Rozdział 016

475 27 0
                                    

Wszyscy pracowali nad zaklejeniem szopy róznymi papierami, żeby Łupiżca nie mógł rozpoznać miejsca, w którym się znajdował. Jonathan potrzymywał Maeve drabinę, a ona przklejała papiery taśmą do sufitu. Mike powiedział, żeby zakleić wszystko. W razie czego. 

- Chyba gotowe - powiedziała Maeve, kiedy nie widziała już żadnego kawałka drewna. Joanthan podał jej rękę, pomagając zejść na ziemię. - Dzięki. 

Jonathan posadził Will'a na krześle, a Maeve go przywiązała. Mike i Lucas zamontowali światła, którę skierowali na Will'a, żeby dodatkowo go rozproszyć. Wszystko było gotowe. Maeve, Jonahan, Mike, Hopper i Joyce zostali w szopie, a reszta została wysłana spowrotem do domu. 

Maeve nie była na tyle blisko z Will'em, ale reagowała szybciej niż uśpienie. Dziewczyna siedziała po turecku na ziemi, patrząc na Will'a smutno. Hopper przysawił nasączony wacik do jego nosa, sprawiając, że chłopak się obudził. Maeve szybko wstała z ziemi, ustawiając się obok Jonathan'a, który złapał ją za rękę z nerwów. 

- Co się dzieje? - zapytał Will, lekko szarpiąc się z liną. - Dlaczego jestem związany? 

- Chcemy tylko z tobą porozmawiać, nie skrzywdzimy cię - powiedziała Joyce, klękając naprzeciwko niego.

- Gdzie jestem? - zaptał Will. 

- Nie istotne - powiedziała Maeve. Hopper pochylił się nad Will'em z rysunkiem Łupieżcy.

- Rozpoznajesz to? - zapytał, a Will zaprzeczył. 

- Chcemy ci pomóc, ale musimy zrozumieć jak to zabić - powiedziała Joyce.

- Dlaczego jestem związany? - zirytował się Will. Zaczął powtarzać te słowa, a światła zaczęły migotać, więc Maeve szbko położyła rękę na jego czole, uspakajając go. Will zaczął głęboko oddychać, patrząc na Joyce. 

- Wiesz, co to jest dwudziesty drugi marca? - zapytała kobieta, siadając na krześle. - Twoje urodziny. Na ósme urodziny dałam ci wielkie pudełko kredek. Ponad sto kolorów. Od przyjaciół dostałeś figurki z Gwiezdnych Wojen, ale chciałeś tylko rysować swoimi kredkami. Narysowałeś ten wielki statek kosmiczny, ale nie z filmu. To był twój statek. Tęczowy Statek, tak go nazwałeś. Użyłeś każdego koloru z podełka. Zabrałam to do pracy i chwaliłam się każemu. Byłeś taki zawstydzony, ale ja byłam bumna - Joyce skónczyła opowiadać, bliska płaczu.

- Pamiętasz jak tata odszedł? - zapytał Jonathan. Maeve spojrzała na niego niezrozumiale, Jonathan ukucnął obok Will'a, więc Maeve posunęła się na bok, żeby miał więcej miejsca. - Całą noc budowaliśmy zamek Byersów, według twojego rysunku. Trwało to wieki, bo nie szło ci wbijanie gwoździ. Ani razu nie mogłeś wcelować - Jonathan i Joyce uśmiechnęli się przez łzy. - Później zaczęło padać, ale i tak go dokończyliśmy. Później byliśmy chorzy przez tydzień, ale trzeba było go dokończyć, co nie? Musieliśmy - powiedział cicho Jonathan, a Maeve położyła dłoń na jego ramieniu, dodając otuchy. 

- Pamiętasz jak poznaliśmy się na początku przedszkola? - zapytał Mike, a łzy ściekały po jego policzkach. - Nikogo nie znałem, żadnych znajomych. Byłem samotny i przerażony, ale zobaczyłem cię na placu zabaw. Też byłeś sam. Bawiłeś się na huśtawce, więc podszedłem do ciebie i zapytałem się, czy chcesz być moim przyjacielem... Zgodziłeś się i to była najlepsza rzecz jaką w życiu zrobiłem. 

Will zaczął płakać, a Joyce zaczęła go namawiać, żeby z nią porozmawiał, jeśli był gdzieś w środku. Musiał być, inaczej Maeve nie udałoby się tak łatwo go uspokoić. Nie wiedziała jak dokładnie działał ''Łupieżca Umysłów'', który siedział w środku Wil'a. Nagle Will się uspokoił. 

- Puśćcie mnie - rozkazał. 

W pomieszczeniu zrobiło się cicho, a Maeve zwróciła uwagę na to, że Will wystukiwał jakiś kod palcami. Dziewczyna spojrzała na Hoppera, który również to zauważył.

Pink Roses |Jonathan ByersWhere stories live. Discover now