Rozdział 61

852 79 38
                                    

Po wieczorze spędzonym nad brzegiem oceanu zrozumiałam, że muszę przejść do działania. W końcu nie zostało mi zbyt wiele czasu. Otrzepałam spodnie z ziarenek piasku. Zamknąwszy najstraszniejsze wspomnienie w stalowym pudle wróciłam po samochód na parking przy siłowni. Podczas odpoczynku w mięśniach kończyn dolnych zgromadził się kwas mlekowy, który powodował ból przy każdym stawianym kroku. Niespiesznie pokonując kolejne metry siekaczami mocno zagryzłam dolną wargę.

Opadłam bezsilnie na przednie siedzenie. Od przeszło kwadransa komórka nieustannie wibrowała. W ostatniej chwili powstrzymałam się od zerknięcia na ekran telefonu. Mój obecny stan psychiczny był na tyle zachwiany, że chociażby jedna wiadomość od Clarke mogła przyczynić się do gwałtownej zmiany planu, który spontanicznie obmyśliłam przesiadując na wydmie. Preferowałam nie kusić losu, dlatego urządzenie wrzuciłam do schowka. Następne dwie godziny przeczekałam wewnątrz pojazdu. Jednakże nie był to czas wyrzucony w błoto. Jadąc na drugi koniec miasta zatrzymałam się w pobliżu kiosku.

Od mężczyzny w podeszłym wieku wykupiłam pojedynczy blok wypełniony kartkami, czarny długopis oraz typową kopertę. Przerzucenie słów, a tym bardziej złożonych zdań na bladą powierzchnię sprawiało mi niewiarygodną trudność. Poskładałam w miarę możliwości myśli zorientowawszy się, że został mi ostatni świstek papieru. Nieopanowanie drżąca prawa ręka zmieniła z reguły czytelne pismo w rozlazłe bazgroły. Jakby tego było mało para przezroczystych kropel w nieznacznym stopniu rozmazała świeży tusz. Przeklęłam bezgłośnie w pierwszym porywie. Nie dałabym rady powtórnie napisać listu o takiej samej treści, więc zignorowałam ten fakt. Złożyłam kartkę w pół, umieściłam w kopercie i schowałam do kieszeni. Kiedy stres minął nareszcie nabrałam w płuca zwiększoną dawkę powietrza, za co skatowany dzisiejszego dnia organizm był niebywale wdzięczny.

Zaparkowałam na przeciwko celu krótkiej podróży. Zgasiłam silnik wraz ze światłami. W milczeniu oczekiwałam na przyjazd szofera. W końcu odnotowałam wzrokiem sylwetkę, która wyszła poza obszar posiadłości. Nieświadomie zacisnęłam palce na kierownicy, wbijając w nią paznokcie. Kilka sekund później podjechał czarny samochód cenionej niemieckiej marki. Po tym jak się oddalił wyszłam z pojazdu i przeszłam na drugą stronę ulicy, wychodząc z cienia.

Zmiana kodu dostępu mnie nie zaskoczyła. Przeniosłam wzrok trochę wyżej. Przeskoczenie płotu okrążającego domostwo byłoby kłopotliwe, ale nie niemożliwe. Zważywszy na przeszkodę wybrałam prostszą drogę. Wcisnęłam przycisk i cierpliwie czekałam na odzew, który usłyszałam dość szybko. Starsza kobieta jak tylko rozpoznała mój głos wpuściła mnie na teren posesji. Cienka smuga światła spoczywała na kostkach brukowych, gdyż główne drzwi były niedomknięte. Przywitałam się po raz kolejny tego samego dnia z Dolores. Wyjaśniłam jej pokrótce powód niezapowiedzianej wizyty. Gosposia czuła się bezradna. Jedyne co mogła mi ofiarować to współczucie. Nie potrafiłam jej pocieszyć samej będąc na skraju wytrzymałości.

Wbiegłam do mojej sypialni niczym burza. Wprawdzie nie miałam stuprocentowej pewności, czy Titus zgodnie z moimi założeniami powróci dopiero po północy. Być może po ostatniej "akcji", którą zorganizowała Clarke bankiety najgrubszych ryb w mieście zmieniły swój przebieg. Także biznesmen współcześnie posiadał odmienną reputację, znacznie gorszą od tej sprzed dwóch tygodni, lecz nie było to moje zmartwienie. Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy do obszernej torby podróżnej. Gdy była zapełniona częściami garderoby poczęłam przyglądać się bardziej osobistym przedmiotom. Wówczas zorientowałam się, że niewiele takowych stanowiło ozdoby mojego pokoju. Pomieszczenie charakteryzowało się przede wszystkim minimalizmem.

Niespodzianie przypomniałam sobie o skromnym pudełku wciśniętym między kartony po butach bytujące na dnie szafy. Na przestrzeni lat efektywnie ukrywałam jego istnienie przed prawnym opiekunem. Znajdowało się w nim kilka drobiazgów zarówno z biologicznego domu, jak i z sierocińca. Obiekty nie nadawały się do sprzedaży biorąc pod uwagę liczne niedoskonałości, których nabawiły się wraz z upływem lat, niemniej jednak posiadały nieprzeliczoną wartość sentymentalną. To była moja spuścizna.

Nie rozpoznajesz mnie? | ClexaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz