29

3.1K 332 112
                                    

Bakugou zapomniał o Izuku.

Znaczy tak sobie wmawiał. Kiedy piegowaty trafił do więzienia, kiedy w rozprawie wyszło ile zabił osób i jacy byli to ludzie....dostał dożywocie.

Po kilku innych rozmowach postanowiono zapewnić Midoriyi psychiatrę. Jak się okazało zielonowłosy nie tylko miał nadszarpnięte zdrowie fizyczne, ale i psychiczne. Poważne objawy schizofrenii.

Pierwszy dowiedział się Shinso.

Dowiedział się pół roku, po przeniesieniu Deku do szpitala psychiatrycznego. Dowiedział się tak późno, ponieważ sam musiał to wszystko przetrawić. Tak samo jak Uraraka. Tak samo jak Kirishima. Tak samo jak Momo. Tak samo jak cały świat, który wierzyć w Midoriyie Izuku. Symbol nadziei. Który wierzył w All Mighta. Który został zabity przez Izuku.

Po roku intensywnego leczenia, piegowaty pozbył się do pewnego stopnia głosów z głowy. Pozbył się napadów gniewu. Pozbył się większości mechanicznych, wyuczonych odruchów. Był już prawie zdrowy. Rozprawy sądowe zostały przeprowadzone jeszcze kilka razy i wszystko potoczyło się na korzyść Midoriyi. Chłopak z kuratorem, z zakazem wychodzenia z domu na kolejny roku, a także z obowiązkiem regularnego spotykania się z psychiatrą, mógł wrócić do normalnego życia.

Tylko, że Deku nie wiedział czy sam będzie w stanie. Nie to, że przyjaciele całkiem się od niego odwrócili. Bali się go. Był seryjnym mordercą z chorobami psychicznymi. On sam się siebie bał.

Midoriya dzisiaj pierwszy raz od cholera wie kiedy, czuł na twarzy promienie słońca. Czuł je, jakby obudził się z trzydziestoletniej śpiączki. A nie miał nawet trzydziestu lat. Stał z pudłem w ręku, pipczącą opaską na nodze i uniesioną twarzą ku niebu. Pierwszy raz od cholera wie kiedy czuł taki spokój.

Otworzył powoli oczy, kiedy poczuł silny, ale uprzejmy uścisk na ramieniu faceta, który musiał odwieść go do domu. Nowego domu. Już nie starej kamienicy na obrzeżach miasta, gdzie osiedlił się nie ze względu na pieniądze. Musiał się ukrywać. Teraz jednak nie miał przed czym.

Wsiedli szybko do samochodu. Po drodze kilka razy poszczególne osoby rzucały w wóz różnymi rzeczami, krzycząc bluźnierstwa i inne chamskie komentarze. No tak. Społeczeństwo go nienawidziło. Deku odebrał im dwie ważne osoby. Symbol pokoju i symbol nadziei. Nie uważali piegowatego za zmanipulowanego pechowca, który gdzieś po drodze okropnie się pogubił, nabawił praktycznie drugiej osobowości i teraz musi żyć na tonie leków, które trzymają jego psychikę w całości. Nie liczyło się nic innego, jedynie wszystko co złego wyrządził.

Mimo to, Izuku nie za bardzo się tym przejmował. Ciągle nie mógł się nadziwić, jak cicho może być w jego głowie i w sercu. Czuł bolesny uścisk na myśl o przyjaciołach, o jego kochanej sąsiadce, o ludziach, którym odebrał życie, o ich rodzinach. Czuł na dłoniach wszystkie swoje błędy, ale...teraz musiał nauczyć się żyć dalej. Nie mógł znowu popaść w obłęd. Nie mógł pozwolić sobie na chwilę słabości. Wciąż był gotowym do działania mordercą. I do tego w lepszej formie.

Musiał mieć się na baczności, brać wszystkie leki, puszczać mimo uszu wszystkie docinki i nie pakować się w bójki. Wiedział, że takie nastąpią, gdy nawet wyjdzie do sklepu. I niestety nie był do końca pewny, czy dałby radę przegrać. Nie wyzbył się wszystkich odruchów. Ciągle, kiedy ktoś zaszedł go do tyłu, umiał w pare sekund skręcić temu mu kark. A wymówka „przez przypadek" brzmi naprawdę idiotycznie.

Dojechali pod dom. Midoriya nie mógł mieszkać w bloku, ani w centrum miasta. Pasowało mu to. Wysiedli z samochodu. Deku zabrał kilka rzeczy, które jeszcze nie zostały tutaj przeniesione i przekroczył próg. Facet pożegnał go uściśnięcia dłoni i odjechał, przypominając o wszystkich zakazach i nakazach, które i tak wisiały wydrukowane na drzwiach wejściowych. Jak się potem okazało nad łóżkiem, w łazience obok lustra i na lodówce także. Izuku obszedł cały dom trzy razy i na końcu usiadł na kanapie w salonie. Spojrzał przez przeszklone drzwi tarasowe. Świeciło słońce.

Było pięknie.

Midoriya wyciągnął telefon z kieszeni i spojrzał po wszystkich kontaktach. Zawiesił wzrok na numerze Shinso i przez ułamek chwili miał wątpliwości, czy naprawdę zasłużył na drugą szansę.




————————————————————

To jeszcze nie koniec, kochani. Rozwiewam wszelkie wątpliwości. Nie martwcie się.

And The End {BakuDeku}Where stories live. Discover now