Rozdział 012

485 31 4
                                    

- Mój pokój gościnny jest wolny, kanapa też - Murray wzruszył ramionami. - Nancy tylko musisz uważać przy rozkładaniu, bo czasami się zacina - wyjaśnił. 

- Tak właściwie to ja będę spać na kanapie - powiedział Jonathan.

- Dżentelmen ci sie trafił - Murray puścił oczko do Maeve, a dziewczyna otworzyła usta ze zdziwienia.

- Oni są tylko przyjaciółmi - oznajmiła Nancy, a Maeve i Jonathan pokiwali głowami. Murray zaczął się śmiać, odchylając głowę do tyłu.

- Chciałabyś co? - zaśmiał się mężczyzna. - Powiedziałaś dzisiaj dużo szokujących rzeczy, Nancy, ale to... Twoje piersze kłamstwo wieczoru. 

- Wcale nie - Maeve parsknęła śmiechem. 

- Nie? Ile się znacie? Jakie jest wspólne bolesne doświadczenie? - Murray poprawił się w swoim siedzieniu - I problemy z zaufaniem, ale uwaga, nie jeśli chodzi o was dwoje. Od razu klik! I było pozamiatane.

- Mógłbyś to równie dobrze powiedzieć o nich dwóch - Maeve przewróciła oczami.

- Nie sądze, Maeve, Nie było żadnego klik od razu. Wiesz to, masz swoją magiczną moc - parsknął Murray, kopiując ruch jaki wykonywała Maeve, przy większym użyciu mocy. - Bardzo łatwo was wszystkich rozczytać, może też mam jakąś moc. - mężczyzna wzruszył ramionami. - Nancy tutaj boi się pogodzić z tym, kim jest i wycofała się w bezpieczne ramiona... Jego imię - Murray pstryknął palcami.

- Steve - parsknęła Maeve. 

- Steve - Murray powiedział wyskokim głosem. - Lubimy Steve'a. Pewnie jest jak golden retriver. - Maeve zaśmiała się po cichu, słysząc, że Murray użył jej porównania. - Ale uwaga! Nie kochamy Steve'a. - Maeve pokiwała głową, ciesząc się, że ktoś zaczął mówić Nancy to, co ona wiedziała od dawna. 

- Kocham go - powiedziała Nancy niepewnie.

- Drugie kłamstwo Nancy - ostrzegł Murray. - I jak mi poszło Maeve? Możesz mi dać informacje z pierwszej ręki.

- Nic nie mów - powiedziała Nancy. Maeve uniosła ręce w geście poddania, po czym chwyciła swojego drinka, biorąc łyka.

- Moja rada? Czasami psy oddaje się do schorniska, kiedy nie wie się co z nimi zrobić, brzmi nie miło, ale czasami wcale nie są nam potrzebne do szczęścia - Murray parsknął. - Ktoś inny może się pocieszyć. Może nawet lepiej się nim zajmie. A teraz wracając do naszego klik - Murray zatoczył kółko wokół Maeve i Jonathan'a. - Wy dwoje pewnie dzieliliście pokój, kiedy szukaliście rodzeństwa. Maeve pewnie nawet nie chciała początkowo się zająć sprawą twojego brata, ale chwyciliście ją za straumatyzowane sreduszko. - Maeve odwróciła głowę w bok zirytowana. - Poznałaś rodziców. Mama jest urocza, a jego ojciec to dupek nad dupkami. Racja. Przypominał wersję demo Brennera. 

- Przestań - powiedziała Maeve, a Jonathan, słuchał wszystkiego skołowany.

- Zrobiło ci się szkoda, a później znaleźli ciało jego brata. Nie poszłaś sobie od niego, prawda? Pomogłaś mu. Kiedy pierwszy raz się przytuliliście? Jak dowiedział się o śmierci brata? Później pogaliście Nancy, dzieląc małe momenty. Ale plot twist, znalazłaś Eleven, a później zostałaś ranna, czytałem. Jakie kwiaty przynosiłeś jej do szpitala? - zapytał Murray, patząc na Jonathan'a.

- Różowe róże - odpowiedział cicho chłopak.

- Różowe róże - powtórzył Murray, sztucznie rozczulony. - Znasz znaczenie, co? - uśmiechnął się prowokująco. - Dam sobie rękę uciąć, że tak. A ty Maeve, znasz znaczenie?

- Nie - Maeve wzruszyła ramionami, lekko zirytowana. 

- Powinnaś sprawdzić - oznajmił Murray z chamskim uśmiechem.

- Skończyłeś? - zapytała Maeve, rozdrażniona.

- Widzę, że do rozpakowania jest jeszcze fakt, że boisz się przyznać do swoich uczuć, bo myślisz, że Jonathan tutaj zasługuje na ''normalną dzewczynę'' - Murray zrobił nawiasy w powietrzu. - Powiem ci coś. On nie chce ''normalnej dzieczyny.'' Idę do spania. Zróbcie co chcecie z pokojem i kanapą.

Maeve, Jonathan i Nancy siedzieli w niezręczniej ciszy przez kilka minut. Maeve sięgnęła po flaszkę, biorąc większego łyka. Nancy zabrała jej flaszkę chwilę po tym, również biorąc łyka.

Pink Roses |Jonathan ByersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz