49

2.2K 229 35
                                    

Życie Midoriyi opierało się na bezsensownej tułaczce po pustkowiach własnego umysłu i wspomnień.

Błąkaniu się bez celu.

Izuku nie wiedział, w którą stronę ma podążać. Jedyną wskazówką było niekiedy napotykane światło i mróz. Dokładnie takie same zjawiska, jakie towarzyszyły jego ostatniemu spotkaniu z Deku.

W miejscach, gdzie panował przeraźliwy chłód, z oddali widać było światło. Im zimniej, tym jaśniej. Midoriya nie był jednak w stanie przejść w jego kierunku trzech kroków, bo mdlał z przemarźnięcia. Zawsze budził się wtedy w najciemniejszym miejscu, w jakim kiedykolwiek się znalazł.

Lęk, jaki go wtedy ogarniał, był nieporównywalny z niczym innym. Żaden dźwięk, poza jego panicznym oddechem, nie zakłócał ciszy. Szedł, a czasami biegł na oślep, byle tylko wyrwać się z tej pustki. Gdy robiło się jaśniej, znowu był zmuszony maszerować przez szklaną pustynię.

Chciał płakać. Chciał krzyczeć. Chciał uciekać. Nie był w stanie.

Codziennie czuł różne emocje. Szczęście. Gniew. Zdezorientowanie. Szaleństwo.

Jednak nie były to jego uczucia. Miał wrażenie, że ktoś wsysa mu je przez rurkę do głowy. Mimo, że nie był w stanie odczuwać ich w pełni, nie umiał także podlegać swoim własnym emocjom.

Nie pamiętał już, jak wygląda smutek.

Nigdy, odkąd tu trafił, nie poczuł smutku. A potrzebował go najbardziej. Pragnął uronić kilka łez. Otrzeźwić swój umysł. Poczuć się człowiekiem.

Poza cudzymi emocjami, czuł także fizyczne rany. Jego ciało było nienaruszone, ale momentami miał wrażenie, że ma przestrzelony brzuch.
Że ktoś okłada go pięściami.

Popadał w szaleństwo, leżąc na podłodze i zwijając się w bólu z wrażeniem, że umiera. Mógł wtedy jedynie czekać, aż Deku coś na to poradzi.

Bo przypuszczał, że to właśnie on go tu uwięził i żyje za niego w realnym świecie.

Nie wiedział, ile czasu minęło. Pojęcia; dzień, noc, godzina, minuta przestały dla niego istnieć. Na początku próbował liczyć ile minęło, ale jego wnioski nie pokrywały się z tym...No właśnie? Nawet nie wiedział czym.

Po jakimś czasie się poddał.

Miał wrażenie, że spędził w tym miejscu kilka lat. Nigdy w życiu nie czuł się tak samotny i bezradny. 

Krzyczał o pomoc. Próbował łkać, skulony w kłębek. Starał się wyrwać z władzy obcych uczuć. Liczył, że jego upór przeszkadza Deku.

Z każdą chwilą tracił nadzieję i resztki rozumu.

Wspominał najpiękniejsze chwile swojego życia. Wspominał przyjaciół, matkę, czasy z UA, nauczycieli, Miko. Myślał o tym co może robić teraz Shinsou, Uraraka, a także...Bakugou. Bakugou, który był świadkiem tego wszystkiego. Przywoływał także smutne wspomnienia. Żeby nie zapomnieć, ile już przeszedł. Poradził sobie z tyloma rzeczami, więc z tym na pewno też się upora.

Z czasem jednak i takie myślenie zaczynało go wyniszczać.

Nie miało znaczenia, jak bardzo by się nie starał. Wszystko, co zbudował prysło jak bańka mydlana, a on nie prysnął razem z nią.

Żył. Żył tutaj.
Nie wiedział gdzie i po co, ale żył.

Momentami miał wrażenie, że słyszy rozmowy. Odbijały się echem od wszechogarniającej niacości. Brzęczały boleśnie, ale mimo to, starał się w nie wsłuchiwać.

Nigdy jednak nie był w stanie zrozumieć innego słowa niż „Midoriya".

And The End {BakuDeku}حيث تعيش القصص. اكتشف الآن