10

5K 482 43
                                    

Deku szedł chwiejnym krokiem w kierunku agencji. Było mu słabo i niedobrze. Źle sypiał, nie odżywiał się jak należy, a do tego stres mącił mu w głowie. Potknął się i w ostatniej chwili złapał się rogu budynku. Przystanął na chwilę ciężko dysząc. Zaśmiał się histerycznie. To wszystko już dawno go przerosło. Powoli tracił zmysły. Znowu ruszył przed siebie, ale nie przeszedł nawet kilku kroków, a drogę zajechało mu czarne auto, z którego wysiadło dwóch mężczyzn.

- Midoriya Izuku?

- Uh..?

Piegowaty nie miał siły nawet wyrwać się z uścisku faceta w garniturze, który praktycznie nie czekając na jego odpowiedź, wepchnął go do samochodu. Izuku oparł się o skórzane siedzenie i wziął drżący oddech. Poczuł wibracje w swoim telefonie. Zignorował je. Potem znowu. I jeszcze. I jeszcze. Chwycił urządzenie i wyciszył je nie patrząc nawet, kto dzwonił.

Dojechali pod budynek agencji. Mężczyźni pomogli Izuku wydostać się z samochodu i dojść do windy. Dopiero tam Midoriya jakby oprzytomniał i zaczął się opierać, mamrocząc niezrozumiałe słowa. Nim się obejrzał stał przed znienawidzonymi, dębowymi drzwiami. Został wepchnięty do środka.

W pokoju panowała ciemność. Chwilę trwało nim Midoriya się do niej przyzwyczaił.

- Powiedz mi... Co ty sobie wyobrażasz?

Chłodny głos Romero przeszył piegowatego na wskroś, otrzeźwiając jego umysł. Nie odezwał się jednak. Oparł się o ścianę ciężko dysząc. W pokoju nagle zrobiło się bardzo duszno.

- Posłuchaj mnie Midoriya. Mam ludzi, mam pieniądze, ale nie da się kupić umiejętności i talentu, który posiadasz ty. Nawet nie wiesz, jak bardzo jesteś mi potrzebny.

Z ciemności wyłonił się Romero w masce przeciwgazowej. Izuku opadł na ziemię, czując drażniące zawroty głowy. Jego umysł jakby przyćmiła mgła i jedyne co było wyraźne, to twardy, obcy głos.

- Wstań.

Midoriya wstał. To nie był głos jego szefa.

- Mogę jednak kupić sobie kogoś, kto ma moc, żeby cię do siebie podporządkować. Cudownie, prawda?

Piegowaty poczuł jak po jego policzkach spływają łzy. Otworzył lekko usta, z których nie wydobył się jednak żaden dźwięk.

- Jak już mówiłem, będziesz robił, czego zażądam i dopóki ja tak nie zadecyduję, nie masz prawa się zwolnić.

Romero podszedł do Izuku i złapał go za policzki. Chłopak uniósł odrętwiałe dłonie i starał się odepchnąć mężczyznę.

- Zostaw.

Znowu ten głos. Ręce Midoriyi opadły wzdłuż jego ciała drgające co chwilę.
Zamknął oczy.





- No i go tu nie ma!

- Nie mówiłem, że będzie, powiedziałem, że może tu będzie.

Telefon Bakugou zadzwonił. Blondyn odebrał, witając się niezbyt miłym „czego". Dzwonił Kirishima, informując, że było zgłoszenie do ich agencji, w sprawie napadu terrorystycznego w galerii i czy ma się tym zająć sam, na co Katsuki przystał. Kiedy się rozłączył, poczuł na sobie wzrok Todorokiego.

- Co?

- Myślicie...że to on?

Nastała niepewna cisza. Shinso usiadł na pobliskiej ławce i zaczął zeskrobywać z niej lakier.

- Nie sądzę. Widzieliśmy wszyscy w jakim był stanie.

Heterochomik kiwnął głową i usiadł obok fioletowowłosego. Zaraz potem dosiadł się Bakugou. Milczeli. Każdy z osobna pogrążony we własnych myślach. Analizując to, co wiedzą.

- Może poszedł do Uraraki?

Spojrzenia padły na Todorokiego, którego ton głosu wydał się dziwnie roztrzęsiony. Katsukiemu przebiegło prze myśl, że może nie powinien mówić mężczyźnie o niedoszłym samobójstwie jego byłego.

- Możliwe.

Hitoshi wyjął telefon i zadzwonił do brunetki. Nie dowiedział się jednak nic, a jedynie zaniepokoił kobietę.
Kiedy się rozłączył, spuścił wzrok i przeczesał włosy dłonią.

- Nie chcę, żeby znowu zniknął. Musimy go znaleźć.

W tym jednym zgadzali się wszyscy. 

And The End {BakuDeku}Where stories live. Discover now