Rozdział 022

565 28 4
                                    

Maeve spędziła w szpitalu kilka kolejnych dni. Opuchlizna zniknęła jej z oka, a opartrunki ze skroni i pleców zostały ściągnięte. Za każdym razem, kiedy przychodził Jonathan, udawała sen. Pozwoliła się sobą zająć, a poźniej wymazała się z pamięci personelu. 

Jonathan wszedł do sali ze świerzym bukietem, tylko, żeby zauważyć zaścielone, puste łożko i wczorajsze kwiaty na szafce. Podszedł do nich powoli, chwytając liścik, który był obok nich postawiony. 

Dzięki za kwiaty i przenocowanie. Życz Will'owi powrotu do zdrowia i żeby nie pakował się więcej do innego wymiaru. Nie musisz szukać szukać El, ja się tym zajmę i może jeszcze kiedyś się zobaczymy

Maeve

Jonathan spojrzał za okno, gdzie padał śnieg. Szybko przypomniał sobie o torbie Maeve u niego pod łóżkiem i wybiegł, zgarniając obydwa bukiety. Wsiadł do samochodu, pędząc do domu. 

Wpadł szybko do pokoju, zaglądając pod łóżko. Torba zniknęła, a on nawet tego nie zauważył. Albo zauważył. Mógł nawet podać jej to do ręki i później zapomnieć. Jonathan podszedł do okna, szukając jakiegokolwiek śladu po dziewczynie, jednak było zbyt ciemno, żeby coś zobaczyć.

Maeve stała oparta o drzewo, patrząc na Jonathan'a z daleka. Chwyciła zapalniczkę podpalając papierosa. Nie zamierzała go palić, po prostu przypominał jej o Joyce. Stała tak przez chwilę zaciągając powietrze nosem, zanim wyrzuciła peta w śnieg. Poprawiła torbę na swoim ramieniu i odeszła. Jonathan westchnął i zamknął okno.

*

Maeve położyła się na kanapie w swoim mieszkaniu, rzucając torbę ze sklepu na ziemię. Dzisiaj była wigilia, a ona znalazła sobie mieszkanie tydzień temu.

Wcześniej było to mieszkanie starszej pani, która mieszkała sama. Zajęła się Maeve, kiedy zobaczyła ją z torbą na ulicy. Zaczęła opowiadać, że zawsze chciała pojechać na Florydę, więc Maeve jej w tym pomogła, obiecując zająć się domem. Pani Click powiedziała wszystkim, że Maeve jest jej wnuczką, a żeby to uwiarygodnić, Maeve użyła na nich swojej mocy, więc dla nich była pełnoletnia i w razie jakiegoś wypadku była jedynym spadkobiercą.

Zadzwonił dzwonek do drzwi, więc dziewczyna leniwie podniosła się, żeby otworzyć.

- Dustin - oznajmiła zdziwiona. Dustin stał na klatce po środku kolędników.

- Maeve! - ucieszył się chłopak. - Idźcie dalej beze mnie - machnął na wszystkich ręką, wpraszając się do domu Maeve i zamykając drzwi przed nosem swoich kolegów.

- Co ty tutaj robisz? - zapytała Maeve.

- Mama powiedziała, że powinienem iść, ale mi się nie chciało. Dobrze, że jednak mnie namówiła. Widziałem się dzisiaj z Jonathan'em. Pytał o ciebie. Muszę mu powiedzieć normalnie mi nie uwierzy - podekscytował się chłopak.

- Nie Dustin! Nie możesz nikomu powiedzieć.

- Dlaczego? 

- Nie mam jeszcze El. Nie chcę ich rozczarować. 

- Nikt nie będzie rozczarowany. 

- Wciąż...

- Rozumiem, twój sekret jest ze mną bezpieczny - uśmiechnął się.

- Dzięki - westchnęła dziewczyna. - Chcesz ciasteczko? Zaraz będą gotowe i mam czekoladowy puding. 

- A kakao też masz? 

- Gdzieś w szafkach, poszukaj sobie - zaśmiała się Maeve.

- To jak się tutaj urządziłaś? - zapytał Dustin z buzią pełna pudingu. Maeve zaśmiała się siadając obok niego.

Ostatecznie Dustin został na dwie partie ciasteczek i kilka dolewek kakao, a później Maeve odprowadziła go do domu, żeby nie wracał sam pociemku. 

Pink Roses |Jonathan ByersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz