- Wiesz, Midoriya, że trochę zjebałeś?
- Dlaczego znowu tu jestem...?
Izuku kurczowo obejmował ramionami swoje kolana, bujając się w tył i w przód.
Deku wzruszył ramionami, odpalając papierosa.- A bo ja wiem?
- Dlaczego ty żyjesz?
Chudzielec wypuścił dym z ust. Obłoczek rozpłynął się w powietrzu. Deku podniósł się do siadu, patrząc na roztrzęsionego Midoriyę. Przekrzywiło głowę i pstryknął w niego niedopałkiem.
- A kto powiedział, że żyję.
- Czyli tylko cię wymyśliłem?
- Nah. Jesteś na to za głupi. Ale czegoś dokonałeś.
- Co?
- Dokonałeś czegoś. Chcesz wiedzieć, czego?
Izuku pokręcił przecząco głową. Deku jedynie wyszczerzył się i wyciągnął drugiego papierosa.
- Zjebałeś, ot co.
- Przestań gadać. Chcę stąd wyjść.
Wykrztusił rozedrganym tonem i podniósł się z ziemi. Rozejrzał się dookoła. Rozbolały go skronie od jasnej, wszechogarniającej pustki.
- Wiesz, że tak prawdopodobnie wygląda życie po śmierci. Tylko powinien tu być zamiast mnie jakiś byt, coś ala matka, z którą już nic by cię nie obchodziło, bo...no nie wiem, miałaby wielkie cycki. Czy co cię tam kręci.
Piegowaty usiadł spowrotem na posadzce, wycierając policzki od łez. Chyba był gotowy w końcu wziąć się w garść.
- Dlaczego tu jesteś?
Deku znowu jedynie wzruszył ramionami.
- Bo zjebałeś.
- No tak, tak wiem, ale co to znaczy?
- Że mnie zabiłeś.
- Ale przecież tu jesteś! I do mnie gadasz!
- I? To jest dla ciebie wyznacznikiem życia. Zwierzęta nie mówią, przynajmniej nie w twoim języku. Są dla ciebie martwe? A może to, że mnie widzisz jest dla ciebie wystarczającym dowodem mojej egzystencji? Właśnie wyruchałeś całe pojęcie duszy w dupę.
- Jesteś złem...nie możesz mieć duszy...
- Brawo, w końcu coś trybi.
Midoriya westchnął głęboko i poszedł za podprogową radą jego sobowtóra. Zaczął myśleć. Analizować. To umiał. Lubił. Wychodziło mu to.
- Czyli...skoro...jesteś moim złem, nieważne ile razy bym cię nie zabił, nie znikniesz, dopóki ja jestem, a zło istnieje.
- Mhm... Przesrane, prawda?
- Mówisz trochę jak Kacchan...
- Bo może on jest dla ciebie przykładem zła. I zrobiłeś mnie na jego podobieństwo?
- Nie mów tak, Kacchan jest dobry.
- No nie wiem, miałem kurewską ochotę go zabić.
- Ile ty palisz.
Izuku nie był w stanie powstrzymać tego pytania w momencie, gdy Deku sięgał po chyba ósmego papierosa.
- Mi to już chyba nic nie zaszkodzi...bo wiesz, jak ktoś już gnije, jego płucom podobnie wszystko jedno.
Mówiąc to, Deku nachylił się do niego, wyłaniając swoją twarz z cienia. Faktycznie. Oczy miał zapadnięte, skórę bladą, nieco zielonkawą. W niektórych miejscach już zaczynała schodzić.
- Jesteś potworem, Midoriya. Skazałeś mnie na egzystowanie w tym miejscu. W samotności. Umierając i rodząc się w nieskończoność. Bo bez duszy, nie mogę ani istnieć, ani przestać istnieć. To okrutne. Pamiętasz, jak ci mówiłem, że żyje dłużej niż ty?
Izuku nie był w stanie pokiwać głową. Słuchał w głębokim milczeniu i przerażeniu, zatracając się w jego słowach.
- Zawsze tu byłem. Każdy człowiek rodzi się z grzechem. To ja nim jestem. Grzech zostaje zmazany, ale wraca w postaci mniejszych rzeczy.
Deku zaczął obracać papierosa w dłoni, wpatrując się w ulatniający się z niego dym.
- Twój strach mnie karmił. Było mi dobrze bez fizycznej postaci. Było mi też dobrze, kiedy znikałem. Taka moja natura. Ale ktoś przekuł to wszystko w fizyczną formę. Dał mi duszę, a ty lękiem dałeś mi życie. A potem się zabiłeś.
Piegowaty uchylił lekko usta, oddychając coraz ciężej.
- Zabrałeś mi duszę. Ale lęk i grzech nie znika tak łatwo. Zjebałeś. Przez ciebie cierpimy oboje.
- Jak mogę dać ci odejść...
Deku znowu wzruszył ramionami i spojrzał w szklane niebo. W jego wygasłych oczach nie widać było już ani gniewu, ani żalu, ani cierpienia. Było jedynie pragnienie. Pragnienie zniknięcia z tego miejsca. Byle gdzie. Byle jak najdalej.
- Zgiń.
![](https://img.wattpad.com/cover/218076581-288-k978218.jpg)
CZYTASZ
And The End {BakuDeku}
FanfictionIzuku nigdy nie spełnił swojego marzenia. Brutalnie uświadomiony przez świat o swojej niemocy, został policjantem. Tam odkrył swój inny talent. Talent do zabijania. Talent, którego nie chciał. Talent, który go zniszczył. Nie tak to sobie wszystko w...