Rozdział 26

1.3K 167 23
                                    

Unosząc opuchnięte powieki poczułam intensywny ból. Bolał mnie każdy mięsień, ale największy ucisk pochodził z wnętrza klatki piersiowej. Przytłaczała mnie czarna rozpacz.

Wpatrując się w sufit, analizowałam każde słowo oraz gest Lexy. Właściwie, był to jeden z przyjemniejszych snów. Wyciągnęłam spod poduszki zeszyt w czarnej oprawie i rozpoczęłam sporządzanie notatek.

Ziemianka naprawdę żałuje tego, co stało się pod Mount Weather. Lecz zbyt szybko nie naprawi swoich błędów, ani nie odzyska mojego zaufania, podobnie jak Woods. Z tą różnicą, że Komandor chociaż okazuje skruchę wobec swych uprzednich czynów.

Przepisując na papier ostatnie słowa wypowiedziane przez Ziemiankę, wargi mimowolnie uformowały się w niewielkich rozmiarów uśmiech. Tuż przy słowach wypisanych czarnym tuszem, znalazły się świeże ślady łez. Ponownie zaczęłam płakać. Czyli nie osiągnęłam jeszcze limitu.

Starałam się to powstrzymać, ale moje próby przyniosły jedynie odwrotny skutek. Przeklęłam pod nosem. Mój własny organizm odmawiał mi posłuszeństwa.

Topiąc się we własnych łzach, usłyszałam pukanie do drzwi. Powiedzieć, że byłam zdziwiona to mało. Zastanawiałam się nad tożsamością niespodziewanego gościa. Początkowo na myśl przyszedł mi włamywacz, jednak szybko odrzuciłam tę głupią opcje. W końcu, od kiedy złodzieje kulturalnie stukają przed dokonaniem kradzieży?

Spojrzałam na zegarek, było kilka minut po siedemnastej. Być może moja rodzicielka wróciła wcześniej z pracy. Odczekałam chwile, nim zdecydowałam się odezwać. Ktokolwiek znajdywał się za drzwiami, nie mógł dosłyszeć, że gorzko szlochałam jeszcze przed momentem.

- Kto tam? - zapytałam dla upewnienia. Czekając na odpowiedź, podniosłam się do pozycji siedzącej.

- Clarke, to ja - wyszeptała. Kiedy tylko dosłyszałam tę wyjątkową barwę głosu, zacisnęłam dłonie na uprzednio tulonej poduszce.

Wzięłam kilka wdechów oraz wydechów, w celu uspokojenia się. Samokontrola. Nie chciałam, by mój głos przypadkiem się załamał, gdy będę udzielać jej odpowiedzi. Nie mogłam pozwolić sobie na okazanie słabości, szczególnie jej. Nie zamierzałam dać dziewczynie tej satysfakcji. Otarłam wciąż spływające po policzkach łzy chusteczką.

- Nie wiem, po jaką cholerę tu przyszłaś - odpowiedziałam pewnie i bez emocji. Jeśli tak dalej pójdzie, oziębły ton głosu niedługo wejdzie mi w nawyk. W dodatku, uczę się tej sztuczki od najlepszych.

- Chcę ci wszystko wyjaśnić - wytłumaczyła głośniej. Dosłyszałam się w jej głosie smutku, ale tym razem nie zamierzałam się nabrać. Nie popełnię powtórnie tego samego błędu.

- Uwierz mi, nie musisz. Widziałam wystarczająco, aby dosadnie wszystko zrozumieć - zapewniłam, zaciskając zawistnie szczękę.

- Proszę cię, Clarke - jej głos nie był daleki od załamania się. Praktyka czyni mistrza, czyż nie?

Doprawdy, powinna zostać aktorką. Teraz żałuję, że w Los Angeles żaden reżyser czy ktokolwiek nie zaciągnął jej do Hollywood. W takim wypadku, mogłaby podzielić się z innymi swoim talentem, być może zrobić z niego jakiś użytek, zamiast krzywdzić ludzi.

- Niepotrzebnie się fatygowałaś. Możesz już wracać do swojego chłoptasia - moje wypowiedzi z minuty na minutę stawały się coraz bardziej pewne. Smutek i rozpacz niezmiennie mnie przepełniały, ale gdy tylko usłyszałam jej klarowną barwę głosu, zdecydowanie w większym stopniu przemawiała przeze mnie złość oraz wściekłość.

- To nie tak jak myślisz. - Typowy tekst zdrajców.

- Nie wkurwiaj mnie! - warknęłam, tracąc nad sobą kontrolę. - Nie mamy o czym dyskutować. Nawet nie próbuj robić ze mnie głupka, wzrok mam jeszcze dobry.

Nie rozpoznajesz mnie? | ClexaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz