Rozdział 29

1.2K 132 35
                                    

Nawet z daleka byłam w stanie dosłyszeć brzmienie głosu mężczyzny, którego darzyłam wyjątkową nienawiścią. Przemowa oficjalnie rozpoczynająca pojedynek dobiegała końca. Żądna starcia oraz widoku krwi widownia, poczęła wydawać z siebie przeróżne okrzyki.

Pomimo, że akcja działa się w XXII wieku, odnosiłam wrażenie, że ludzkie zachowania nie zmieniły się znacząco od czasów starożytnych. Mam głównie na myśli walki gladiatorów w antyku. Brakuje jedynie Koloseum.

Przeciskałam się przez ożywioną publiczność. Miałam okazję zaobserwować oraz poczuć na własnej skórze siłę tudzież zaawansowany poziom sprawności fizycznej Roana. Musiałam ją zobaczyć.

Udało mi się przebić do pierwszego rzędu w ostatnim momencie. Komandor akurat oddała swój naramiennik i miała zamiar sięgnąć po broń. Wnioskując po spojrzeniu jakim zostałam natychmiastowo obdarzona mogłam śmiało stwierdzić, że nie spodziewała się mnie tutaj.

"Cieszę się, że przyszłaś."

Obecnie, nie wyobrażałam sobie siebie nigdzie indziej.

"Ja też."

Naprawdę nie chciałam, by doszło do starcia zielonookiej oraz syna królowej Nia. Przez ogólne podenerwowanie, nie miałam czasu, aby przywiązać większą wagę do tego, iż moja matematyczka chciała śmierci Woods. Kiedy wydaje ci się, że lekcje matematyki nie mogą być gorsze... mogą.

Nie jestem pewna jak długo wpatrywałyśmy się w siebie, lecz był to moment definitywnie zbyt krótkotrwały. Najchętniej chwyciłabym ją za rękę i wróciła do mojego tymczasowego miejsca pobytu. Niestety z uwagi na pozycję zajmowaną przez brunetkę nie mogłam sobie pozwolić na taki czyn.

Wierzyłam w nią. Kondycja oraz forma dziewczyny nie ulegały dyskusji, choć nigdy nie miałam okazji odnotować jej umiejętności walki na własne oczy. Fakt zajmowania przez Lexę najwyższego miejsca w hierarchii Ziemian świadczył sam za siebie. Lecz podczas konfrontacji może zdarzyć się wiele nieprzewidzianych zdarzeń, które zależne mogą być wyłącznie od czynników losowych.

Gdy zielonooka dzierżyła w dłoni miecz, ponowiłyśmy kontakt wzrokowy. Chciałam się odezwać, powiedzieć cokolwiek, ale w moim gardle aktualnie bytowała obszernej wielkości gula, uniemożliwiająca mi komunikację. Przeciwnik nie tracił czasu, zamierzał wykorzystać sytuację, kiedy Komandor była odwrócona do niego plecami.

Naturalnie, dziewczyna nie dała mu szansy, odpowiedziała sukcesywnym kontratakiem. Pojedynek był wyjątkowo zaciekły. Ledwo potrafiłam nadążyć za tempem akcji. Raz przewagę miała brunetka, a zaledwie kilka sekund później hegemonie przejął książę.

Moje płuca przestały pracować poprawnie, gdy spostrzegłam jak z zaciśniętej dłoni na ostrzu cieknie stróżka czarnej krwi. Dosłownie nie mogłam zaczerpnąć powietrza, czułam jakbym znajdowała się w próżni. Na szczęście, sytuacja w zawrotnym tempie się odwróciła i ponownie Roan oberwał.

Następnie brunetka pozbawiła go szabli. Bezbronny szukał wokół siebie czegoś, co byłoby wstanie poważnie zranić jego przeciwniczkę. Zaopatrzył się w dzidę, którą przywłaszczył sobie od jednego ze strażników.

Niedługo trzeba było czekać na powtórne odwrócenie się ról. Teraz Lexa nie posiadała niczego do samoobrony. Gula ponownie zagościła w moim gardle, a ja momentalnie zapomniałam jak się oddycha. Leżała nieruchomo na ziemi. Publiczność również powstrzymała się od wiwatów i tym podobnych odgłosów. Titus bezwładnie opadł na siedzenie.

Mężczyzna nie dał jej czasu na wydobrzenie, stanął tuż obok niej. Ostrze znajdowało się dosłownie kilka centymetrów od twarzy obmalowanej czarną farbą. Zamachnął się. Czy to już koniec?

Nie rozpoznajesz mnie? | ClexaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz