60

2K 231 127
                                    

- Bardzo mi przykro. Zrobiliśmy, co w naszej mocy...

Monoma podał kwiaty przygnębionemu lekarzowi, uśmiechając się arogancko.

- I tak nikim dla mnie nie była.

Mimo usilnych starań, głos zadrżał mu na końcu zdania. Powstrzymał łzy, ciągle szczerząc się idiotycznie.

- Dowidzenia. Pewnie ma pan inne sprawy.

Odwrócił się na pięcie i na pozór beztrosko pomachał ręką na pożegnanie. Wyszedł ze szpitala, wsiadł do samochodu i odjechał z piskiem opon. Wrócił do domu. Zamknął drzwi na klucz. Powoli osunął się po ścianie. Zacisnął zęby, a po jego policzkach spłynęły łzy.

Jej już nie ma.

Zakrył twarz rękami, zanosząc się bezdźwięcznym szlochem. Szydził z łez, szydził ze słabości, szydził z tęsknoty, ale tym razem nie widział żadnego innego wyjścia. Mógł po prostu w tym wszystkim utonąć.

- Momo...

Wydusił, oplatając się rękami. Ukrył twarz w ramionach, kuląc się pod ścianą.

- Połóż się. Jeśli to zadziała, wszystko powinno się wyjaśnić.

Midoriya posłusznie ułożył się na łóżku z przygnębioną miną. Pozwolił podpiąć się do różnych kabelków i rurek. Ostatecznie nałożono mu maskę tlenową.

- Nie powinniście tak naskakiwać na Kacchana...

Mruknął, nie potrafiąc, a nawet nie chcąc, przemilczeć tej sprawy. Shinsou spojrzał na niego, kiwając głową.

- No. 

- To dlaczego? Mamy prawo rozmawiać.

- Mój plan wymaga od ciebie naprawdę dużo skupienia. Chciałbym już cię stąd wypuścić. Nie lubię Bakugou, a do tego utrudnia nam momentami pracę.

Deku westchnął jedynie.

- Nie wzdychaj mi tu.

Hitoshi posłał mu gromiącej spojrzenie, na co Izuku parsknął krótko. Chciał coś powiedzieć, ale zaczął robić się senny. Shinsou podszedł do niego i położył mu rękę na włosach. Po chwili także Hitome złapała go za zwiotczałą dłoń.

- Wyciągnij z niego prawdę.

Twardy głos fioletowowłosego jeszcze bardziej otumanił Izuku, ale na usta piegowatego wpłynął delikatny uśmiech.

Hitome przeszła szybki kurs korzystania ze swojej nowej umiejętności. Shinsou zadbał o to z naprawdę dużą dokładnością. Przeprowadził testy, w których bardzo pomocny okazał się Kirishima.

Midoriya zasnął.

Liga Złoczyńców planowała atak sprzed roku przez dziesięć lat. Dziesięć lat zajęło im zmanipulowanie cholernie mądrego i przebiegłego dyrektora Nezu.

Dołożyli wszelkich starań, żeby nie tylko on, ale i wszyscy uwierzyli, że pokładanie nadziei w jednym człowieku, jest głupie.

Bo byłoby, gdyby ten jeden człowiek faktycznie dźwigał ten ciężar sam.

Pojawienie się Izuku, kogoś bez indywidualności, w UA sprawiło, że plan Ligi stał się jeszcze bardziej realny. Logicznym było, że ten przełom, w postaci ukończenia przez niego bohaterstwa, przyczyniłby się do narodzin legendy.

Idealne warunki, żeby Nezu uświadomił sobie problem świata. Idealna okazja, by stworzyć kogoś, kto nieświadomie wprowadzi cały plan w życie.

To Liga stała za całym nieszczęściem, jakie spotkało Izuku. Potrzebny im był ktoś tak skrzywiony i rozdarty pomiędzy swoimi marzeniami i wartościami, a potrzebą sprawiedliwości, że rozdzielenie jego osobowości będzie proste, jak zabranie dziecku lizaka.

Więc czuwali nad jego złym losem.

Odbierali mu po kolei wszystko, co kochał.

