Rozdział 002

407 34 7
                                    

Maeve rozmasowała swój kark, wchodząc do domu. Eric pozwolił przespać się jej na najbardziej niewygodnej kanapie świata, która się nie składała.

Nie, żeby wogóle udało jej się zasnąć, słuchając przejeżdżających samochodów, lub Eric'a, który rozmawiał ze swoją dziewczyną przez całą noc, mówiąc jej, jak bardzo za nią tęskni.

Maeve rzuciła torbę na ziemię, zmęczona. Na stole leżały dwie porcje śniadania i kawy. Po środku stołu leżał bukiet różowych róż.

- Już jesteś? - zapytał Jonathan, schodząc po schodach podczas zapinania koszuli.

- Kiedyś trzeba - Maeve ściągnęła buty.

- Zrobiłem śniadanie - Jonathan uśmiechnął się delikatnie, chwytając róże w ręce.

- Widzę.

Maeve przeszła obok niego, chwytając kubek z kawą.

- Wiem, że nawaliłem tym razem... - zaczął Jonathan. Dziewczyna pokiwała głową, odkładając kubek na stół. - Maeve... - Chłopak złapał ją w pasie, przyciągając bliżej do siebie i podsunął bukiet pod nos. - Kocham cię i przepraszam i jestem bardzo wdzięczny, że ze mną wytrzymujesz.

- Nie możesz przynosić mi róż za każdym razem, kiedy nawalisz - Maeve przyjęła róże z delikatnym uśmiechem.

- Obiecuję, że to ostatni raz, kiedy dostaniesz je w taki sposób - chłopak powiedział cicho, całując czoło swojej dziewczyny. - Dzieciaki są na mieście i mamy też nie ma, więc...

- Więc zjemy śniadanie, później pozmywasz i zobacz co przyszło - Maeve wyciągnęła z torby list z collegu z Nowego Jorku.

- O mój Boże - uśmiech Jonathan'a zniknął, a w jego miejscu pojawiło się przerażenie.

Maeve odstawiła róże podekscytowana, wciskając Jonathan'owi list w ręce. Chłopak złapał go drżącymi rękami, patrząc niepewnie na swoją dziewczynę. Maeve pokiwała głową, czekając, aż otworzy list. Jonathan zaczął czytać z ciężkim sercem i z wrażenia usiadł na krzesło.

- Co? - zapytała Maeve, doskakując do niego. - No co?

- Dostałem się - powiedział cicho Jonathan. - Dostałem się!

- O mój Boże!

Jonathan wstał z miejsca, przyciągając Maeve do mocnego uścisku. Dziewczyna złapała jego twarz, przyciągając go do pocałunku.

- Przeprowadzamy się do Nowego Jorku - Maeve powiedziała ze śmiechem. - Dostałeś się!

- O nie - Jonathan pokiwał głową, ponownie zaczynając się martwić. - Nie, a co z mamą i Will'em i El? Nie pomyślałem o nich.

- Jonathan, poradzą sobie. Jest po wszystkim i możemy w końcu żyć. W Nowym Jorku - dziewczyna potrząsnęła jego ramionami.

Jonathan ponownie przyciągnął do siebie Maeve z uśmiechem. Po kilku latach ciągłego stresu, wszystko zaczęło układać się tak jak należy. Mięli zamiar znaleźć jakąś małą kawalerkę blisko NYU i kupić kota o imieniu Franciszek.

Maeve uśmiechnęła się podczas pocałunku, uświadamiając sobie, że w końcu miała życie, jak każdy przeciętny człowiek. Miała chłopaka, swoją siostrę i wszystko było normalne.

- Wyobrażasz sobie co będzie za kilka lat? - Jonathan przytulił Maeve, delikatnie nimi kołysając.

Oczywiście, że Maeve myślała o tym, co będzie za kilka lat. Jonathan miał już w tedy swój własny zakład fotograficzny, który prosperował tak dobrze, że David Bowie chciał mieć u nich sesję zdjęciową. Ona miała zapwwnione miejsce jako szef w wielkiej korporacji, która zajmowała się finansami. Oboje mięli już wystarczająco, żeby kupić dom za miastem z wystarczającą ilością pokoi dla ich znajomych i rodziny. Plus Franciszek i może jakieś pies.

Miała wszystko rozplanowane i była zakochana w swojej przyszłości tak samo jak w swoim chłopaku.

- Będzie idealnie - Maeve uśmiechnęła się do niego.

Joyce i Murray weszli do środka, niosąc kupę bagaży. Jonathan i Maeve spojrzeli na nich zdezorientowani.

- Murray zostaje na noc - powiedziała Joyce. - Gdzie dzieciaki?

- Rinko-Mania - Jonathan zmarszczył brwi, patrząc podejrzanie na swoją mamę, myśląc o tym, że pomiędzy nią a Murray'em szykował się jakiś romans.

- Jak miło - Murray uśmiechnął się, patrząc na stół. - Teraz wy zrobiliście mi jajecznicę, to dobrze, bo umieram z głodu.

Maeve zaczęła się śmiać. Joyce usiadła obok niego, biorąc "swoją" porcje drżącą ręką.

- A to co? - zapytała kobieta, chwytając list z NYU w ręce.

- Dostałem się - powiedział Jonathan.

- O mój Boże! - Joyce szybko wstała ze swojego miejsca, żeby przytulić swojego syna.

Haha szczęście w stranger things 🌚

El + Hopper = Maeve + Murray

I nie podoba mi się to tak zepchnęli Jonathan'a na bok w tym sezonie i wyrzucili jego marzenia o studiach w Nowym Jorku przez okno i ma wybrać tylko pomiędzy rodziną a Nancy

Pink Roses |Jonathan ByersWhere stories live. Discover now