Rozdział 64

867 86 72
                                    

W dalszym ciągu wyczuwałam posmak w połowie strawionego obiadu pomieszanego z miętową nutą pasty do zębów. Podparłszy się rękoma o umywalkę wyplułam niebieski płyn, który doszczętnie zniwelował nieprzyjemny zapach dotychczas wydobywający się z mojej jamy ustnej. Odkaszlnęłam trzykrotnie. Sok żołądkowy odczuwalnie podrażnił przełyk. Z kieszonkowego pojemniczka wysypałam dwie białe tabletki. Medykamenty skutecznie uśmierzały niemal paraliżujący ból głowy, dokuczający mi od ponad dwóch tygodni. W ten sposób chroniczny ból psychiczny przeobrażał się w fizyczny. Sama nie byłam pewna, który z nich stanowił mniejsze zło. Aczkolwiek ten drugi można było wyciszyć pigułkami na jakiś czas.

Zmęczonym wzrokiem sondowałam własne odbicie w niedomytym lustrze. Zewnętrznie przypominałam narkomankę długotrwale bytującą na społecznym dnie. Niemniej jednak mój wewnętrzny stan wcale nie miał się lepiej. Nawet nie starałam się wmawiać najbliższym, że było inaczej. Pozbawiona wigoru oraz chęci do dalszej egzystencji nie dysponowałam wystarczającą ilością sił, aby wykrzywić usta w uśmiech, który gościłby na mojej twarzy przynajmniej kilka sekund.

Rodzicielka dostrzegłszy niepokojącą zmianę w moim zachowaniu zaprowadziła mnie do najlepszego psychiatry w mieście. Z własnej woli raczej nigdy bym się do niego nie wybrała. Po czterech wizytach w przytulnym pomieszczeniu, wciąż nie otworzyłam się przed specjalistą. Zaliczałam się do grona niesfornych pacjentów, którzy za każdym razem przekraczali próg gabinetu z tym samym, negatywnym nastawieniem. Do tej pory siedząc komfortowo na fotelu nie przeprowadziłam szczerego monologu. Jedynie rzucałam różnymi częściami mowy w losowej kolejności. Z reguły zająwszy stałe miejsce układałam puchatą poduszkę na kolanach. Czułam się lepiej, mogąc ją przytulić do brzucha lub pod wpływem nagłej złości zacisnąć na niej palce. Jasiek skutecznie zatrzymywał ciepło oraz stanowił iluzję bliskości. Pomimo braku sprawnej współpracy, mężczyzna wykazywał się ponadprzeciętną cierpliwością i wyrozumiałością w stosunku do mojej osoby.

Donośny trzask drzwiami od kabiny gwałtownie wyrwał mnie z zamyślenia. Młoda pielęgniarka przeprosiła za wywołanie hałasu, wskutek którego przestraszona upuściłam torebkę. Rudowłosa błyskawicznie włożyła do niej rozsypane po podłodze drobiazgi. Ze skruchą w brązowych oczach wręczyła mi moją własność. W jej spojrzeniu skrywało się współczucie. Najpewniej cały personel zdawał sobie sprawę z istotności dzisiejszego dnia. Kobieta chciała coś dodać, ale ostatecznie zrezygnowała z tego pomysłu.

Zerknęłam na zegarek, tym samym ignorując niedoszłą rozmówczynię. Osiemnasta czterdzieści pięć. Czas uciekał nieubłaganie. Przetarłam twarz lodowatą kranówką. Ledwo utrzymywałam się na nogach, choć wypiłam cztery mocne kawy. Najwyraźniej mój organizm począł się przyzwyczajać do sporych dawek kofeiny, serwowanych bez opamiętania w ciągu ostatniego miesiąca. Opuściłam toaletę nie wymieniając słowa z pracownicą szpitala. Nie miałam ochoty na nieistotną pogawędkę, gdy ważył się los Lexy. Obecnie moje miejsce było właśnie przy niej.

Droga z łazienki do sali trzysta siedem prowadziła przez szpitalną poczekalnię. Pomieszczenie z niekomfortowymi siedzeniami było zapełnione znajomymi obliczami. Wśród nich znajdował się między innymi prawny opiekun Woods. Odziany w dystyngowany garnitur ciągle prowadził służbowe rozmowy za pośrednictwem telefonu. Dwie przyjaciółki z powodzeniem odwróciły moją uwagę od lśniącej łysiny biznesmena. Szczerze? Nie byłam zainteresowana konwersacją z nimi, co zrozumiały po upływie chwili. Wzrokiem zarejestrowałam stawiennictwo pozostałych znajomych za plecami dziewcząt. Lincoln uśmiechnął się nieznacznie, kiedy na moment nasze spojrzenia się skrzyżowały. Zajmujący miejsce obok śniadoskórego mięśniaka Bellamy, nieśmiało pomachał ręką, lecz spuścił ją niemal tak szybko jak ją podniósł. Na twarzy miał wymalowaną żałość. Nie wykonałam chociażby jednego kroku w ich stronę. Nie obchodził mnie nikt, w tym ja. Liczyła się tylko ona. Zwłaszcza teraz.

Nie rozpoznajesz mnie? | ClexaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz