14

4.6K 465 102
                                    

- Kurwa, Bakugou, zwolnij!

Katsuki jak nazłość docisnął gaz do dechy i wyminął kolejne auto. Kirishima, który siedział obok niego, trzymał się kurczowo siedzenia i co chwilę krzyczał. Todoroki, Uraraka i Shinso już dawno ich zgubili, przez zawrotną prędkość z jaką jechał blondyn. Eijiro pisnął jak panienka i zakrył twarz rękami.

- Przez ciebie jestem cholernie niemęski!

Zawył, kiedy wybuchowy blondyn gwałtownie uniknął zderzenia z tirem. Zwolnił jednak trochę i warknął pod nosem.

- Mam nadzieję, że to ten szpital.

Okazało się, że poszkodowanych podczas ataku było tak dużo, że conajmniej pięć szpitali z okolicy musiało przyjąć wielu pacjentów. Nie wiadomo gdzie kto leżał. Panował chaos. A wśród tego chaosu szalał Bakugou, nie mogąc znieść tej niepewności co do stanu Midoriyi.

Zatrzymali się gwałtownie pod dużym, kremowym budynkiem. Katsuki zaparkował niechlujnie i wparował do szpitala. Rozejrzał się i zauważył przy recepcji Ochako i Hitoshiego. Zignorował fakt, że teoretycznie to on powinien znaleźć się pierwszy na miejscu.

- Jest tu!?

Podszedł szybko do dwójki stojącej przy recepcji. Za nim doczłapał się Kirishima trzymający się za serce, obawiając się zawału.

- Todoroki właśnie stara się przekonać lekarzy, żeby nas do niego wpuścili.

Katsuki opadł na krzesło i wytarł  pot z czoła. Cała adrenalina i z akcji, i z „pościgu" z niego zeszła. Czuł się nieco wypompowany. Po chwili zza rogu wyłonił się Todoroki. Rozejrzał się i szybko podszedł do gromadki.

- Nie wpuszczą nas. Nie jest nawet przebadany i nie wiedzą, czy konieczna będzie operacja, czy zwykłe leczenie.

Nikt nie byk zadowolony taki obrotem spraw. Postanowili czekać. Więc czekali. Pytali każdego lekarza, który przebiegał obok nich o piegowatego, lecz ciągle byli zbywani i ignorowani. Powoli robiło się ciemno. Bohaterowie byli brudni, zmęczeni i głodni. Za to automat z jedzeniem już praktycznie pusty. Kirishima i Bakugou całkowicie odpłynęli i pochrapywali cicho oparci o siebie. Uraraka znowu wyszła na zewnątrz i wykłócała się z kimś przez telefon. Todoroki walczył z sennością, gapiąc się w swoje odbicie w szybie okna. Jedyną w pełni przytomną i spokojną osoba był Shinso, który praktycznie wcale nie wydawał się śpiący. Ze wszystkich wlał też w siebie najmniej kawy. Shoto spoglądał na niego ukradkiem, kiedy na chwilę przerywał walkę na spojrzenia z samym sobą. Wzdychał dziwacznie i wracał wzrokiem do szyby. Po kolejnej godzinie on także usnął z pochyloną do przodu głową. Ochako tym razem odrzuciła połączenie, które okazało się być od Tenyi.

- Co on chce?

Brunetka przeczesała włosy dłonią i zamrugała szybko, odganiając zmęczenie z powiek.

- Byliśmy umówieni na randkę.

- Randkę?

Hitoshi spojrzał na dziewczynę i uniósł wysoko brwi. Byk zdecydowanie mniej zdziwiony niż to pokazywał. Z jakiegoś powodu ich związek wydał im się czymś najbardziej naturalnym na świecie.

- Tak, randkę. Ale wyskoczył ten cały atak, czekamy teraz na wyniki Midoriyi, a jako że zabroniliście wtajemniczać większą liczbę osób w tą sprawę - wzruszyła ramionami - dobija się do mnie i bardzo stara się nie połknąć moim wymówek, że zraniłam się i jestem na obserwacji, czy coś.

Westchnęła. Shinso nic nie odpowiedział. Jedynie odwrócił od niej wzrok i oparł głowę na dłoni.

- Nie jesteś zmęczony?

- Przeważnie mało sypiam. To dla mnie normalne.

Brunetka wydała przytłumione „oh" i zamknęła oczy. Zbliżała się północ i z niej także zeszły wszystkie emocje. Zasnęła. Szpital także powoli się uspokajał. Teraz nie było słychać stłumionych jęków bólu, czy krzyczących coś do siebie, zabieganych lekarzy. Pielęgniarki przechodziły cicho z sali do sali i upewniały się, że pacjenci leżą spokojnie na swoich miejscach.

Hitoshi przetarł oczy, gdy spojrzał na zegar, który nagle pokazywał godzinę drugą w nocy. Nie był pewien czy przysnął, czy jedynie się wyłączył. Wstał powoli z krzesła i zaczął chodzić po korytarzach. Spoglądał na nazwiska na drzwiach, szukał nieszczęsnego „Midoriya". Znalazł je na drugim piętrze. Piegowaty leżał w sali z trzema innymi facetami. Zielonowłosy ciągle był w swoich ubraniach i jedynie był podłączony do tlenu. Hitoshi podszedł do niego i zawiesił w srok na jego wychudzonej twarzy, na której znajdował się prowizoryczny opatrunek okalający czoło. Fioletowowłosy przysunął sobie cicho krzesełko i usiadł na nim, kładąc głowę na materacu.

- Jestem w szpitalu?

Cichy, ledwie słyszalny głos Izuku przedarł się przez ciszę. Był na tyle delikatny, że Shinso nawet się nie wzdrygnął. Podniósł się do siadu i spojrzał na twarz przyjaciela.

- Tak. Jak się czujesz?

Midoriya milczał przez chwilę.

- Źle.

Hitoshi domyślił się, że nie chodzi tu jedynie o stan fizyczny. Znowu położy swoją głowę na materacu i zamknął oczy.

- Śpij.

Piegowaty wpatrywał się jeszcze długo w sufit, aż nie zamknął oczu, wypychając tym samym łzy na policzki. Zacisnął palce na prześcieradle i zapadł w płytki sen dopiero, kiedy zaczęło świtać.

And The End {BakuDeku}Where stories live. Discover now