Rozdział 018

461 26 4
                                    

Maeve pociągnęła nosem, wygodniej układając głowę na klatce piersiowej Jonathan'a. 

- Ile było słychać? - zapytała Maeve, chcąc zabić ciszę.

- Prawie wszystko - Jonathan parsknął, układając podbrudek na jej głowie. 

- Nie zabawne - mruknęła Maeve, uśmiechając się pod nosem.

- Ale się uśmiechnęłaś.

- Skąd wiesz?

- Czuję - uśmiechnął się chłopak. - Gotowa na powrót? 

- Chyba...

Jonathan i Maeve weszli do kuchni, gdzie stała reszta. Jonathan trzymał rękę na plecach Maeve, żeby dodać jej otuchy. 

- Myślisz, że możesz zamknąć to przejście? - zapytała Joyce. Maeve spojrzała na El przejęta. - Mogłabyś tam wrócić i je zamknąć?

- Tak - El kiwnęła głową. 

- Nie jest takie jak było wcześniej - ozajmił Hopper, opierając się o blat. - Urosło. I to sporo. O ile w ogóle się dostaniemy, to miejsce jest przepełnione tymi psami. 

- Demodogami - powiedział Dustin.

- Co? - westchnęła zrezygnowana Maeve. 

- Demogorgon i pies, w połączeniu brzmią nawet dobrze - wyjaśnił Dustin, a Maeve pokiwała głową w zrozumieniu. 

- Dlaczego to jest teraz ważne? - zirytował się Hopper, a Maeve i Dustin wymamrotali przeprosiny. 

- Poradzę sobie - oznajmiła El. 

- El... - zaczęła niepewnie Maeve.

- Poradzę sobie - powtórzyła. 

- Nawet jeśli, to mamy inny problem. Razem z mózgiem umrze ciało. 

- Tak, ale jeśli się nie mylimy, to Will, jako część tej armii również może zginąć - oznajmiła Maeve.

- Dokładnie - powiedział niemrawo Mike. - Nie czytaj mi w myślach. 

Joyce odeszła od stołu, idąc do pokoju Will'a. Maeve wtuliła się w Jonathan'a, bo w tym pokoju było jeszcze zimniej, niż w całej reszcie domu. 

- Will cały czas powtarzał, że on lubi zimno, a my mu je dawaliśmy - powiedziała Joyce, zamykając okno. 

- Musimy to z niego wyciągnąć ciepłem - powiedziała Maeve. - Jako przeciwność. Możliwe, że odejdzie, kiedy będzie za ciepło. 

- Tylko musimy zrobić to gdzieś daleko, w miejscu którego nie zna - powiedział Mike. 

- Zrobimy tak - zaczął Hopper, owijając Will'a kołdrą. - Zabierzecie go do mnie. Maeve, Jonathan, za mną. - rozkazał, podnosząc Will'a. - Zapamiętaj Maeve. Jedziecie do Denfield, aż zobaczycie wielki dąb - zaczął tłumaczyć, wychodząc z domu. Maeve szła obok niego, ciągnąc Jonathan'a za rękę. - Po tym skręcicie w prawo, to ślepa droga. Stamtąd pięć minut na nogach.

- Denfield, dąb, w prawo, ślepa droga, pięć minut na nogach - powtórzyła krótko dziewczyna.

- Dokładnie. Będę na kanale dziesiątym. Krótkofalówka jest ustawiona - powiedział, podając jej urządzenie. - Dasz mi znać jak tylko się od niego odczepi, jasne? 

- Oczywiście - Maeve szybko pokiwała głową. - Uważaj na El, dobrze? - zapytała zmartwiona.

- Zawsze - Hopper kiwnął głową, a Maeve usiadła na miejscu pasażera. 

Joyce siedziała z tyłu, głaskając Will'a po włosach. Jonathan usiadł na miejscu kierowcy. Steve i Nancy przynieśli kilka ogrzewaczy powietrza, po czym Nancy usiadła obok Joyce. Jonathan i Maeve odwrócili się w jej stronę zdziwnieni. 

- Pomyślałam, że będzecie potrzebować pomocy, skoro nie będzie można użyć mocy Maeve na Will'u. - wytłumaczyła Nancy, patrząc na Jonathan'a. 

Maeve odwróciła się na swoje miejsce, wzdychając lekko. Normalna dziewczyna dla Jonathan'a. 

- Dzięki Nancy - Jonathan odwrócił się na swoje miejsce, odpalając samochód.

Pink Roses |Jonathan ByersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz