30

3.3K 339 62
                                    

- Nie obchodzi mnie to.

- Ale co cię nie obchodzi? Że wrócił, czy że jest chory psychicznie?

- On mnie nie obchodzi.

- Bakubro! Nie rób znowu tego samego głupstwa!

- Jakiego głupstwa do jasnej cholery!?

- Znowu chcesz zostawić go za sobą...

Blondyn nareszcie przestał rzucać się po całym mieszkaniu i stanął w miejscu, zaciskając pięści. Rzadko się zdarzało, by faktycznie stosował się do słów Kirishimy, ale tym razem...Eijiro miał rację. Katsuki prychnął pod nosem, czując bolesny uścisk w sercu na myśl o piegowatym.

Blondyn nie był głupio człowiekiem. Mimo to, nie potrafił zrozumieć, dlaczego po tak długim czasie, ciągle czuł żal do Izuku, że ten tak po prostu zabawił się nim tamtej pamiętnej nocy. Niezależnie jak bardzo by się nie starał, nie umiał zwyczajnie tego olać i żyć dalej. Czuł też żal do siebie. Że dopiero po kilku latach zrozumiał, ile Deku znaczył w jego życiu. Ile do niego wnosił. Zrozumiał to w momencie, gdy go stracił, a ich ścieżki się rozeszły.

Nie chciał go kochać, bo zdawał sobie sprawę, że to z jego strony czysta hipokryzja. Nawet jeśli Midoriya nigdy nie darzył go romantycznym uczuciem, to jednak troszczył się o niego jak o członka rodziny, a Katsuki starał się go odtrącił za wszelką cenę. Mimo to, nigdy nawet przez moment nie wyobrażał sobie życia bez obecności Izuku.

To właśnie zielonowłosemu Bakugou wykrzykiwał w twarz wszystkie troski. To właśnie jemu kilka razy pokazał własne łzy. To właśnie Izuku znał go na wylot i akceptował wszystkie jego wady. Ciągle i ciągle go wspierał. Nawet, jeśli nie otrzymywał nic w zamian.

A Katsuki mimowolnie uzależnił się od takiego układu, od obecności Midoriyi. Jego głosu, który zawsze słyszał gdzieś z boku. I nawet jeśli kiedyś myślał, że nie dostrzega jego osoby... mimowolnie zwracał uwagę, czy aby na pewno nie plącze się gdzieś z boku. Zawsze się plątał. I to napawało Bakugou jakąś satysfakcją. Nie od zawsze, ale jednak z jakiegoś powodu czuł się bardziej wartościowy. Ciężko by było, gdyby miało być inaczej. W końcu to Deku był jego pierwszym i najwytrwalszym fanem.

Kochał go. Kochał go za ciągłe popychanie go do przodu. Kochał go za wytrwałość i troskę. I jednocześnie go za to nienawidził.

- Nic nie wiesz do cholery!

Kirishima pokręcił zrezygnowany głową i odwrócił się do drzwi. Katsuki był jego przyjacielem, ale nie miał siły wciąż do niego przemawiać. Wierzył, że Bakugou dotrze do wszystkiego sam. Chciał w to wierzyć. Bolał go widok blondyna w takim roztrzęsieniu. Nawet jeśli starał się je ukrywać, czerwone oczy Eijiro już dawno nauczyły się wyłapywać drobne zawahania przy tak zwyczajnych czynnościach, jak parzenie kawy, wiązanie butów, czy odpalanie samochodu. Nie potrafił znieść myśli, że Katsuki pogubił się do takiego stopnia, że nie był w stanie przejechać obok dawnego bloku Midoriyi.

Sam Kirishima nie potrafił zrozumieć w czym leży problem. Myślał dość prostolinijnie i oczywiście nikt nie wspomniał mu o fakcie, że Izuku i Katsuki się przespali. Eijiro nie dostrzegał gdzie leży problem i co Bakugou chce osiągnąć.

Jeśli blondyn nie chce mu powiedzieć, nie będzie w stanie mu pomóc. Tyle zdążył wywnioskować, zanim nie wyszedł cicho z jego mieszkania i nie skierował się do własnego domu. Był zmęczony humorkami Katsukiego, oraz pracą. Z bólem serca musiał przyznać, że nie może całego czasu poświecić przyjaciołom.

Katsuki odczekał chwilę, żeby upewnić się, że Kirishima odszedł i opadł na kanapę, wbijając wzrok w swoje zaciśnięte pięści. Syknął sfrustrowany pod nosem i wyklnął w myślach wszystkie stereotypy i własny charakter, który nie pozwolił mu zapłakać.

Bo chciał sam przed sobą pokazać, że to co czuje, nie jest jedynie głupim wymysłem i faktycznym poczuciem winy, za wyrządzone niegdyś krzywdy.

Tego sam by sobie nie wybaczył. 

And The End {BakuDeku}Where stories live. Discover now