A potem pozwolili, żeby „wrócił do normalności". Żeby się „wyleczył". Szpital psychiatryczny to przecież idealne miejsce, żeby bez podejrzeń faszerować kogoś lekami. Żeby potem sam się nimi faszerował. Żeby wierzył, że już jest dobrze i skutecznie ignorował wszystkie, niepokojące znaki, jakie pojawiały się w jego umyśle.

Ostatnim etapem, było zmotywowanie go do działania. Co też się stało. A przykrywką do tego, był plan Nezu, który nie zakładał katastrofy na tyle ogromnej, by odebrać kilka tysięcy żyć. To Liga zadbała o skalę zniszczenia, cywili i prawdziwych złoczyńców, gotowych zabić.

Gotowych tak samo bardzo, jak potwór, siedzący w Midoriyi.

Punktem kulminacyjnym miał być dyrektor Nezu. Osoba, która zgotowała piegowatemu taki los. Wyrzucił go, zniszczył jego marzenia, a potem „jego" genialny plan odebrał mu ostatnią osobę, którą szczerze kochał.

I wtedy Izuku przepadł.

A przynajmniej miał przepaść. Zniknąć na zawsze w odmętach własnego umysłu.

Nie przewidziano jednej rzeczy.

Że w psychiatryku Midoriya dostanie jednego kompetentnego lekarza. Lekarza ze Stanów. Wysłanego na prośbę Iidy.

Dzięki jego działaniom, lekom i zniknięciu tak samo szybkiemu, jak przybyciu, był w stanie w tajemnicy wyodrębnić w głowie Izuku „bezpieczne miejsce". Wykrył, że na Midoriyi użyto indywidualności o specyfice psychicznej i czasochłonnej.
Uratował jego świadomość przed zniknięciem.
Tenya wrócił na chwilę do kraju, żeby upewnić się, że wszystko dobrze. Bo razem z przyjacielem myśleli, że zapobiegli katastofie. Nie mogli nikomu nic powiedzieć, bo wiedzieli, że prawdopodobnie Liga monitoruje każdego, kto choćby zbliżył się do Izuku. Mieli rację. Gdy Iida wrócił do Stanów, nie miał już okazji spotkać się z lekarzem. Bo był on już martwy. 

Liga odkryła od razu, że coś jest nie tak. Deku, czyli osoba uwięziona przez lata w samotności, bólu i strachu, pierwszy raz w życiu poczuła się szczęśliwa. I to właśnie zaniepokoiło złoczyńców. Bo teoretycznie on nie był w stanie czuć nic innego, niż gniew.
Jednak z Izuku w środku, był w stanie przelać na niego negatywne emocje i pożyczyć te dobre. Nasunął się logiczny wniosek.

Za radość z ofiarowanej wolności, Deku przez pół roku był dręczony. Starali się wyciągnąć z niego Midoriyę, przy okazji torturując kogoś, kogo stworzyli.

Dlatego Deku pozwolił się porwać. Chciał znaleźć się w miejscu, gdzie go zaakceptują. Ale kiedy zrozumiał, że tak naprawdę nigdzie nie będzie w stanie po prostu żyć, złapał się ostatniego uczucia, jakie znał najlepiej. Jakie było dla niego definicją bezpieczeństwa. Był wściekły. Pragnął zemsty.

Teraz jednak. Leżąc na ziemi, nie będąc w stanie nawet usiąść, chciał zasnąć. Odpocząć. Na jego ustach błąkał się uśmiech. Czuł się taki spokojny.

- Umieram?

Posłał to pytanie do oniemiałego Izuku. Midoriya patrzył na niego z żalem w oczach. Po jego policzkach spłynęły pojedyncze łzy. Usiadł obok niego na ziemi.

- Nie wiem...

- Bo czuję się tak dobrze.

Piegowaty nie miał serca powiedzieć mu, że to tylko wpływ mocy Hitome. Milczał więc, analizując wszystko co usłyszał. Nie sądził...

- Wiesz gdzie jest Liga...?

- I tak bym ci nie powiedział..

- Dlaczego? Przecież...skrzywdzili cię. Myślałem, że chcesz zemsty.

- Dabi był dla mnie dobry...

Zamknął poszarzałe oczy, zapadając w sen.

And The End {BakuDeku}Kde žijí příběhy. Začni objevovat