Rozdział 66 cz.1

252 28 14
                                    

Szczerze powiedziawszy, domostwo Woods wydawało się o wiele mniej przestrzenne w moich zamglonych wspomnieniach. Jednak fakt ten może być spowodowany nieobecnością Lexy. Jej promienisty uśmiech zawsze skutecznie rozjaśniał przestrzeń. Nie ma sensu w ukrywaniu faktu, że obecnie spoglądam na świat przez strzaskaną szybę, więc nie powinnam być tak łatwowierna w stosunku do własnej wizji. W każdym razie, istnieje pewna cecha, którą współdzielę z tym budynkiem. Ta sama, wyjątkowa i jakże niesamowita osoba, wprowadziła w nas zupełnie nowe życie, pełne szczerej miłości oraz nieograniczonej troski. Kiedy oczami wyobraźni przeglądam karty własnej dotychczasowej historii, jestem w stanie jednoznacznie stwierdzić, że to w jej towarzystwie doświadczyłam najwspanialszych uczuć oraz doznałam wszelkich emocji, które skutecznie rozpalały i koiły moje serce na przemian. Źródłem wszystkiego była Lexa. Niestety, cały wigor, entuzjazm i sens mojej dalszej egzystencji, konsekwentnie zniknęły po jej odejściu. Zabrała je ze sobą, chociaż doskonale wiem, że tego nie chciała. Pragnęła mojego szczęścia i bezpieczeństwa. Za to drugie poświęciła nawet życie. To jest największy, ale też ostateczny dowód miłości – poświęcenie. Kto by przypuszczał, że po tylu miesiącach najbardziej będę utożsamiać się z opuszczoną rezydencją, która w dodatku, nieoczekiwanie została mi przypisana w testamencie. Zarówno ten dom, jak i ja, zostaliśmy opuszczeni. Osamotnieni. Pozostawieni... przez nią.

Jedyną dostrzegalną różnicą między elewacją a moim wyniszczonym organizmem, był porządek. Dookoła, gdzie się nie obejrzałam, każda rzecz miała swoje, od górnie przypisane miejsce, nawet pięć różnych zegarów stojących czy trzy zestawy porcelany – wszystko było starannie uporządkowane. Niemal identycznie jak w sklepie meblowym, tylko z większą ilością dekoracji oczywiście. Jedno trzeba przyznać, gosposia włożyła całe serce w swoją pracę. Przypuszczam, że jej też nie było łatwo. Pierwszy raz wykonywała obowiązki, podczas nieobecności obydwu byłych pracodawców, którzy praktycznie stanowili w jej oczach część rodziny po tylu latach znajomości.

Tymczasem, wewnątrz mojej głowy nadal znajdował się istny bałagan. Czarne myśli dręczyły mnie, niczym kozła ofiarnego. Tułały się w kółko, jak pustelnicy w zamkniętej piaskownicy. Wyraźnie czułam, jak negatywne emocje osiadające na dnie mojej duszy zaczęły się wspinać po lianach, aby żerować na moich organach i pozostałościach nadziei na lepsze jutro. Dzień po dniu, zostawało coraz mniej mnie we mnie. Mój stan psychiczny i fizyczny chylił się ku upadkowi. Właściwie, gwałtowny spadek już dawno nastąpił. Był nieunikniony, zważywszy na tamten nieszczęśliwy dzień. Aktualnie, pozostało mi wyczekiwać na moment, w którym moja czaszka roztrzaska się o kostkę brukową.

Chciałabym, aby terapeuta zdołał uporządkować moje myśli, tak efektywnie jak Dolores doprowadziła do ładu każdy pokój swoich byłych pracodawców. Pomimo, że w świetle prawa zostałam właścicielką tej nieruchomości, to wcale nie czułam się zobligowana do swobodnego poruszania się po pomieszczeniach ani dotykania jakichkolwiek ozdób lub mebli. W skład parceli wchodziło pięć sypialni, lecz w żadnej z nich nie znajdowały się moje rzeczy osobiste. W dalszym ciągu mieszkałam z mamą. Wszelkie moje chęci dalszego kształcenia ulotniły się parę miesięcy wcześniej. Rodzicielka się mną zajmowała, w chwilach gdy nie miałam na to siły czy ochoty. Takie momenty zdarzały się nagminnie. Miałam wręcz wrażenie, że nieustannie. Moje stwierdzenie podparte jest zgromadzonym do tej pory doświadczeniem. Do rezydencji przychodziłam niemalże codziennie, tylko po to, by pobyć w sypialni, która jeszcze niedawno należała do Lexy. Przebywając w tych konkretnych dwudziestu pięciu metrach kwadratowych nadal czułam jej obecność. Chociaż to jedynie naiwne złudzenie, wytworzone przez moją wyobraźnię, działające na zasadzie mechanizmu obronnego. Nawet moja psychika zdawała sobie świetnie sprawę, w jak fatalnym stanie byłam.

Sny, przybliżające wydarzenia, które miały miejsce w innym wymiarze, nadal nękają mnie w regularnych odstępach czasowych. Jednak nie przywiązuje już takiej wagi do rozwoju wydarzeń, bowiem w nich... też jej nie ma. Porzuciłam jakiekolwiek starania zrozumienia toku zdarzeń. Zupełnie jak w rzeczywistości. Krótko mówiąc, straciłam sens życia. Pozostała mi wyłącznie wegetacja. Nie posiadałam dłużej żadnych celów, aspiracji ani perspektyw. Nic. Pustka.

Nie rozpoznajesz mnie? | ClexaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz