Rozdział 009

610 29 3
                                    

- Pani Byers - Maeve uklęknęła obok Joyce, lekko potrząsając jej ramieniem. Kobieta obudziła się, patrząc na nią. 

- Wstawaj mamo już jest prawie ósma. Musimy iść - oznajmił Jonathan. 

- Dokąd? - zapytała zdezorientowana. 

- Zobaczyć to ciało - powiedziała cicho Maeve. 

Maeve siedziała w poczekalni obok Hoppera, bawiąc się swoimi butami. Dziewczyna zdecydowała powiedzieć Jonathan'owi o swoich mocach tuż po tym jak wyjdą. Może to sprawi, że uwierzy swojej mamie. Wtedy mogłaby mu również powiedzieć dlaczego znalezienie Eleven było takie ważne. 

- To kim ty do cholery jesteś? - wetchnął Hopper, pochylając się do dziewczyny.

- Przyjaciółką - Maeve wzruszyła ramionami. - Wsparciem emocjonalnym. 

- Wsparciem emocjonalnym? - powtórzył wątpiąco Hopper. 

- Cokolwiek chcesz. Jonathan potrzebuje teraz przyjaciółki. 

- Nie jesteś przyjaciółką. Nie istnieje żadna Maeve Mondgomery.

- Cicho - szepneła Maeve, wymazując mu tą rozmowę i odkrycia o niej. 

- Dlaczego to zajmuje tak długo? - westchnął Hopper, opierając się o krzesło.

- Panuje tutaj mały chaos od kiedy nie ma Garry'ego - oznajmiła recepcjonistka. 

- Dlaczego go nie ma? - zapytała Maeve, mimo, że miała już swoje podejrzenia. 

- Goście ze stanówki posłali go wczoraj do domu - oznajmiła recepcjonistka. 

- To kto wykonuje sekcję? - zapytał Hopper. 

- Pewnie ktoś od nich - Maeve wzruszyła ramionami, a recepconistka jej przytaknęła. 

Dziewczyna zaczęła czuć się niepewnie na nogach. Mogli po nią przyjść w każdej chwili. Być może właśnie słuchali tej rozmowy. Maeve zaczęła wyginać palce z niepewności. Mogli wszystko zaprzepaścić. 

Jonathan przebiegł obok recepcji, biegnąc do łazienki. Wrócił blady, zajmując miejsce pomiędzy Maeve, a Hopperem. Maeve położyła rękę na jego ramieniu pocieszająco.

- Jak twoja mama? - zapytał Hopper.

- Nie wiem - oznajmił Jonathan. 

- Jak długo już trwają te jej urojenia? Te lampki i Will w ścianie? 

- Od pierwszego telefonu. Miała stany lękowe w przeszłości, ale to... Boje się, że... - Jonathan pochylił głowę w dół. - Nic jej nie będzie. Poradzimy sobie - zapewnił Hoppera. - Mama jest twarda.

- Jest. To prawda - powiedział Hopper, pocieszająco łapiąc ramię Jonathan'a, więc Maeve zabrała swoją rękę. Jonathan uśmiechnął się do niego delikatnie, z załzawionymi oczami. 

Nagle Joyce wybiegła do recepcji. 

- Musi pani to podpisać! - krzyknął za nią koroner, biegnąc z papierami w ręce.

- Nie! - krzyknęła Joyce. - Nie wiem co tam macie, ale to nie jest mój syn! 

- Joyce poczekaj chwilę - zaczął Hopper. 

- Nie! - zirytowała się Joyce, wybiegając z budynku. 

Maeve spojrzała niepewnie na Jonathan'a i oboje szybko wybiegli za Joyce. Szybko wbiegli do samochodu, jadąc obok niej, żeby zabrać ją do domu.

- Mamo wejdź do środka - poprosił Jonathan. 

- Proszę pani Byers - poprosiła Maeve, nie chcąc używać na niej swoich mocy. 

- Jedźcie do domu - pani Byers machnęła na nich ręką. 

Jonathan westchnął głęboko, zatrzymując samochód. Wymamrotał do Maeve, że ma poczekać, po czym wyszedł. Szybko podbiegł do swojej mamy. Maeve wychyliła głowę z samachodu, żeby usłyszeć o czym rozmawiają. Było to niemożliwe, więc zaczęła czytać umysł jednego z gapiów. 

Chwilę później zdenerwowany Jonathan wrócił do samochodu, uderzając w kierownicę ręką. 

- Wiem, że mówię to często i pewnie w to nie uwierzysz, ale wszystko się jeszcze ułoży - powiedziała Maeve. - Zaufaj mi. 

Pink Roses |Jonathan ByersTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon