że go opuszczają. Przyjaciele, których obecność brał za swego rodzaju pewnik, bo kiedyś nigdy by nie pomyślał o stracie Minhyuka, czy Kihyuna. Nawet teraz, kiedy stało się to realne. Nadal wydawało się być jakimś głupim żartem. Zamykając oczy miał nadzieje, że kiedy je otworzy to oni będą już tam stać... Tak niestety nie było, a unosząc powieki. Widział kolejne widoki mijające za szybą pędzącego pociągu. Sen zamieniał się w koszmar.
Samotność, niezwykle efektywnie zaczynała sączyć swoją truciznę prosto do zranionego serca Hoseoka, co dawało niemalże piorunujący efekt. Coraz mniej rzeczy było na „Tak" coraz mniej spraw było niezwykle ważnych. Świat przybierał odcienie szarości.

Błąd... Gdzie go popełnił? Gdzie ukrył?

-Nie odbiera?- Zagadnął niby obojętnie Hyungwon.

-Nie - westchnął posępnie. - Martwię się o niego, ostatnio też nie brzmiał najlepiej.
Hyungwon oparł się całym swoim ciężarem o barierki, spoglądając na przepływającą nieopodal, na wpół zamarzniętą rzekę. Być może świat stawał się coraz mniej atrakcyjny, a Hyungwon zamykał się we własnej rzeczywistości, to nadal przynosił on niebywałą ulgę i poczucie bezpieczeństwa.

Potrafił zabić, ale również uleczyć śmiertelne rany.

-Myślę, że to czas żebyś wrócił do domu - westchnął cicho. - I tak długo już ze mną jesteś.
-Możesz z tym skończyć?!- Krzyknął, szczerze zirytowany. - Możesz?- Powiedział już znacznie łagodniej.

Nie powinien był podnosić głosu. To nigdy nie było dobrym rozwiązaniem, a w szczególności, jeżeli miało się na myśli Hyungwona. Jednak, nie mógł inaczej postąpić. Być może brzmiało to jak jedna z tych tanich wymówek, ale Wonho naprawdę nie miał już pojęcia jak powinien przekonać Chae do swoich racji. Spokój i w miarę sensowne argumenty były czymś na co Hyungwon już dawno się uodpornił.
W tej sytuacji przydałby się Kihyun, który na pewno wiedziałby co robić, potrafiłby doradzić i wskazać odpowiednią drogę w tym wszystkim. Chłopaka jednak w dalszym ciągu nie było, a to z każdą chwilą nasuwało to coraz straszniejsze wizje tego co mogło się stać.

-Po prostu uważam, że powinieneś sprawdzić co u niego...

-Wiem, że chcesz się mnie już pozbyć - mruknął smutno. - Robisz to od momentu zakończenia naszej randki. Ja wiem, mogło ci się nie podobać, ale musisz mi to tak otwarcie okazywać? Ja naprawdę wszystko rozumiem, więc przestać być taki i zrozum, że moje jedyne miejsce jest tuż obok ciebie.
-Ale... To przecież nie tak - ożywił się nagle. - Wszystko zrozumiałeś nie tak...

Wonho, przykucnął na ziemi, wplatając dłonie we włosy rozwiewane przez wyjątkowo silny wiatr.

-Skąd mam niby to wiedzieć, skoro mi nic nie mówisz, prawie ze sobą nie rozmawiamy, a jesteśmy razem przez cały dzień - wytknął mu.

- To nie... Ja mam po prostu burzę w głowie, muszę poczekać aż się uspokoi - westchnął.
-Ja nic...
-A myślisz, że ja nie mam całkowitego chaosu w mojej głowie?- Zapytał z żalem. - Też mam uczucia, też myślę i czuję -zamilkł nagle. - Ja też nie wiem, co powinienem sobie myśleć, skoro chłopak, w którym jestem szaleńczo zakochany, pocałował mnie w usta na pierwszej randce, a potem nagle zaczął udawać, że mnie nie zna... To trochę boli, wiesz? Nawet strasznie, bo...- Zamilkł ponownie, ale tym razem było to wynikiem pewnych przemyśleń, które ostatnim czasem stale zaprzątały mu głowę. - Ty nie liczysz się z moimi uczuciami, prawda? - Zapytał wstając na równe nogi. - Traktujesz je jak piłkę, którą można ot tak sobie kopnąć.

-Nieprawda - starał się brzmieć w miarę przekonywująco.
Jednak słabe zdolności retoryczne Hyungwona i dość jednoznacznie ukierunkowany tok myślenia Hoseoka, jasno wskazywały zasadnicze problemy.
-Jesteś moim przyjacielem - zapewnił. - Tutaj nic się nie zmieniło.
-Ale ja nie chce być tylko przyjacielem! - wypalił. - Chce być kimś więcej - jęknął niemalże błagalnie.

-Wonho... To nie...

-To nie takie proste, wiem to - powiedział z dziwnym grymasem na twarzy. - A ten pocałunek? On dla ciebie nic nie znaczył? Pocałowałeś mnie z litości, bo wiedziałeś jak bardzo chce to zrobić?
-To nie...- Zaczął, ale szybko przerwał, jeszcze raz zastanawiając się, co dokładnie chciałby i mógłby powiedzieć w tej chwili. - Nie pocałowałem cię z litości, zrobiłem to, bo tak chciałem.

-Dlaczego?

Hyungwon skrzywił się, choć zapewne właśnie takiego pytania spodziewał się w dalszej kolejności. Najpewniej wiedział, o co Hoseok może zapytać w dalszej kolejności, bo... To w zasadzie były pytania, które często się powtarzały, a które nigdy nie dostały swojej jasnej i zasłużonej odpowiedzi.
-To...- Podrapał się po policzku. - To był taki impuls, po prostu poczułem, że muszę to zrobić i... Zrobiłem to - westchnął. - Tu nie chodziło o litość, czy jakąś inną śmieszną rzecz - przewrócił oczami. - Po prostu... Byłeś wtedy bardzo pociągający... No może zanim się rozpłakałeś - Hyungwon w pierwszej chwili się nawet uśmiechnął, ale kiedy sam zdał sobie sprawę z sensu słów, które padły z jego ust. Ukrył twarz w dłoniach. - Nie wierzę, że to powiedziałem - szepnął. - To takie zawstydzające.

-A teraz...? Nadal czujesz ten impuls?
~~~
Witajcie
Zacznę od tego jak bardzo pluje na edycje tekstu za pomocą telefonu
Bardzo
Nawet bardzo
Za bardzo
Skoro tą część moich wywodów mamy za sobą, to pozwólcie, że zacznę raz jeszcze
Witajcie! ^ ^
Topie się jak Wonho, kiedy pierwszy raz usłyszał śmiech Hyungwona
Tak jest mi gorąco i domyślam się, że u Was wcale nie jest z tym lepiej
Dlatego proszę Was byście uważali i pili dużo wody i możliwie, w miarę odpoczywali w cieniu
Ciekawostka przyrodnicza, przez którą pewne osoby mogą na mnie krzyczeć
Ten rozdział pisałem dokładnie do 4? Zacząłem zdecydowanie zbyt późno się z nim bawić
Dobra
Dziękuje za Waszą dzisiejszą obecność
Do zobaczenia!

ROZDZIAŁ BETOWAŁA imysgg

Roommate #HyungwonhoDonde viven las historias. Descúbrelo ahora